Niedawna zwyżka ceny ropy naftowej to efekt nie tyle ataku Huti na tankowiec na Zatoce Adeńskiej, co mroźnej pogody w USA, która zmniejszyła produkcję surowca o 7,5 proc. Rakieta trafiła w tankowiec załadowany w rosyjskie produkty naftowe w piątek, a załoga gasiła pożar aż do soboty. Na rynkach w poniedziałek cena ropy Brent przebiła 83 USD za baryłkę, a we wtorek już zaczęła spadać.
- Geopolityka tworzy krótkoterminowe efekty, a w średnim i długim terminie decyduje efekt spowolnienia gospodarczego. Dopóki twarde fundamenty nie będą wspierać ceny ropy, to trudno aby atak w rejonie Morza Czerwonego wspierał cenę ropy, skoro nie ma wpływu na produkcję – mówi Dorota Sierakowska, analityczka DM BOŚ.
Najdłużej w zeszłym roku geopolityka miała wpływ na rynek ropy, gdy wybuchła wojna Izraela z Hamasem na początku października. To zawróciło cenę ropy ze spadkowej drogi i podtrzymało ją wyżej przez miesiąc. Ostatecznie sprzedający przejęli kontrolę i w grudniu odnotowaliśmy dołek cenowy. Tak jest od 2022 r. – napaść Rosji na Ukrainę, zachodnie sankcje a także cięcia produkcji przez OPEC nie zdołały podbić cen na dłużej. Analitycy JP Morgan wyliczyli, że w cenie ropy nie ma żadnej premii za ryzyko geopolityczne. To może być efekt nadpodaży surowca na rynku – jak szacuje Międzynarodowa Agencja do spraw Energii wzrost produkcji ropy z krajów spoza OPEC takich jak USA, Gujana czy Brazylia pomógł w zeszłym roku utrzymać presję na ceny, a w obecnym może przekroczyć wzrost popytu na paliwa.
- Rynek ropy naftowej wygląda dwuznacznie. Widzimy, że cenę ropy naftowej wspiera geopolityka - za każdym razem tego typu impulsy powodują krótkoterminową podbitkę, ale ona bardzo szybko jest gaszona przez sprzedających. To pokazuje, że dominujące są obawy związane ze wzrostem gospodarczym – mówi Dorota Sierakowska.
Gospodarka wciąż nie wygląda różowo
Wzrost gospodarczy w USA cały czas wygląda dobrze – w IV kwartale gospodarka rosła o 3,3 proc. wobec oczekiwań na poziomie 2 proc., ale inwestorzy nie mogą się doczekać obniżek stóp procentowych, które coraz bardziej oddalają się w czasie i pozwoliłyby na przyśpieszenie. Jeszcze na jesieni 70 proc. rynku obstawiało, że stanie się to w marcu, obecnie odsetek ten spadł poniżej 50 proc. a oczekiwania przesunęły się na maj lub później.
- Myślę, że w najbliższych miesiącach nadal istotniejsze będą obawy co do kondycji globalnej gospodarki. Mamy retorykę banków centralnych, że one nie będą zbyt szybko obniżać stóp procentowych, co wpływa spadkowo na cenę ropy. Dodatkowo mamy problemy gospodarcze w Chinach, gdzie dane są nie najlepsze, a od czasu do czasu pojawia się informacja o tym, że Chiny będą stymulować gospodarkę. Ale wracają cały czas tematy związane z zapaścią na rynku nieruchomości, ze spowolnieniem gospodarczym. W rezultacie retoryka słabszej kondycji światowej gospodarki wciąż wygrywa na rynku – mówi Dorota Sierakowska.
Tymczasem w Chinach w końcu doszło do ogłoszenia bankructwa Evergrande. Inwestorzy zagraniczni, którzy kupili obligacje tego dewelopera, mają niewielkie szanse na odzyskanie pieniędzy, gdyż władze będą się starały, aby w pierwszej kolejności budowane mieszkania trafiły do klientów. Pogłębiający się kryzys na chińskim rynku nieruchomości zmusił w końcu tamtejsze władze do ogłoszenia pakietu stymulacyjnego, ale inwestorzy obawiają się o kondycję chińskich firm. Morgan Stanley wskazuje, że nie dowiozą one oczekiwanych wyników za IV kwartał 2023 r., a indeks MSCI China obniżył oczekiwania na 2024 r. o 1 proc. Shanghai Composite mimo dobrej koniunktury na świecie od pół roku idzie w dół i notuje najniższe poziomy od wybuchu pandemii.
- Nie spodziewałabym się istotnych wzrostów notowań ropy naftowej w 2024 r., choć w drugiej połowie roku obniżka stóp procentowych może pobudzić kupujących - mówi Dorota Sierakowska.
Geopolityka zwiększa zmienność
Aby ryzyko geopolityczne się zmaterializowało, musiałoby dojść do zakłócenia podaży. Choć rebeliantom z Jemenu udało się skutecznie zniechęcić statki do podróży przez Morze Czerwone i Kanał Sueski, to jednak skutki dla globalnej gospodarki są niewielkie. Ceny frachtu z Azji do Europy oraz na wschodnie wybrzeże USA wzrosły o 300 proc. ze względu na konieczność opłynięcia Afryki, ale, jak policzył Goldman Sachs, może to podnieść inflację bazową na świecie zaledwie o 0,1 pkt. proc., co oznacza, że nie wpłynie na decyzje banków centralnych. W przypadku tankowców oznacza to wydłużenie transportu o 8-9 dni, co daje ok. 2 USD więcej na baryłce.
- Czynnik geopolityczny pozostaje nieprzewidywalny. Obecnie prognozy pokazują, że nie będziemy mieć istotnej eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie. Punktowe ataki mogą się pojawiać, ale większej eskalacji sprzeciwia się Arabia Saudyjska. Region jest zaogniony, ale w takich miejscach, które i tak nie były stabilne politycznie. Duże kraje starają się pozostać poza retoryką wojenną – mówi Dorota Sierakowska.
Większy efekt Huti mogliby odnieść, ostrzeliwując rakietami tankowce w cieśninie Ormuz, przez którą przepływa 20 proc. światowej produkcji ropy, a skoro udało im się wystrzelić rakiety do Izraela, to jest ona w ich zasięgu. Jednak wtedy straciliby wsparcie Iranu, który jest ich głównym sponsorem.
O innym zagrożeniu może świadczyć ostatni ukraiński atak na terminal gazowy w Ust-Łudze pod St. Petersburgiem. Pokazuje on, że w zasięga rażenia ukraińskich dronów są wszystkie terminale naftowe w europejskiej części Rosji, a to właśnie tędy jest eksportowana znacząca większość rosyjskiej ropy. Ukraina znajdująca się w coraz trudniejszej sytuacji ze względu na impas zarówno w UE jak i USA co do kolejnych pakietów pomocowych, może zdecydować się na atak w cele, które są Rosji niezbędne do zapewnienia dochodów.
- Ukraiński atak podbił geopolityczną niepewność, ale to jest temat wciąż w obszarze spekulacji. W krajach zachodnich ludzie mają w głowie fakt, że Rosja nie jest już tak ważnym eksporterem ropy naftowej, gdyż nie dostarcza jej na tamtejsze rynki. Stąd Zachód nie przejął się tym tak bardzo – mówi Dorota Sierakowska.