Francja będzie miała wkrótce piątego premiera od początku 2024 r. W poniedziałek Zgromadzenie Narodowe odrzuciło wniosek obecnego premiera, Francois Bayrou, o wotum zaufania. Kolejne francuskie rządy próbują uporządkować finanse publiczne i kolejne trafiają na polityczny mur. Wskaźnik długu publicznego jest na ścieżce wzrostowej — zdrowo już przekroczył 110 proc. PKB i zmierza w takim kierunku jak Włochy (135 proc.). Niektórzy ekonomiści uważają, że w długiej perspektywie jest to prosta droga do kryzysu finansowego. Moim zdaniem problem francuskiego długu jest wyolbrzymiony, natomiast rzeczywiście problematyczny jest fakt, że kraj nie ma rządu zdolnego do wdrażania swoich wizji.
Zacznijmy od długu. Francja notuje bardzo wysoki deficyt fiskalny oraz rosnące wskaźniki zadłużenia publicznego. Wystarczy zestawić ten wskaźnik dla Francji i Niemiec za ostatnie 25 lat jak na wykresie — Francja jest na ścieżce permanentnego wzrostu, a Niemcy po kolejnych kryzysach przywracają wyjściowe wskaźniki długu. Premier Francois Bayrou chciał to zmienić, zaproponował szybką redukcję deficytu fiskalnego i tym samym tempa przyrostu długu, ale jego plan został odrzucony.
Niektórych ekonomistów wiedzie to do katastroficznych wniosków. Na przykład ekonomista Robin Brooks, pracujący w znanym think tanku Institute of International Finance, napisał tak na początku września: „Kryzys zadłużenia strefy euro sprzed ponad dziesięciu lat tak naprawdę nigdy się nie zakończył. Działania EBC spowodowały spadek rentowności obligacji krajów peryferyjnych, mimo że poziom zadłużenia nadal rósł. Ryzyko rozprzestrzenienia się kryzysu z Francji jest wysokie, ponieważ zadłużenie nigdy nie zostało zmniejszone”.
Ja patrzę na to inaczej. Traktowanie samego wskaźnika długu publicznego jako najistotniejszej czy nawet tylko istotnej miary ryzyka to błąd. Dług publiczny jest elementem szerszego obrazka makroekonomicznego, istotne jest ogólne zadłużenie kraju, oszczędności krajowe, stopy procentowe, wzrost gospodarczy, otoczenie instytucjonalne.
Jeżeli jest jakiś jeden wskaźnik, który warto wysunąć na pierwszy plan, to różnica między stopą oprocentowania długu a wzrostem gospodarczym. Jeżeli jest ona dodatnia, czyli stopa oprocentowania jest wyższa od wzrostu gospodarczego, to znaczy, że koszty obsługi długu rosną szybciej niż baza podatkowa i kraj może wpaść w spiralę zadłużenia. Jeżeli zaś jest ujemna, to ryzyko spirali zadłużenia jest ograniczone.
We Francji stopa oprocentowania długu jest wciąż wyraźnie niższa niż wzrost gospodarczy. Ryzyko spirali długu jest ograniczone. To w naturalny sposób tworzy przestrzeń na dodatkowe zadłużenie, którą politycy wykorzystują. To popyt na obligacje jest tu głównym odpowiedzialnym za wzrost wskaźników zadłużenia, a nie podaż długu, czyli polityka fiskalna. Jeżeli EBC nie popełni jakichś kuriozalnych błędów, na miarę tych z 2011 r. (kiedy miesiąc przed kryzysem zadłużeniowym podnosił stopy procentowe i odmawiał przez jakiś czas skupu obligacji), to Francja jest na razie bezpieczna.
Kłopot Francji leży natomiast gdzie indziej — nie jest w stanie wyłonić stabilnego rządu, który mógłby podejmować strategiczne decyzje dotyczące polityki gospodarczej. Dobrze opisuje to francuski ekonomista Olivier Blanchard:
„W dzisiejszej polityce wielu krajów dominuje gniew obywateli, poczucie, że ich przywódcy zawiedli i że należy poszukiwać alternatywnych rozwiązań. Wydaje mi się jednak, że istnieje jedna zasadnicza różnica między Francją a większością innych krajów. W większości krajów poszukiwanie alternatywnych rozwiązań kieruje się głównie w stronę skrajnej prawicy. We Francji skłania się mniej więcej w równym stopniu ku skrajnej prawicy i skrajnej lewicy. Konsekwencje są różne. W pierwszym przypadku istnieje alternatywa, czy nam się to podoba, czy nie (mnie oczywiście nie) — skrajnie prawicowy rząd. W drugim przypadku mamy do czynienia z paraliżem. Ani skrajna prawica, ani skrajna lewica nie są wystarczająco silne, aby utworzyć rząd”.
Przypomina to trochę sytuację w Polsce, gdzie silny politycznie prezydent i mający mandat do rządzenia rząd reprezentują zupełnie odmienne wizje kraju. Systemy polityczne Francji i Polski są różne, ale rezultat jest ten sam. To wywołuje pewną nerwowość rynków finansowych, bo w ostateczności kraj jest niesterowalny.