Ostatecznie inwestorzy raczej skupili się na pierwszym z tych czynników –
wczoraj opublikowano wysokie wskaźniki CPI w Wielkiej Brytanii oraz PPI w USA
- choć w połowie sesji można było odnieść wrażenie, że największa od
długiego czasu zniżka notowań ropy cieszy inwestorów. W dużej części jednak
odrobienie strat przez amerykańskie indeksy w połowie dnia wynikało z popytu na
akcje spółek finansowych. Pod koniec notowań znów się osłabiły i ostatecznie
indeksy znów spadły. Wpływ na to miało też zapewne wystąpienie Bena Bernanke,
który wysłał dwa najgorsze sygnały – przestrzegł przed inflacją i osłabieniem
wzrostu gospodarczego.
Na notowania S&P 500 korzystnie
podziałało wsparcie przy 1200 pkt. Przypomnijmy jednak, że w trendzie malejącym
samo odbicie od wsparcia to za mało, by mówić o możliwości trwalszej poprawy
koniunktury. Bariera 1200 pkt ma jedynie psychologiczny charakter, więc nie
warto do niej przywiązywać większej wagi. Nie zmieniamy naszych oczekiwań na
dalszą zniżkę na amerykańskim parkiecie. Tak samo jesteśmy nastawieni do rynków
wschodzących. Wczoraj zanotowały największy spadek od 4 miesięcy i zeszły
poniżej poprzedniego dołka. Tym samym ruch powrotny do styczniowego dołka, jaki
w ostatnich dniach wykonywał MSCI EM, zakończył się. Można oczekiwać, że z
obecnych ponad 1000 pkt ten indeks zejdzie nawet w rejon 700 pkt. To oznaczałoby
jeszcze pokaźne zniżki.
Jak w takich warunkach miałby sobie radzić
nasz rynek? Nie ma wątpliwości, że jest wyprzedany, ale ten fakt wystarcza
jedynie do oczekiwania na krótkotrwale odbicie, a nie na zmianę trendu. Główne
indeksy w ostatnim czasie znów wysłały wiele negatywnych sygnałów, wykazując
ogromną słabość naszej giełdy. WIG20 wczoraj spadł poniżej 2,5 tys. pkt i
przełamał w ten sposób ważna barierę w postaci dołka z czerwca 2006 r. mWIG40
poniżej analogicznego wsparcia znalazł się już w minionym tygodniu, a sWIG80
przebił barierę związaną ze szczytem z wiosny 2006 r. Wobec tego nadzieje na to,
że te wsparcia powstrzymają wyprzedaż okazały się złudne. Inwestorzy, którzy
liczyli na to, że powstrzymają wyprzedaż, zawiedli się i teraz mogą stanowić
dodatkowe źródło podaży. W takich warunkach wsparcie przy 36 tys. pkt na
indeksie WIG, który traktujemy za najlepszy miernik koniunktury na naszej
giełdzie, jest poważnie zagrożone. Brakuje do niego zaledwie 4
proc.
Nasza giełda staje przed realną groźbą pojawienia się paniki.
Dzisiejsza sesja, która przynosi odbicie o zaledwie 0,3% w początkowej fazie,
pokazuje słabość popytu. Mechanizm, który teraz funkcjonuje jest podobny, jak w
ostatniej fazie hossy – wtedy inwestorzy, którzy powstrzymywali się z kupnem,
czekając na spadek cen, gdy przez pierwszą część sesji go nie widzieli
przystępowali do zakupów. Teraz posiadacze akcji na początku notowań liczą na
odbicie, a gdy ono nie przychodzi z każdą godziną sesji jest gorzej. W takim
spostrzeżeniu można znaleźć optymistyczne przesłanie, jednak równocześnie warto
przypomnieć, jak długo trwała ostatnia faza hossy i jak wysoko wyniosła indeksy.
Teraz więc zniżki mogą zająć więcej czasu niż oczekują najwięksi pesymiści i
sprowadzić do niższych niż oczekiwane przez nich poziomy.
Katarzyna Siwek, Expander