Notowania euro wróciły na koniec tygodnia poniżej pułapu 1,08 USD, po tym jak szef EBC Mario Draghi po styczniowym posiedzeniu banku nie wykluczył dalszego łagodzenia polityki, a Goldman Sachs obniżył 12-miesięczną cenę docelową wspólnej waluty do zaledwie 0,95 USD. Z technicznego punktu widzenia wiele jednak wskazuje, że dni słabości euro są policzone. Ewentualna dalsza przecena nie powinna przekroczyć pułapu 1,05 USD.
To dlatego, że właśnie tam przebiega dolne ograniczenie kanału spadkowego, opisującego ostatnie 8 lat notowań głównej pary walutowej świata (linia ta wprawdzie opada, jednak na koniec roku wciąż będzie leżała na wysokości 1,03 USD). W tej sytuacji prawdopodobne scenariusze są dwa – kontynuacja stabilizacji w notowanym przez większą część ubiegłego roku przedziale 1,05-1,15 USD oraz rozpoczęcie ruchu wzrostowego w stronę górnego ograniczenia formacji. W najbardziej optymistycznym dla stawiających na euro wypadku notowania wspólnej waluty dotarłyby do oporu jeszcze przed końcem roku, a to oznaczałoby umocnienie euro do około 1,30 USD.
Okazuje się jednak, że ta prognoza techniczna byłaby zupełnie nie do zaakceptowania dla ekonomistów. Takich zwyżek nie zakładają żadne z zebranych przez Bloomberga szacunków, a najbardziej byczo nastawiona instytucja, HSBC Holdings, zakłada umocnienie euro do co najwyżej 1,20 USD. Tymczasem leżące obecnie na wysokości 1,05 USD silne wsparcie to pułap wyznaczający dokładnie medianę prognoz wszystkich instytucji, co oznacza, że aż połowa z nich zakłada że euro będzie za nieco ponad 11 miesięcy tańsze, niżby wynikało z „technikaliów”. Na rozstrzygnięcie sporu między fundamentami a techniką pozostaje zaczekać do grudnia, jednak warto pamiętać, że rynek często robi to, co zaboli największą liczbę jego uczestników.
Kanał spadkowy, widoczny w notowaniach euro do dolara. Źródło: pb.pl, Bloomberg.
