Emerytury nie mogą uciekać od demografii

Jacek Zalewski
opublikowano: 2002-03-07 00:00

Krzysztof Dzierżawski, analityk z Centrum im. Adama Smitha, zarzuca reformie systemu emerytalnego, że klientom OFE sprzedawane są złudzenia.

Wojciech Szeląg (Polsat): Kto w Polsce zna się lepiej na ekonomii — Leszek Balcerowicz, Marek Belka, a może senator SLD Marian Noga, który tak skrytykował Balcerowicza?

Krzysztof Dzierżawski (Centrum im. Adama Smitha): Spór między oboma profesorami B. — tak jak i wypowiedź pana senatora — ma charakter polityczny, a nie ekonomiczny. Po obu stronach za dużo jest polityki.

A komu mamy wierzyć w sprawach przyszłych emerytur? Co informacja, to jesteśmy bardziej przerażeni...

Racje i w tym wypadku rozłożone są po obu stronach. Szacunki, jakie opinia publiczna otrzymała w ostatnich dniach — autorstwa NIK, IBnGR oraz UNFE — są bardzo pesymistyczne, ale nie dają one podstaw, aby uznać, że przyszłe emerytury będą rzeczywiście tak niskie. Po prostu obecnie nie da się precyzyjnie wyliczyć emerytury za tak wiele lat, ponieważ nie da się przewidzieć, co się w tym czasie wydarzy.

Czy nie powinniśmy się cieszyć, jeśli te nasze emerytury w ogóle będą?

Z całą pewnością będą, ale — nędzne, co wynika z demografii. Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową podał, że dzisiaj na 100 pracujących przypada 43 emerytów, natomiast za dwadzieścia lat będzie ich już 70. Czyli to, co z trudem wystarcza na owych 43, trzeba będzie podzielić na 70. Takie są realia. Reforma emerytalna daje złudzenie, że w Polsce od praw demografii można się uwolnić, a emerytura będzie pochodną spekulacyjnych talentów jakiegoś analityka z OFE. Tymczasem zawsze i wszędzie wysokość emerytur jest pochodną tego, co wytwarzają pokolenia aktywne zawodowo. Rzecz w tym, że za dwadzieścia lat na emeryturze znajdzie się polski wyż demograficzny. 800 tysięcy ludzi z każdego rocznika wyżowego wyciągnie rękę do roczników niżowych. Największym nieszczęściem reformy emerytalnej jest sprzedawanie za ciężkie pieniądze złudzenia, iż emerytura nie zależy od dzieci.

Co mówić o pewności świadczeń za kilkanaście lat, skoro niepewni dnia ani godziny są przedsiębiorcy — na przykład stojący w kolejkach na zachodniej granicy...

Wchodzące w niedzielę nagłe rozporządzenie o akcyzie wymierzone jest w pierwszym rzędzie w prostych ludzi, pogardliwie nazywanych laweciarzami, którzy dostarczają względnie przyzwoite samochody z Zachodu. Jeśli używane, a nawet powypadkowe volkswageny nie zostaną sprowadzone do Polski, to mniej zamożna część społeczeństwa będzie nadal jeździła trzydziestoletnimi fiatami 1500 czy maluchami. To nieprawda, że sprowadzany jest złom i niebezpieczeństwo. Cała ta sprawa jest realizacją interesów potężnego lobby samochodowego.