Giełda Papierów Wartościowych była jednym z pionierów emisji papierów dłużnych w ofertach publicznych skierowanych do drobnych inwestorów. W 2011 r. zaoferowała im obligacje serii B o nominale 100 zł. Wystarczyło kupić 10, by stać się wierzycielem giełdy. W piątek 18 września 2015 r. GPW poinformowała jednak, że „zamierza podjąć działania zmierzające do nabycia od ich posiadaczy, wyemitowanych przez GPW obligacji (…)”.

Z wypowiedzi Pawła Tamborskiego, prezesa GPW, wynika, że operacja ma być przeprowadzona w ciągu dwóch miesięcy, co oznacza zamiar skrócenia życia papierów dłużnych o nieco ponad rok. GPW nie chce jednak przeprowadzić typowego wykupu obligacji przez emitenta, który polega na skorzystaniu z opcji call. Szykuje coś w rodzaju skupu akcji własnych — tyle że tym razem chodzi o obligacje.
— Planujemy przeprowadzić dobrowolny skup naszych obligacji, co oznacza, że ci obligatariusze, którzy nie zdecydują się odsprzedać obligacji wcześniej, będą mogli poczekać do terminu wykupu, tj. 2 stycznia 2017 r. i zrealizować go wówczas na niezmienionych warunkach — tłumaczy Karol Półtorak, wiceprezes GPW.
Dla drobnych inwestorów może to rodzić spory dylemat. Cieszyć się jeszcze przez rok papierami pewnego emitenta oprocentowanymi 1,17 pkt. proc. ponad WIBOR6M (w obecnym okresie odsetkowym 2,96 proc.), czy sprzedać je teraz po 101,20 zł, wobec 100 zł, na które można liczyć w 2017 r.? Dylemat to tym większy, że papiery były sprzedawane inwestorom indywidualnym nie po 100, ale po 100,91 zł. Mogli je też kupić na Catalyst, gdzie obecny kurs wynosi 101,31 proc.
— E-Kancelaria i Oshee prowadziły kiedyś skup obligacji własnych. Tam też nie było opcji call, ale wówczas papiery były notowane poniżej nominału. Był też przypadek Multimediów Polska. Wtedy inwestorzy zgodzili się na zrefinansowanie długu i trzy serie zostały zamienione na jedną, choć nie wszyscy sprzedali papiery pierwotnych serii — wspomina Kamil Artyszuk, analityk obligacji korporacyjnych w Allianz TFI.
Dwie serie jak jedna
By zrozumieć, dlaczego GPW przeprowadza tak nietypową operację, trzeba cofnąć się do 2011 r. GPW wyemitowała wtedy dwie serii obligacji o łącznej wartości 245 mln zł. Ich oprocentowanie i terminy zapadalności są identyczne. Dlatego zaraz po emisji zostały scalone pod jednym kodem ISIN. Na rynku pierwotnym inwestorzy indywidualni mogli jednak uczestniczyć tylko w ofercie serii B o wartości 75 mln zł.
Zdecydowało się na to ponad 1700 osób. 170 mln zł papierów serii A trafiło wyłącznie do instytucji, których było raptem dziewięć. W warunkach emisji obu serii nie było opcji call. Jeśli chodzi o instytucje, to nie problem. Nawet jeśli papiery GPW trafiły na rynku wtórnym do kolejnych instytucji, to ich liczba jest dość ograniczona i niejedna spółka wynegocjowała w takich okolicznościach rozwiązanie wzajemnych związków na nieprzewidzianych wcześniej warunkach. Negocjowanie z dużą i bliżej nieokreśloną liczbą inwestorów indywidualnych jest jednak nierealne. Dlatego GPW zostawia im wybór.
Czy w ogóle będą mogli z niego skorzystać, zależy jednak od instytucji. Giełda nie planuje zmniejszyć zadłużenia, ale je zrefinansować. Operację skupu papierów dłużnych serii A i B warunkuje więc wcześniejszym dojściem do skutku nowej emisji obligacji o stałym oprocentowaniu. O rozpoczęciu konsultacji w tej sprawie z potencjalnymi inwestorami poinformowała w komunikacie z 2 września 2015 r.
Zaznaczyła przy tym, że nowe papiery będzie dystrybuować w ofertcie prywatnej — a więc tylko wśród inwestorów instytucjonalnych.
Symboliczne różnice
Analitycy podkreślają, że z punktu widzenia księgowości giełdy jako spółki refinansowanie zadłużenia nie ma większego znaczenia. — Nawet zakładając, że oprocentowanie uda się obniżyć o 1 pkt. proc., a podejrzewam, że byłoby to bardzo trudne, mówimy o oszczędnościach rzędu małych kilku milionów złotych rocznie — mówi Piotr Palenik z ING Securities.
— Obecna marża 1,17 pkt. proc. jest niska. Ewentualne oszczędności mogłyby więc sięgnąć kilkuset tysięcy złotych rocznie, jeśli w ogóle. Nawet gdyby koszty odsetkowe udało się obniżyć o 1-2 mln zł to pamiętajmy, że mowa o spółce, która ma 120 mln zł zysku — wtóruje mu Łukasz Jańczak z Haitong Banku.
Uplasowanie nowych papierów zależy od tego, czy oczekiwania funduszy inwestycyjnych i GPW będą zbieżne. W kilkuletniej perspektywie fundusze chciałyby na obligacjach zarobić, a GPW zmniejszyć koszty zadłużenia. W przypadku obligacji o stałym oprocentowaniu realizacja tych celów zależy od tego, kto lepiej obstawi zmiany rynkowych stóp procentowych.
— Jeszcze niedawno rynek oczekiwał wzrostu stóp procentowych. Obecnie zaczyna się mówić o dalszych obniżkach. Dla oceny zamierzeń giełdy kluczowa jest zaś wysokość stóp procentowych za 2-3 lata. Zakładając, że nowa emisja to będą papiery stałokuponowe o co najmniej pięcioletnim terminie wykupu, można je porównać do 5-letnich obligacji skarbowych. Te oprocentowane są obecnie na 2,4 proc. Myślę, że oprocentowanie papierów GPW powinno być nieco wyższe, czyli przekroczyć 3 proc. — komentuje Łukasz Jańczak.
To mniej niż obecnie wynosi stopa dywidendy z akcji GPW za 2015 r. W 2016 r. GPW planuje wypłacić 2,60 zł na akcję, co przy obecnym kursie oznacza około 6 proc. Z punktu widzenia drobnego inwestora jakimś rozwiązaniem może być skorzystanie z oferty GPW i kupno za otrzymane pieniądze akcji giełdy. Z obligacji, które i tak zapadną na początku 2017 r. można liczyć na około 3 proc. zysku. Dywidenda będzie pewnie wyższa, ale dochodzi ryzyko zmiany kursu.
— Dywidenda powyżej 5 proc. jest bardzo atrakcyjna. O ile zarząd i strategia GPW się nie zmienią, wydaje się też pewna. Ale w kontekście możliwych wyników wyborów i podatku od transakcji finansowych trzeba brać pod uwagę, że może nastąpić konieczność dostosowania dywidendy do nowych warunków — zaznacza Paweł Wilczyński, analityk Wood & Company.