W przetargu na Tarczę Polski czterech z 14 graczy przeszło do drugiej fazy dialogu technicznego. Wśród nich konsorcjum polskich firm z Polskim Holdingiem Obronnym oraz MBDA i Thales jako podwykonawcami. Obiecują, że jeśli MON wybierze ich ofertę, polskie firmy miały co robić. Spółki, które mają pracować przy projekcie Tarcza Polski, to: Bumar Elektronika, Mesko, Huta Stalowa Wola, Centrum Techniki Morskiej, Wojskowe Zakłady Łączności nr 1, Jelcz, Wojskowe Zakłady Elektroniczne, ZM Tarnów. Trwają rozmowy z kolejnymi podwykonawcami i jednostkami badawczymi.

Kto zarobi
Największym wygranym będzie Jelcz — niezależnie od wyboru oferenta potrzebne będą setki pojazdów do przewozu rakiet oraz Mesko jako producent rakiet, które wartościowo stanowią najwięcej w programie (70 proc.).
— Tylko nasza oferta zapewnia pracę polskich zakładów. Nie chcemy takiej współpracy, gdzie będziemy najwyżej składać czyjeś produkty — zaznacza Marek Borejko, dyrektor programu Tarcza Polski w Polskim Holdingu Obronnym.
Jego zdaniem fakt, że Thales, który był również wybrany do drugiej fazy dialogu technicznego, zrezygnował z osobnej oferty i dołączył do konsorcjum PHO z MBDA, najlepiej świadczy o sile grupy. Thales realizował już zamówienia dla Polskich Sił Zbrojnych, w tym marynarki wojennej, a zrealizowane przez niego zobowiązania offsetowe przekroczyły 100 mln EUR.
Praca i prestiż
— Zapewniamy ponad 50-procentowy udział przemysłu polskiego oraz utrzymanie 5-7 tys. miejsc pracy przez 25 lat — mówi Mark Ferret z MBDA, francusko-włosko- -brytyjskiego producenta rakiet, który dostarczył w ostatnich latach naziemne systemy obrony przeciwlotniczej do 40 krajów. — Jedno miejsce pracy w przemyśle obronnym to nawet 4,5 miejsca pracy w pozostałych działach gospodarki. Tak samo jest z likwidacją jednego etatu w naszym sektorze — mówi Marek Borejko. Oprócz miejsc pracy liczy się stworzenie własnego systemu obronnego.
— Polska nigdy nie miała opracowanego w kraju systemuśredniego zasięgu. Dziś stoimy przed szansą, jaka zdarza się raz na kilkadziesiąt lat, i powinniśmy ją wykorzystać. Mamy potencjał. 100 proc. radarów, systemów łączności, pojazdów ma pochodzić z Polski. Z Francji będzie technologia i na początku niektóre elementy, bo nie można tak szybko ruszyć z produkcją — podkreśla Marek Borejko.
Polskie firmy obronne mają swoje sukcesy na świecie. W 2008 i 2010 r. Polska dostarczyła do Indonezji dwa zestawy baterii obrony przeciwlotniczej. Starania o kontrakt trwały 12 lat, a zaangażowani w nie byli prezydent, premier i ministrowie.
— To rządy sprzedają uzbrojenie, a nie firmy — mówi Marek Borejko. Rozstrzygnięcie konkursu na dostawę systemu średniego zasięgu zaplanowano na początek 2015 r. Poza konsorcjum PHO, MBDA i Thales, w drugiej fazie dialogu technicznego biorą udział amerykańsko-niemiecko-włoski MEADS, amerykański Raytheon i rząd Izraela (reprezentuje kilka spółek rakietowych). System obrony powietrznej ma się składać z trzech podsystemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Państwo przeznaczy na inwestycje ponad 26 mld zł do 2023 r.