Skutki bankructwa amerykańskiego koncernu Enron mogą być niezwykle dokuczliwe także dla międzynarodowych firm księgowych. Lesław Paga, prezes Deloitte & Touche, przyznaje, że w połączeniu z drastycznymi podwyżkami kosztów ubezpieczania działalności audytorskiej, mogą one wręcz zachwiać stabilnością całego sektora.
Niedawny upadek jednego z najgłośniejszych blue chipów wstrząsnął korporacyjną Ameryką. Trwa roztrząsanie poszczególnych faktów, które złożyły się na tę sytuację. Na cenzurowanym są agencje ratingowe, jest też Andersen (dawny Arthur Andersen) — firma księgowa, która audytowała Enron i nie ostrzegła inwestorów na czas przed „trupami w szafie” firmy. Andersen musi się teraz liczyć z pozwami o odszkodowania sięgającymi miliardów dolarów.
— To jest tragedia dla Andersena, ale także dla całej naszej profesji, która opiera się na zasadzie zaufania publicznego. Na pełne wnioski jest jeszcze za wcześnie, ale na pewno branża musi podwyższyć pewne wymogi wewnętrzne, poświęcić więcej czasu na samokontrolę — ocenia Lesław Paga.
Jego zdaniem, firmy księgowe zawsze były celem przy dochodzeniu odszkodowań.
— Kiedy w przedsiębiorstwie zaczynają się poważne kłopoty, zwykle zarządu, który zawinił, już dawno nie ma. Także główni akcjonariusze, którzy odpowiadali za zarządzanie firmą, umywają ręce twierdząc, że stracili wszystko wraz ze spadkiem kursu giełdowego. W tej sytuacji wszyscy chcą odszkodowań od firm audytorskich, o których wiadomo, że pozostaną na rynku — tłumaczy.
Firmy księgowe nie mogą jednak odpowiadać za wszystkie grzechy tego świata.
— Opinia publiczna często mylnie sądzi, że my przygotowujemy sprawozdania finansowe przedsiębiorstw. A my możemy przecież jedynie weryfikować to, co przekazują nam zarządy. Sprawdzamy głównie, czy firma ma szansę przetrwać i siłą rzeczy opieramy się na informacjach dostarczanych przez nią — tłumaczy szef Deloitte & Touche.
Krach Enronu nastąpił tuż po tym, jak firmy ubezpieczeniowe drastycznie podniosły stawki, także za asekurowanie działalności audytorskiej.
— Wbrew pozorom nie jesteśmy ich ulubionymi klientami. Po 11 września, gdy zaczął się kryzys w ubezpieczeniach, towarzystwa gwałtownie podniosły stawki. W niektórych segmentach polis nasze koszty ubezpieczeń dramatycznie wzrosły i zaczęły zjadać nasze dochody — przyznaje Lesław Paga.
Mówiąc o kondycji polskiej branży audytorskiej, szef D&T wykazuje ostrożny optymizm.
— Jeszcze kilka lat temu trzeba było wszystkim tłumaczyć, co to jest audyt i czemu służy. Pamiętam, że w głosowaniach sejmowych w 1991 roku część posłów była przeciwna tej ustawie, bo jej nie rozumieli. Dziś jest zupełnie inaczej, a audyt wrósł już w świadomość przedsiębiorców — uważa prezes Paga.
Ale jedno się nie zmieniło: branża jest w Polsce niezwykle rozdrobniona, a zróżnicowanie jakości badania sprawozdań finansowych pozostawia dalej wiele do życzenia.
— To naturalne, że rynek jest zróżnicowany. Podobnie jak na świecie, firmy z tzw. Wielkiej Piątki pracują dla największych klientów, ci mniejsi korzystają z usług mniejszych czy większych firm lokalnych.
Czy kryzys światowy, w połączeniu z kłopotami polskich przedsiębiorstw, sprawi, że usługi takich firm jak D&T znacząco potanieją?
— Powtarzam, że działamy przy bardzo wysokich kosztach zewnętrznych, a trudno byłoby nam dopłacać do interesu. Są natomiast metody obniżenia kosztów ponoszonych przez naszych klientów. Zawsze bardziej opłaca się współpraca wieloletnia niż jednorazowa umowa, która daje nam niewiele czasu na poznanie firmy i jej finansów. Po drugie, zachęcam polskie firmy, by ich rok obrotowy nie był tożsamy z rokiem kalendarzowym. Obecnie na początku roku następuje ogromne spiętrzenie prac audytorskich, bo wtedy firmy księgowe obsługują 99 proc. polskich klientów. Praca w pośpiechu zawsze zwiększa prawdopodobieństwo błędów ludzkich, no i jest bardziej kosztowna — zwraca uwagę Lesław Paga, którego firma w świecie zaczyna rok obrotowy 1 czerwca.