Dla Unii Europejskiej spór naftowy Mińska i Moskwy stanowi dylemat: z jednej strony Bruksela była za odcięciem rosyjskich subsydiów dla Białorusi, a z drugiej nie chciała zachęcać Kremla do traktowania surowców energetycznych jako środka politycznego nacisku - ocenia we wtorek "Financial Times".
"FT" przypomina, że Mińsk był zwolniony z opłat za rosyjską ropę przesyłaną na Białoruś. Sytuacja ta zmieniła się 1 stycznia po wprowadzeniu przez Moskwę cła eksportowego w wysokości 180 dolarów za tonę rosyjskiej ropy. W odpowiedzi Białoruś wprowadziła cła na rosyjską ropę przesyłaną tranzytem przez terytorium Białorusi.
Ostatnia przerwa w dostawach rosyjskich surowców do Europy - jakakolwiek byłaby jej przyczyna - podważy reputację Rosji jako solidnego dostawcy - pisze "FT".
Jak jednak zastrzega brytyjska gazeta, to "Białoruś ma więcej do stracenia. Na rosyjski rynek trafia 50 proc. białoruskiego eksportu i pełna wojna handlowa byłaby katastrofą dla białoruskiej gospodarki i ustroju politycznego. Łukaszenka nie ma żadnego poparcia w Europie i Stanach Zjednoczonych. Dla Białorusi Rosja jest ostatnią deską ratunku".
"Dla Unii Europejskiej konfrontacja między niedawnymi sojusznikami stanowi dylemat: członkowie UE nie kochają Łukaszenki i od dawna zabiegali o odcięcie przez Moskwę subsydiów. Jednocześnie nie chcą zachęcać Kremla, aby wykorzystywał zasoby energii dla celów politycznych, ani - tym bardziej - by wyschły rurociągi" - ocenia brytyjski dziennik.
Dla UE spór otwiera fatalną perspektywę wyboru między autorytarną, ale względnie niezależną Białorusią, albo niemożliwym do przewidzenia przekształceniem kraju z dyktującą warunki Moskwą - podsumowuje "Financial Times".(PAP)