Do polskiej geotermii jeszcze nigdy nie płynęły tak wielkie pieniądze jak dziś. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, w formie dotacji i pożyczek, oferuje przedsiębiorcom z branży geotermalnej 700 mln zł. Do tego dochodzi kolejne 210 mln zł z funduszy Unii Europejskiej (programem zarządza NFOŚiGW), która chce pieniędzmi wspomóc nie tylko geotermię, ale też ciepło produkowane z biomasy i słońca.
W przyszłości rysuje się zaś jeszcze 150 mln EUR z Unii, na klastry energetyczne, w których geotermia też może zaistnieć. Pieniądze do geotermii płyną po latach posuchy, ponieważ Ministerstwo Środowiska w 2013 r. postanowiło nie przedłużać trwającego od 2010 r. programu wspierania geotermii. Dofinansowało 10 przedsięwzięć, dalszych planów nie miało.
— Wyniki wierceń nie są zbyt zachęcające. Niektóre są niesłychanie interesujące, ale jest ich zdecydowana mniejszość — mówił „PB” już w 2012 r. Piotr Woźniak, ówczesny wiceminister środowiska, dziś prezes PGNiG (które ma w grupie firmę zajmującą się wierceniami). Dziś administracja przekaz ma odmienny.
— Uważam, że potencjał wód geotermalnych w Polsce jest niewykorzystany i w tym względzie możemy wzorować się na Islandii — mówił kilka dni temu Kazimierz Kujda, prezes NFOŚiGW. Usiana gejzerami Islandia to geotermalny rekordzista, który w ten sposób zaspokaja ok. 25 proc. krajowego popytu na energię elektryczną. Karkołomne porównanie Polski z Islandią obrazuje zmianę nastawienia administracji do branży. Tylko czy wraz z nastawieniem zmieniły się też perspektywy tego biznesu? Oto pięć rzeczy, które powinieneś dziś wiedzieć o polskiej geotermii.
Są chętni, są pomysły
Z danych NFOŚiGW wynika, że chętnych do inwestowania w geotermię nie brakuje. — Wśród chętnych na dotacje na tzw. pierwszy odwiert mamy m.in. samorządy z Sochaczewa, Konina, Koła i Sieradza. Natomiast wniosków o sfinansowanie odwiertów, wraz z przyłączeniem ich do sieci ciepłowniczej, jest sześć — mówi Artur Michalski, wiceprezes NFOŚiGW. Wyjątkowo optymistycznie patrzy na swoją inwestycję Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Koninie. — Mamy zasoby wody o najwyższej temperaturze w kraju, czyli 97,5 st. Chcemy wybudować ciepłownię, potem pomyślimy o basenach — mówi Stanisław Jarecki, prezes MPEC w Koninie. Optymizmem tryska też Wojciech Ignacok, prezes należącej do NFOŚiGW
Geotermii Podhalańskiej. Planuje właśnie najgłębszy odwiert w historii firmy, w nadziei, że dowierci się do wody o temperaturze 130 st. Mógłby wtedy myśleć nawet o produkcji prądu, co byłoby pierwszym takim przedsięwzięciem w Polsce. Plany ma też Arkadiusz Biedulski, prezes G-Term Energy, która prowadzi ciepłownię geotermalną w Stargardzie. To na razie jedyny prywatny inwestor w tym sektorze.
— Planujemy wykonanie czterech nowych odwiertów i podwojenie produkcji ciepła — mówi Arkadiusz Biedulski.
Jedyny słuszny model
Teoretycznych modeli biznesowych jest w geotermii kilka. Po pierwsze, można produkować prąd, ale Polska nie powinna się na to przesadnie nastawiać. Woda powinna mieć 100-130 st. C, a takiej prawie w Polsce nie ma.
Po drugie, można budować od podstaw kompletny system ciepłowniczy, z ciepłownią i siecią dystrybucji, ale to za drogie. Zniechęca przykład polskiego pioniera w tej branży, czyli Geotermii Podhalańskiej, która rozwija w Zakopanem i okolicach zarówno produkcję, jak i sieć. Geotermia powstała w 1993 r., a zysk netto pokazała po raz pierwszy w 2008 r.
— Wniosek dla innych inwestorów jest taki, że najlepiej budować ciepłownie geotermalne tam, gdzie sieć już istnieje — mówi Wojciech Ignacok, prezes Geotermii Podhalańskiej.
Po trzecie, można budować ciepłownie na potrzeby konkretnego zakładu przemysłowego. W Polsce taki przypadek jest jednak tylko jeden — wodę z geotermii wykorzystuje farma łososia koło Trzęsacza.
Można wreszcie na bazie geotermii budować baseny. Jeśli jednak nie towarzyszy im ciepłownia, to co to za korzyść dla systemu energetycznego?
NFOŚiGW wyciągnął wnioski i wspiera przede wszystkim takie przedsięwzięcia geotermalne, które zakładają przyłączenie nowej ciepłowni do istniejącej sieci dystrybucji.
— Budowa sieci jest bardzo droga. Lepiej rozwijać geotermię tam, gdzie już są — mówi Artur Michalski.
Polska ma szczęście, bo w wielu miastach sieć istnieje. Według Instytutu Energetyki Odnawialnej, warunki spełnia 30-40 miast w Polsce. W każdym jednak wypadku źródło geotermalne musi być zimą wspierane przez dodatkowe źródło ciepła, węglowe (jak np. w Stargardzie), gazowe (Zakopane) lub spalarnię odpadów (taki plan ma Konin).
Nie dla prywatnych
W Polsce działa sześć ciepłowni geotermalnych, z czego prywatna jest tylko jedna, w Stargardzie. Zysku netto wprawdzie jeszcze nie ma, ale prezes Arkadiusz Biedulski jest zadowolony z przepływów pieniężnych, które pozwalają spłacać zadłużenie.
— Barierą dla innych prywatnych inwestorów jest zapewne obawa przed ryzykiem związanym z pierwszym odwiertem, a także przed współpracą z samorządami, bo geotermia to zawsze temat bardzo lokalny. Poza tym to biznes jeszcze słabo rozpoznany, trudno się o nim rozmawia z bankami — mówi Arkadiusz Biedulski. W Stargardzie akurat współpraca z samorządem idzie gładko, ale to nie zachęca np. Konina do pozyskania inwestora prywatnego.
— Część pieniędzy chcemy pozyskać w formie preferencyjnych pożyczek i dotacji,część wyłożymy sami. Wolałbym, żeby inwestycja była realizowana tylko przez podmioty publiczne. Łatwiej będzie potem o kolejne decyzje, np. związane z budową basenów termalnych — mówi Stanisław Jarecki. — Na prywatnych inwestorów w geotermii przyjdzie jeszcze czas — mówi Artur Michalski z NFOŚiGW.
Ile to kosztuje?
O kosztach w geotermii mówi się trudno, bo co inwestycja, to inne parametry. Wiadomo jednak, że ok. 80 proc. kosztów pochłaniają odwierty (13-15 mln zł za jeden). I to problem. Dlatego np. eksperci Boston Consulting Group proponują, aby powołać specjalnego operatora odwiertów geotermalnych.
— Mogłaby to być centralna instytucja lub spółka, wyspecjalizowana w zlecaniu i realizacji wierceń, która zbierałaby zamówienia od całej branży np. na dany rok. Dzięki kompetencjom i efektowi skali przeprowadzałaby odwierty nawet o 20-30 proc. taniej. To przełożyłoby się na wzrost na poziomie tzw. wewnętrznej stopy zwrotu z inwestycji (IRR) z dzisiejszego poziomu 1,5 proc. do nawet 9 proc. A jeśli dodamy jeszcze instrumenty wsparcia, np. ubezpieczenia nietrafionych odwiertów, to IRR dojdzie nawet do 12-18 proc. Dla biznesu to już interesujące — mówi Jacek Libucha, dyrektor w BCG.
Koncepcja operatora odwiertów podoba się, według naszych informacji, w PGNiG, które ma swojej grupie firmę wiertniczą. Konkurencyjnym firmom może się podobać nieco mniej. Trudno też oszacować wpływ uruchomienia geotermii na ceny ciepła dla odbiorców. W Koninie prezes MPEC przewiduje, że ceny spadną. Inni, np. Arkadiusz Biedulski, oceniają, że w niektórych przypadkach mogą wzrosnąć. Zależy od parametrów odwiertu i wody.
Toruń nadaje ton
Z naszych rozmów wynika, że na biznesowy wizerunek geotermii w Polsce kluczowy wpływ ma przedsięwzięcie księdza Tadeusza Rydzyka w Toruniu. Nic dziwnego, skoro do tej inwestycji odwołuje się chętnie Jan Szyszko, minister środowiska. Na konferencji klimatycznej w Paryżu ocenił, że jest „rekordem świata”, choć nie doprecyzował, w jakim obszarze.
Trudno dotrzeć do wiarygodnych danych na temat toruńskiej inwestycji. Było o niej głośno ze względu na problemy przy odwiertach, cofnięcie dotacji, a w zeszłym roku ze względu na wypłatę 26 mln zł odszkodowania. Obecnie głośno jest o konflikcie pomiędzy Tadeuszem Rydzykiem a francuską firmą EDF, która jest w Toruniu właścicielem sieci przesyłowej. Strony nie mogą się porozumieć w kwestii przyłączenia geotermii do sieci.
— Geotermia należy do czystych, odnawialnych źródeł energii. Warta jest wsparcia, aby rozwijała się tam, gdzie to możliwe. Jednak od czasu uruchomienia inwestycji w geotermię toruńską aspekty techniczne i ekonomiczne zdominowane zostały przez ideologię i politykę — podsumowuje prof. Maciej Nowicki, były minister środowiska.