W środę 4 lipca odbyło się pierwsze posiedzenie rady wierzycieli GetBacku. Na przewodniczącego rady wybrany został Artur Kłoczko, znany ze współpracy z Michałem Sołowowem, jednym z najbogatszych Polaków. To on, a nie nadzorca sądowy, będzie teraz zwoływał posiedzenia rady. Pierwsze trwało jednak niemal 10 godzin, więc nie koncentrowało się tylko na formalnościach.

Już w trakcie pierwszego zebrania pięciu członków rady wraz ze swymi doradcami spotkało się z członkami obecnego zarządu i rady nadzorczej windykatora.
— Od przedstawicieli żadnego z tych organów rada nie otrzymała tych informacji, których się spodziewała. Przebieg spotkania był bardzo niesatysfakcjonujący — twierdzi nasze źródło ze strony wierzycieli.
Władze spółki przedstawiły jednak koncepcję dalszych działań, w tym proponowany harmonogram postępowania (patrz ramka).
Spotkanie mogło być dla wierzycieli niesatysfakcjonujące, gdyż kluczowa informacja, jaka padła ze strony spółki, sprowadza się do tego, że mogą raczej zapomnieć o spłacie gotówką 65 proc. nominalnej wartości zobowiązań, jakie ma wobec nich GetBack. We wniosku o przyspieszone postępowanie układowe złożonym do sądu na początku maja windykator obiecywał tyle oddać w ratach płatnych do 2025 r. Reszta miała być zamieniona na akcje lub przepaść (w zależności od grupy wierzycieli).
Tuż przed spotkaniem rady GetBack opublikował sprawozdanie finansowe, z którego wynika, że jego długi wynoszą nie 2,82 mld zł, jak podawał w maju, ale 3,32 mld zł. Aktywa skurczyły się zaś z 3,2 mld zł do 2,3 mld zł. A to oznacza, że gotówką będzie mógł wypłacić mniej.
Próg 50 tys. zł
Chcąc odeprzeć zarzuty o celowe zaniżanie wartości firmy, obecny zarząd GetBacku zgodził się, by powołany przez wierzycieli doradca albo doradcy sami wycenili portfele wierzytelności, jakimi dysponuje GetBack. Rada wierzycieli miałaby wybrać wyceniających do końca przyszłego tygodnia.
Mimo prawdopodobnego spadku podstawowego poziomu zaspokojenia wierzycieli najmniejszym spółka chce zaproponować lepsze warunki.
— Myślimy o zróżnicowaniu skali spłaty naszych zobowiązań. Te wobec osób fizycznych, nieprzekraczające 50 tys. zł, byłby spłacone w pełni. Dopiero powyżej tej kwoty nastąpiłaby redukcja — przyznaje Przemysław Dąbrowski, prezes GetBacku.
Spółka chce przy tym włączyć do układu właścicieli długu zabezpieczonego np. na portfelach wierzytelności, których windykacja stanowi biznes GetBacku. Co do zasady właściciele zobowiązań zabezpieczonych wyłączeni są z układu. Mogą po prostu przejąć zabezpieczenia. Zazwyczaj biorą udział w układzie, gdy ich zabezpieczenia okazują się warte mniej niż przypuszczali i w zamian za głosowanie za układem spółka proponuje im wyższy stopień zaspokojenia, niż mogliby uzyskać z zabezpieczeń. W tym przypadku ma być jednak inaczej. Wchodzą w grę raczej argumenty moralne.
— Wierzycielom zabezpieczonym, czyli bankom i instytucjom finansowym, teoretycznie należy się 100 proc. wierzytelności. Oczywiście nie mają one żadnego interesu ekonomicznego, by przystąpić do układu. GetBack, skupując portfele wierzytelności, pośrednio poprawiał wyniki sektora bankowego i trzeba o tym pamiętać. I właśnie z tego powodu wierzyciele zabezpieczeni powinni być skłonni, moim zdaniem, uczestniczyć w kosztach naprawy sytuacji — twierdzi Przemysław Dąbrowski.
Na relacje z instytucjami finansowymi GetBack ma jeszcze inną koncepcję. Jedną z opcji zmiany warunków postępowania restrukturyzacyjnego jest wniosek do sądu o zmianę przyspieszonego postępowania układowego na sanacyjne. Art. 304 Prawa restrukturyzacyjnego stwarza furtkę do względnie szybkiego odwrócenia umów, jakie zawarła spółka znajdująca się w sanacji. Dość jasno wskazuje to na chęć odwrócenia umów z Altus TFI na zakup EGB Investments i Trigon TFI na dystrybucję funduszy wierzytelnościowych. Ich łączna wartość to około 260 mln zł. Altus już sam zaproponował odkręcenie umowy na zakup EGB. Łączyła go jeszcze z GetBackiem podobna jak Trigon umowa na dystrybucję funduszy o wartości 22 mln zł, ale nie zainkasował z tego tytułu płatności, więc TFI i windykator są w tej kwestii „na czysto”.
Dzięki sanacji GetBack chciałby też odwrócić kilkadziesiąt innych umów, ale ich wartości nie udało nam się poznać. Kwestia sanacji zajęła wiele czasu radzie wierzycieli. Procedura ta ma zalety i wady.
— Sanacja to dużo bardziej uproszczony tryb odwracania umów niż składanie w każdej sprawie pozwów cywilnych. Jeśli jednak sąd unieważni transakcję dotyczącą np. EGB, to nie znaczy, że następnego dnia na koncie GetBacku znajdzie się 200 mln zł. Poza tym, decyzje w takim postępowaniu łatwiej jest zaskarżać, większa jest rola wierzycieli. W przypadku GetBacku liczba wierzycieli jest ogromna i część z nich jest — nazwijmy to — sterowalna — mówi osoba zbliżona do sprawy.
Sprawa ewentualnej sanacji musi się wyjaśnić niebawem. Procedura ta pozwala bowiem na cofnięcie umów zawartych nie dalej niż rok przed złożeniem wniosku o sanację. Fundusze zrządzane przez Altus TFI otrzymały zaś 120 mln zł zadatku za EGB 18 lipca 2017 r.
Pod młotek
Opcją przedstawioną radzie wierzycieli była też sprzedaż przez GetBack biznesu windykacyjnego inwestorowi strategicznemu i egzystencja GetBacku jako wehikułu do różnych sporów prawnych. Pozwoliłoby to spłacić wierzycieli jednorazowo, a nie przez kilka lat. Trudno jednak szacować, jaką część wartości nominalnej obligacji mogliby odzyskać ich nabywcy. Zależałoby to od tego, ile inwestor byłby w stanie zapłacić za działalność operacyjną GetBacku. Nie toczą się zresztą żadne konkretne rozmowy na temat takiej transakcji.
Szybciej niż do sprzedaży całej działalności operacyjnej GetBacku może dojść do sprzedaży niektórych portfeli długów, które spółka kupiła, ale nie zaczęła windykować. Rozpoczęcie serwisowania wymaga pewnych nakładów, które w obecnej sytuacji łatwiej jest ponieść innym windykatorom niż GetBackowi.
Uruchomione już procesy windykacyjne spółka chce kontynuować. Za codzienny biznes ma odpowiadać Marcin Tokarek, który dołączył do zarządu GetBacku dzień po spotkaniu rady wierzycieli.
— Poprzedni zarząd osiągał wyniki w taki sposób, że miał dość niskie parcie na efektywność procesów windykacyjnych. To daje nam pewne pole do popisu. W Polsce jest co najmniej kilka firm, które windykują lepiej od nas, ale jesteśmy w stanie się do nich zbliżyć pod względem efektywności — mówi Marcin Tokarek, członek zarządu GetBacku.
Efektywność to również koszty. W pierwszym kwartale 2018 r. wynosiły około 32 mln zł. Spółka chce je ograniczyć do jednej trzeciej tej kwoty. Duże cięcia zaczęły się już w parku samochodowym i kadrach niezwiązanych bezpośrednio z windykacją. Spółka chce też sprzedać raczkujący biznes bułgarski. Spodziewa się uzyskać z tego tytułu ledwie 2 mln zł. Rozważa taką opcję odnośnie do Rumunii. Pozwoliłoby to uwolnić kilkadziesiąt milionów złotych. Problem polega jednak na tym, że część portfeli długów w Rumunii jest zastawem pod polskie długi samego windykatora.
3,32 mld zł Takie są długi GetBacku.
WSZYSTKO O GETBACKU SPRAWDŹ NA: www.pb.pl/temat/getback