Frankowy wyrok wart 60 mld zł

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2019-07-01 22:00

Bankowcy proszą premiera i KSF o wsparcie przed europejskim trybunałem w sprawie frankowiczów. Inaczej grozi im katastrofa

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • dlaczego banki boją się orzeczenia TSUE w sprawie kredytów frankowych 
  • jakich argumentów używają w listach do m.in. premiera
  • ile spraw frankowych toczy się przed polskimi sądami i jakie zapadają wyroki 

W ubiegłym tygodniu Związek Banków Polskich (ZBP) wysłał do premiera Mateusza Morawieckiego i Komitetu Stabilności Finansowej (KSF) pismo z prośbą „o przedstawienie w możliwie pilnym trybie uzupełniających uwag na piśmie Rzeczpospolitej Polskiej w sprawie C-260/18”. Rzeczywiście pośpiech jest wskazany, gdyż chodzi o postępowanie toczące się przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), które może zakończyć się wyrokiem jeszcze w tym miesiącu, a najpóźniej we wrześniu. Pod sygnaturą, o której pisze ZBP, kryje się głośna i groźna dla sektora bankowego sprawa skierowania do TSUE przez warszawski Sąd Okręgowy zapytania, jak rozumieć i stosować unijne regulacje w zakresie klauzul niedozwolonych w umowach konsumenckich, a konkretnie — dotyczących kredytów walutowych. Sąd stwierdza, że orzecznictwo w tej sprawie jest rozbieżne: jedni sędziowie uważają, że abuzywność przepisu odnoszącego się do zasad przewalutowania kredytu nie oznacza, że cała umowa jest nieważna. Inni przeciwnie: klauzula jest nieważna, a co za tym idzie — również umowa. Trzeci pogląd jest taki, że klauzulę trzeba uważać za nieistniejącą, a umowę za obowiązującą, z tym że skoro nie ma w niej mowy o indeksacji i zasadach wyliczania raty w walucie obcej, kredyt walutowy zamienia się w złotowy, oparty na stawce LIBOR.

Miliardy w grze

W maju w tej sprawie wypowiedział się rzecznik generalny TSUE, którego opinia, choć ma walor tylko doradczy, uważana jest za forpocztę orzeczenia trybunału. Rzecznik orzekł, że klauzula indeksacyjna stanowi nieuczciwy warunek umowny i w konsekwencji kredyt frankowy oprocentowany według stawki LIBOR przekształca się w kredyt złotowy, „lecz nadal podlegający niższej stopie procentowej, odpowiedniej dla franka szwajcarskiego”. Po tym orzeczeniu i w świetle ostatnich wyroków Sądu Najwyższego, w zupełności zbieżnych ze stanowiskiem rzecznika TSUE, na banki z dużymi portfelami frankowymi padł blady strach. W piśmie do premiera ZBP nagli do pośpiechu „z uwagi na zidentyfikowane przez sektor bankowy konsekwencje i zagrożenia dla stabilności systemu finansowego związane z wydaniem przez TSUE orzeczenia tożsamego z opinią rzecznika generalnego”. Zdaniem bankowców, gdyby zapadł taki wyrok, a polskie sądy zaczęły stosować orzecznictwo trybunału i eliminować klauzule indeksacyjne bez szukania zamienników, np. kursu średniego NBP, „koszty wprowadzenia takiego rozwiązania w masowej skali byłyby dla sektora bankowego olbrzymie”.

— Koszty dla branży będą wyższe niż każdego prezydenckiego projektu ustawy frankowej — nawet osławionej koncepcji kursu sprawiedliwego, bo ona, co do zasady, zakładała cenę waluty wyższą niż w dniu zaciągania kredytu — mówi jeden z bankowców.

ZBP wstępnie wycenia koszty uznania klauzul indeksacyjnych za niebyłe na 60 mld zł. Mogą jednak być znacząco wyższe, bo jeśli uznać, że kredyt od samego początku był złotowy, to bank będzie musiał podliczyć sumę spłat dokonanych dotychczas przez klienta, co w konsekwencji „może oznaczać redukcję obecnego zadłużenia kredytobiorcy w CHF o 80 proc. kapitału wymagalnego”. W skali całego sektora strata wzrosłaby do 80 mld zł, a nie jest to jeszcze rachunek zamknięty, gdyż trzeba by spodziewać się roszczeń frankowiczów, którzy swoje kredyty już spłacili.

To oczywiście koszt maksymalny, liczony przy założeniu, że wszyscy frankowicze pójdą do sądów. ZBP przestrzega jednak, że nawet jeśli nie będzie masowych pozwów, to wprowadzenie do systemu prawnego konstrukcji „kredyt złotowy plus LIBOR” zmusi banki do wyceny swoich portfeli kredytowych według wartości godziwej, co może skutkować odpisami rzędu kilkunastu miliardów złotych.

Sprawy we własne ręce

Założenie, że klienci nie pójdą po swoje do sądów i nie będzie masowego umarzania kredytów walutowych, może okazać się równie zwodnicze jak inne założenia bankowców z przeszłości.

W lutym 2017 r. w wywiadzie dla Sygnałów Dnia Jarosław Kaczyński, prezes PiS, poradził frankowiczom, że „powinni wziąć sprawy we własne ręce i walczyć w sądach. Nie dlatego, żeby nie ufać prezydentowi czy rządowi, ale dlatego, że prezydent i rząd są w sytuacji, która jest zdeterminowana uwarunkowaniami ekonomicznymi. Rząd nie może podejmować działań, które doprowadzą do zachwiania systemu bankowego”. Wypowiedź odczytano wtedy jako ostateczną kapitulację obozu tzw. dobrej zmiany wobec złożoności problemu frankowego i przyznanie, że w drodze ustawy da się zrobić niewiele albo nawet nie da się nic. Po tej wypowiedzi kursy banków z dużymi portfelami kredytów walutowych poszły w górę, branża odetchnęła z ulgą, tylko frankowicze ciskali na rząd gromy. Mówiło się, że PiS nie przejmuje się ich głosem, bo to nie są jego wyborcy, ale PO. Tylko prawnicy reprezentujący banki w sporach o kredyty frankowe zauważyli, że po tej wypowiedzi coś się jednak zmieniło. Wcześniej, choć o sprawie frankowej było głośno, gdyż media skrzętnie zajmowały się każdym przypadkiem, liczba postępowań sądowych była bardzo mała. Od 2017 r. z każdy kwartałem ich przybywa.

— Wypowiedź prezesa PiS to jedno, niezwykle pomocna okazała się niewielka, ale ważna zmiana prawna wprowadzona przez resort sprawiedliwości, czyli drastyczne obniżenie kosztów postępowań w sprawach kredytów frankowych. Zamiast 10 proc. wartości sporu, opłata tylko w tym szczególnym przypadku spadła do 1 tys. zł — mówi radca prawny, reprezentujący jeden z banków.

Obecnie, przyjmując bardzo zgrubny szacunek, spraw frankowych przed polskimi sądami toczy się około 10 tys. Na pozór to niewiele, jeśli odnieść tę liczbę do półmilionowej armii frankowiczów.

— Na rynku działa coraz więcej kancelarii prawnych specjalizujących się w tej tematyce. Zmienia się orzecznictwo sądów. Cztery lata temu fundamentalny był pogląd, że nawet jeśli klauzula ma charakter abuzywny, to mechanizm indeksacji obowiązuje. Kiedy ktoś podważał umowę, argumentując, że zawiera ona klauzulę niedozwoloną, miał 5 proc. szans na to, że sąd podzieli jego pogląd. A dzisiaj? Przed kilkoma dniami zapadł wyrok, w którym sędzia stwierdził, że w związku ze zmianą zasad ustalania LIBOR, co stało się w 2014 r. i miało charakter techniczny, umowa kredytowa nie obowiązuje, gdyż nie ma stawki, do której można odnieść oprocentowanie — mówi jeden z adwokatów.

Jeśli TSUE podzieli opinię rzecznika, a polskie sądy pójdą w jego ślady, można spodziewać się, że frankowicze, którzy dzisiaj nie procesują się z bankami, wkroczą na ścieżkę sądową. Za nimi podążą prawdopodobnie zadłużeni w euro i dolarze, gdyż przewalutowanie kredytów na zasadach określonych w stanowisku rzecznika to dla nich najczęściej czysta korzyść.

Premier w kropce

Premier Mateusz Morawiecki i KSF mają teraz twardy orzech do zgryzienia. Po pierwsze, czasu zostało bardzo mało, a proceduralne możliwości przedstawienia stanowiska są ograniczone — trybunał zamknął już pisemne i ustne postępowanie. Po drugie, rząd w tej sprawie już się wypowiedział. W dokumencie złożonym przez przedstawiciela Polski przy TSUE murem stoi za frankowiczami, popierając ich roszczenia wobec banków. Rozwiązanie problemu frankowego przez sądy jest dla rządu wygodne, gdyż w przypadku ustawowej regulacji naraża się na spory przed międzynarodowymi arbitrażami, przed które zagraniczni inwestorzy prawdopodobnie pozwaliby Polskę. Z drugiej jednak strony oddanie sprawy w ręce sędziów wprowadza potężną dawkę niepewności i rodzi poważne ryzyko systemowe.

— Liczymy przede wszystkim na ekspercki głos KSF, który — mamy nadzieję — wpłynie na decyzję TSUE. Jest oczywiste, że rozwiązanie, za którym optuje rzecznik generalny, jest bardzo niebezpieczne dla polskiego systemu finansowego.

Sprawa jest na tyle poważna, że z uwagą śledzą je wszystkie zagraniczne centrale polskich banków. Chcą zainteresować nią Europejski Bank Centralny i Komisję Europejską.

Skontaktowaliśmy się niektórymi adresatami pisma z ZBP, jednak na razie wstrzymują się oni z oceną, gdyż list dotarł do nich zaledwie w miniony piątek.

OKIEM EKSPERTA

Ciężar na lata

TOMASZ BURSA, wiceprezes OPTI TFI

Przy „liborowym” oprocentowaniu i „wiborowym” koszcie pozyskania finansowania banki musiałyby wziąć na siebie istotne dodatkowe koszty. Różnica między stawkami LIBOR i WIBOR wynosi 2-2,5 pkt proc. Wartość kredytów frankowych wynosi około 110 mld zł, co oznacza koszt da sektora rzędu 2-2,5 mld zł rocznie. Po przemnożeniu przez 20-30 lat, bo tyle wynosi średni okres finansowaniana rynku hipotecznym, wychodzi 40-75 mld zł. Czy sektor jest w stanie udźwignąć taki koszt? Jednorazowo nie, rozłożony na lata — tak. Skoro banki są w stanie płacić 4 mld zł podatku rocznie, to dodatkowe 2 mld zł też znajdą. Oznaczać to będzie jednak dalszy spadek rentowności kapitału, daleko poniżej jego kosztu. Pojedyncze banki będą miały straty, inne odnotują spadek rentowności, który będą próbowały zrekompensować podwyżką cen usług

2549 Tyle spraw frankowych wpłynęło do warszawskiego Sądu Okręgowego w 2018 r. Rok wcześniej było ich 999. Kredytów we frankach dotyczy niemal jedna trzecia wszystkich spraw w sądzie. Zajmuje się nimi 61 sędziów.