Zima to idealny moment, by na chłodno przeanalizować, jak upały wpływają na gospodarkę. Ekonomiści OECD po głębokiej analizie danych pogodowych i finansowych dla ponad 2,7 mln firm w 23 krajach rozwiniętych doszli do następujących wyników: 10 dodatkowych dni z temperaturą powyżej 10 stopni Celsjusza powoduje spadek produktywności pracy o 0,3 proc. Pojedyncza fala upałów (trwająca minimum pięć dni) prowadzi do redukcji produktywności o 0,2 proc. Co więcej, efekty te utrzymują się nawet do dwóch lat po wystąpieniu fali upałów.
Polska należy do krajów relatywnie mniej narażonych – co przedstawia wykres – jednak ten negatywny wpływ nas nie omija. Z badania wynika, że wzrost liczby upałów w XXI w. obniżył już wydajność pracy o 0,1 proc., natomiast wskutek ocieplenia o 2 stopnie Celsjusza w przyszłości produktywność może zmniejszyć się o kolejne 0,25 proc. Najbardziej dotknięte kraje to Hiszpania i Korea. W tym pierwszym kraju wydajność może spaść w przyszłości aż o 0,8 proc., a w kraju azjatyckim o blisko 0,6 proc. Wysoka ekspozycja Korei na negatywne zmiany klimatu wynika z wysokiego stopnia urbanizacji, czyli dużej koncentracji ludności w miastach. To tworzy tzw. miejskie wyspy ciepła wzmacniające skutki wysokich temperatur.
Głównymi czynnikami determinującymi skalę ekspozycji gospodarki na ocieplenie klimatu jest położenie geograficzne, choć nie tylko. Kraje skandynawskie są mniej narażone na negatywne skutki stresu termicznego nie tylko wskutek mniejszej liczby ekstremalnych fal upałów i generalnie niższej temperatury, ale też dzięki szybkiemu rozwojowi OZE, zrównoważonemu planowaniu urbanistycznemu, które kładzie nacisk na zieloną infrastrukturę, np. tereny zielone. Chociaż trzeba podkreślić, że warunki geograficzne odgrywają główną rolę. Poprzez politykę adaptacyjną można jedynie mitygować negatywne efekty, lecz nie ograniczy się ich w stu procentach.
Polska jest w relatywnie korzystnej sytuacji, ponieważ ma umiarkowany klimat, a wpływ wysokich temperatur jest łagodzony przez korzystne uwarunkowania geograficzne takie jak bliskość Morza Bałtyckiego czy zróżnicowana rzeźba terenu. Aczkolwiek efektywność i zakres polityk adaptacyjnych w Polsce są raczej niskie przez słaby rozwój terenów zielonych i parków miejskich, chaos przestrzenny czy brak wsparcia technologicznego dla małych firm. To sprawia, że negatywny wpływ wysokich temperatur na produktywność pracy jak dotychczas raczej nie jest mitygowany, lecz rośnie.
Najbardziej narażone na dotkliwe skutki nagłych wzrostów temperatury są małe firmy, ponieważ mają ograniczone możliwości inwestowania w adaptacyjne rozwiązania technologiczne, czyli w klimatyzację czy mechaniczną wentylację. Na poziomie sektorowym są to szczególnie gastronomia i usługi noclegowe, które dużo tracą na produktywności, bo są to branże pracochłonne, raczej wymagające siły fizycznej, mocno zależne od warunków pogodowych, gdzie możliwości łagodzenia dyskomfortu pracowników są ograniczone – nie jest to bowiem praca w klimatyzowanym biurze. Drugi sektor, gdzie produktywność wykazuje najwyższą ekspozycję na ocieplenie klimatu, to przemysł. Fale upałów oddziałują na kondycję fizyczną, która w sektorze przemysłowym jest wciąż w wielu krajach ważną determinantą wydajności pracy.
Najważniejszy wniosek dla Polski jest taki, że bez podjęcia koniecznych działań adaptacyjnych dotyczących polityki klimatycznej negatywny wpływ upałów na produktywność pracy będzie się pogłębiał. I nie chodzi o wdrażanie jakichś zaawansowanych technologii, ale o bardzo praktyczne, stosunkowo łatwe rozwiązania, jak lepsza wentylacja w miejscach pracy, rozwój terenów zielonych, poprawa zagospodarowania przestrzennego oraz rozwój instrumentów finansowych wspierających adaptację małych firm. Może to truizm, ale lepiej przygotować się na wyzwania klimatyczne teraz, niż ponosić ich wysoki ciężar w przyszłości.
