Europoseł Jerzy Buzek wymyślił FST na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach. Fundusz wesprze czarne regiony węglowe w ich przechodzeniu do gospodarki zielonej. U nas to głównie Śląsk, bo np. worek turoszowski na razie kryteriów, niestety, nie spełnia. FST nie jest pupilem ani unijnej centrali, ani rządów państw. W wieloletnich ramach finansowych (WRF) 2021-27 został przycięty do 7,5 mld EUR, doszło jeszcze 10 mld EUR z instrumentu odbudowy. Najwięcej w całej UE, około 3,5 mld EUR, należy się Polsce na adaptację Śląska.

Rozporządzenie o FST formalnie przybije jeszcze Rada UE. Znajduje się w nim zapis, który może zniweczyć śląskie nadzieje. W pełni skorzystają tylko państwa, które zobowiązały się do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r., oporni otrzymają połowę. Spośród 27 państw tylko jeden rząd sam się postawił do klimatycznego kąta – Mateusza Morawieckiego. Na szczycie 12-13 grudnia 2019 r. premier zamierzał datę 2050 zawetować, w końcu zapisano w konkluzjach dwuznaczną formułę: „Rada Europejska zatwierdza cel osiągnięcia przez UE neutralności klimatycznej do 2050 r., zgodnie z celami porozumienia paryskiego. Na tym etapie jedno państwo członkowskie nie może, jeżeli o nie chodzi, zobowiązać się do realizacji tego celu; RE wróci do tej kwestii w czerwcu 2020 r.” Od tamtej pory szczytów było wiele, premier uciekał od tematu, natomiast UE całkowicie pominęła obstrukcję, wszystkie dokumenty operują oczywistą datą 2050. Ten absurd mógłby trwać, gdyby nie FST. Po wejściu rozporządzenia w życie zaistnieje warta ponad 1,5 mld EUR twarda alternatywa dla rządu – albo pozostać w kącie i stracić połowę pieniędzy, albo przestać obrażać się na klimatyczną rzeczywistość.