„PB”: Prawie każdego dnia opisujemy, że jakaś firma chce kogoś przejąć bądź właśnie tego dokonała. Czy fuzje mają sens?
Adam Demusiak: Patrząc z perspektywy i historii, i przyszłości, mogę stwierdzić, że fuzje mają sens. Dają spółkom możliwość szybszego wzrostu, umożliwiają wręcz skokowy wzrost. Innymi słowy — coś, na co firma musiałaby pracować kilka, kilkanaście lat, może mieć już w tzw. dniu zero dzięki przejęciu konkurenta. Fuzje umożliwiają przede wszystkim wejście na nowe rynki geograficzne, pozyskanie nowych produktów, nowych kompetencji, umożliwiają wzrost marżowości. Na pewno natomiast nie są dla każdego, wiążą się bowiem z akceptacją wyższego poziomu ryzyka. Często żeby kogoś przejąć, musimy zaciągnąć dług bankowy, a po przejęciu zintegrować, czyli wyjść poza obszar naszego komfortu.
Ile prawdy jest w powiedzeniu, że większość fuzji się nie udaje?
Fuzja jest czymś bardzo skomplikowanym, czyli przejęcie musimy sobie zdefiniować. Mamy na przykład 10 celów, które chcemy uzyskać. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że w większości przejęć wszystkich celów nie realizujemy — 10 na 10 udaje się bardzo rzadko. Natomiast biorąc pod uwagę perspektywę historyczną, przynajmniej w połowie transakcji główny cel czy większość głównych celów zostaje zrealizowana. Czyli jeżeli mamy wejść na nowy rynek geograficzny, mamy pozyskać nowy produkt, przejmujemy konkurenta, to transakcja najczęściej przynosi taki skutek. Na polskim rynku mamy wielu czempionów, liderów, którzy powstali właśnie w wyniku fuzji i przejęć.
Jeżeli warto przejmować firmy, to od czego należy zacząć? Rozumiem, że najpierw trzeba sobie wymyślić, kogo i po co chcemy przejąć…
Pierwsze pytanie brzmi, co chcemy zyskać? Czyli będąc właścicielem firmy, która się rozwija organicznie, powinniśmy zrobić rachunek sumienia i pomyśleć, dlaczego chcemy kogoś przejąć, czego nam brakuje. Czy chodzi o produkt czy o kompetencje, czy być może wejście na nowe rynki geograficzne. Jak już ustalimy dokładnie, co chcemy w wyniku fuzji uzyskać, musimy zrobić mapę rynku, czyli spojrzeć, jakie podmioty na nim działają, kto nimi zarządza i dlaczego są one potencjalnie ciekawe. Jest bardzo wiele dobrych firm, które wcale nie muszą być dla nas ciekawym targetem. Mają zupełnie inną kulturę organizacyjną, inny model działania, a w tym przypadku integracja będzie bardzo trudna. I jeszcze kluczowa rzecz — na pewno powinniśmy zebrać finansowanie, czyli policzyć, ile mamy dostępnego długu, ile kapitału. Bardzo ważne są również zasoby ludzkie, bo każda akwizycja wymaga od zespołu, który realizował wzrost organiczny, zaangażowania się w integrację, a więc wchodzenie w nieco inne struktury.
Gdy prosimy konkurentów o komentarz do jakiejś fuzji, to często słyszymy, że w sumie to dla nich dobrze, bo teraz rywal przez rok będzie zajmował się integrowaniem, przez co spowolni swój rozwój. Czy rzeczywiście fuzja pochłania tak duże zasoby?
Tak. Często po akwizycji następuje sześć do dwunastu miesięcy okresu integracji. Im większa akwizycja, im bardziej skomplikowana, tym liczba procesów, które należy ułożyć, jest większa. Skutkiem dużych transakcji jest też zniknięcie na rok, dwa z klasy podmiotów kupujących.
Czy w transakcjach są jakieś powtarzalne błędy?
Pierwszy błąd to brak dobrej odpowiedzi na pytanie, dlaczego chcemy przejąć. Drugi błąd to brak pełnego due diligence, czyli diagnostyki podmiotu, który przejmujemy. Żeby coś dobrze zintegrować, żeby uzyskać jakąś wartość, powinniśmy zrobić analizę finansową, podatkową, ale też biznesową, technologiczną i ludzką. Jeśli nie zrobimy pełnego due diligence, to wkrótce mogą pojawić się różne trupy w szafie i będzie problem z wygenerowaniem wartości. Trzeci błąd to brak odpowiedniej kadry czy zasobów do realizacji fuzji. Były w historii przypadki firm, którym transakcja się udała, przejęły podmiot, który im bardzo pasował, weszły na nowe rynki, ale ucierpiał na tym ich biznes bazowy, operacyjny. Ludzie spalali czas na zupełnie nowym rynku, a podstawowy biznes kulał.