Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOR) co kilka lat przeprowadza badanie ankietowe gospodarstw domowych w krajach nisko- i średnio-rozwiniętych, w których działa oraz w Niemczech. Ostatnie zostało przeprowadzone w 2022 r., a wyniki opublikowano w 2024 r. Ponieważ dane zbierane są od 2006 r., stanowią znakomity materiał do analizy.
Polskie społeczeństwo podlega diametralnym zmianom, lecz raczej nie odbiegają one od trendów występujących w innych krajach na podobnym poziomie rozwoju. Szybko rośnie nasza satysfakcja życiowa, chociaż dopiero od 2016 r. Odsetek respondentów odpowiadających „zdecydowanie się zgadzam” na stwierdzenie „generalnie jestem zadowolony ze swojego życia” w Polsce w latach 2010-2016 zmniejszył się z 7,5 proc. do 7,4 proc., lecz w latach 2016-2022 zwiększył się z 7,4 proc. do 15,8 proc. Nic dziwnego. Pierwszy okres to rosnąca stopa bezrobocia i relatywnie niska stopa wzrostu gospodarczego związana z dekoniunkturą w strefie euro, natomiast drugi okres to boom gospodarczy, wynikający m.in. z poprawy koniunktury na głównych rynkach eksportowych, nie licząc okresu pandemii.
Coraz większą wartość przypisujemy wykonywanej pracy. Ponad jedna czwarta respondentów jest bardzo zadowolona ze swojego zajęcia, a jeszcze w 2016 r. było to zaledwie 6,3 proc. Zmiana jest więc kolosalna, a samo zjawisko niezwykle pozytywne. Dla wielu aktywność zawodowa stanowi bowiem źródło poczucia dumy i tożsamości, determinuje też percepcję dotyczącą pozycji w społeczeństwie. Im większa postrzegana wartość pracy, tym też potencjalnie wyższa produktywność, ponieważ rośnie motywacja.
Pewne zjawiska w polskim społeczeństwie przebiegają nieco wbrew trendom panującym w innych państwach. Ewidentnie jesteśmy bardziej pozytywnie nastawieni do imigrantów, prawdopodobnie dlatego, że przybysze, których przyjęliśmy z Ukrainy są kulturowo zbliżeni do nas i odegrali ważną rolę w stymulowaniu polskiej gospodarki poprzez wypełnianie deficytów na rynku pracy.
Uwagę przykuwa też fakt, że zaufanie do rządu i sądów w Polsce jest niskie, i spada, a sytuacja polityczna oceniana jest gorzej na tle innych krajów. To chyba najbardziej niepokojący trend. Jeżeli uznamy, że instytucje rzeczywiście podlegają stopniowej degradacji (np. w związku z erozją praworządności i brakiem wiary w bezstronność sądów), a percepcja społeczna jest po prostu tego egzemplifikacją, to – w świetle naukowych dokonań laureatów Nobla z ekonomii D. Acemoglu, S. Johnsona i J. A. Robinsona – brak poprawy instytucji może doprowadzić w długim okresie do regresu gospodarczego kraju. Dryf instytucjonalny może powoli, a nawet niepostrzeżenie prowadzić do dryfu ekonomicznego w niepożądanym kierunku. Oby Polska uniknęła tego czarnego scenariusza. Trzeba też pamiętać, że w kraju o niskim poziomie zaufania do rządu trudniej przeprowadzać zmiany, np. związane z dekarbonizacją.
Największe różnice pomiędzy Polską a innymi krajami widać jednak w podejściu społeczeństwa do redystrybucji, czyli zmniejszania nierówności dochodowych. U nas poparcie społeczne dla redystrybucji dochodów jest niskie i spada. W innych krajach? Jest wysokie i rośnie. Polskie społeczeństwo idzie więc trochę wbrew hipotezie Meltzera-Richarda, która mówi, że im większe nierówności dochodowe, tym bardziej prawdopodobne, że medianowy wyborca będzie miał dochód poniżej średniej dochodów i tym samym, będzie optował za większą redystrybucją. Tymczasem, w Polsce nierówności dochodowe są duże, rosną (jak wykazali J. Sawulski, M. Brzeziński i P. Bukowski w książce „Nierówności po polsku”), ale jednocześnie poparcie społeczne dla redystrybucji spada. Może to wynikać ze słabych związków zawodowych, dziedzictwa komunizmu i dużej niechęci do ingerencji państwa w rynek. Ponadto na postrzegane nierówności mogą bardziej wpływać nierówności majątkowe (a nie dochodowe), które w Polsce nie są wysokie na tle innych krajów europejskich, co może z kolei wyjaśniać niskie poparcie dla redystrybucji.
