Realizują swoje aspiracje. Studiują i pracują, praktykują za granicą, korzystają ze stypendiów i programów edukacyjnych. Zbierają nagrody.
Dla osób takich, jak oni, nie ma granic — ani na mapach, ani w marzeniach. Podejmują wyzwania...
Nagroda od miasta
Na początku lutego Marta Szadowiak obroniła dyplom z socjologii na Uniwersytecie Gdańskim. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to w czerwcu zdobędzie tytuł magistra filologii rosyjskiej. Wcześniej ukończyła szkołę muzyczną. W trakcie studiów tęskniła za sceną, wróciła więc do śpiewania. Dziś nie tylko śpiewa — altem — ale jest też kierownikiem organizacyjnym Akademickiego Chóru Uniwersytetu Gdańskiego. Już drugą kadencję działa na uczelnianym etacie w Akademickim Centrum Kultury. Organizuje nabory do chóru, jego codzienny byt oraz koncerty, promocje...
Pracę zawodową rozpoczęła dość wcześnie. Na pierwszym roku pierwszych studiów podjęła pracę PR-owca w Integracyjnym Klubie Artystycznym Winda i pozostała jej wierna przez trzy następne lata. Studiwała i jednocześnie uczyła się zarządzania kulturą. Od 2002 r. jest menedżerem znanego muzyka jazzowego. Współorganizuje też duży projekt społeczny — Gdański Areopag. W ubiegłym roku otrzymała nagrodę Miasta Gdańska dla młodego twórcy w dziedzinie kultury.
— Nie mam poczucia, że zaniedbuję naukę. Same studia nie rozwijają tak bardzo, jak połączone z pracą. Jeśli tylko człowiek chce, to sprosta wielu wyzwaniom — przekonuje Marta Szadowiak.
To nie film
Paweł Kabata, student IV roku Akademii Medycznej w Gdańsku, wymarzył sobie, że kolejną praktykę odbędzie za granicą. I nie zawahał się. Wyjechał na sześć tygodni praktykować do Glasgow w Szkocji. Wziął ze sobą swoją dziewczynę.
— Teoretycznie taki wyjazd jest możliwy bez wsparcia rodziców. Pod warunkiem jednak, że znajdzie się na miejscu pracę. Nam się to udało, ale na bardzo krótko. Kiedy, po powrocie do Polski, policzyliśmy wszystkie wydatki — okazało się, że były niebotyczne — opowiada Paweł.
Jednak nie żałuje. Zobaczył na własne oczy, że pacjent może być w szpitalu najważniejszy. Przekonał się, że tak może wyglądać życie...
Aura sukcesu
Marta Szadowiak przyznaje, że niezwykle zmieniła się przez ostatnie pięć lat. Nawet gdyby nie dostrzec wiedzy, którą zdobyła, umiejętności kierowniczych, którymi niewątpliwie dysponuje i które wciąż doskonali, to nie sposób nie zauważyć jednego. Przeistoczyła się ze zwyczajnej, raczej nie rzucającej się w oczy dziewczyny w kobietę... roztaczającą wokół siebie aurę sukcesu.
— Nauczyłam się wykorzystywać szanse, które dają mi inni ludzie. Nie przeczę, że czasami podejmuję ryzyko. Przed młodymi roztaczają się ogromne możliwości, trzeba tylko z nich korzystać — podkreśla Marta Szadowiak.
Przykład? Letnia szkoła zarządzania kulturą. Marta złożyła projekt i została wybrana. Jako jedyna Polka pojechała szkolić się do Salzburga w Austrii w XIII Międzynarodowej Letniej Szkole Zarządzania Kulturą.
Trzy języki to niewiele
Do Salzburga chęć nauki przywiodła też Aleksandrę Dulkiewicz, studentkę V roku prawa na Uniwersytecie Gdańskim.
— Już w szkole średniej marzyłam, aby kształcić się poza granicami kraju. Aplikowałam do różnych projektów, ale nie powiodło mi się — przyznaje Ola.
Dziś mówi, że to, iż studiuje za granicą — i nie ma kompleksu niższości — to zasługa zmian, które zaszły w Polsce.
— Piętnaście lat temu studenci nie mieli jeszcze takich szans. Ludzie czasem mówią mi, że „za komuny było lepiej”, wówczas pytam: „kto kiedyś jeździł na studia za granicę?” — zapewnia Ola.
Teraz, kiedy jej rówieśnicy przygotowują się do zakończenia studiów i pracują w rodzimych kancelariach, ona studiuje prawo na uniwersytecie salzburskim. Śmieje się, że najmniejszą korzyścią z tego płynącą jest to, że umie — posługując się językiem niemieckim — zastrzec w banku kartę kredytową.
Z perspektywy czasu ocenia, że mogła podczas studiów intensywniej uczyć się języków obcych. W Salzburgu wybrała włoski.
— Dziś znajomość trzech języków obcych to już żadne halo — przyznaje.
Wyrzuca sobie nieco, że zbyt mało energii włożyła w to, aby „wychodzić” jakąś pracę w kancelarii. Nie oznacza to jednak, że przez te pięć lat nie pracowała społecznie i zarobkowo. Współorganizowała m.in. projekty społeczne, szefowała kołu naukowemu, pracowała przy kampaniach wyborczych, próbowała też sił w dziennikarstwie.
Gitara, ministerstwo
Paweł zbliża się do ukończenia studiów. Działa w dwóch kołach naukowych — nie wiedzieć czemu, przez dwa pierwsze lata studiów 95 proc. studentów nie korzysta z tej formy doskonalenia. Gdy pozwala mu na to czas, pracuje w dziale badań klinicznych jednej z prywatnych placówek medycznych. I gra na gitarze w zespole muzycznym. Już dziś wie, że po studiach wyjedzie z Polski.
— W Wielkiej Brytanii, w Skandynawii czekają na lekarzy z Polski. Po sześciu latach ciężkich studiów nie bardzo mi się widzi walka o to, aby do końca miesiąca starczyło pieniędzy na jedzenie. Gdybym wiedział, że czekają tu na mnie oferty pracy, zostałbym — gorzko przyznaje Paweł.
Ola Dulkiewicz, po studiach, będzie próbowała dostać się na aplikację radcowską. W przyszłości marzy się jej... święta równowaga.
— Z jednej strony kariera, z drugiej — założenie rodziny. Sukcesem nazwałabym umiejętne pogodzenie życia rodzinnego z uczciwym wykonywaniem zawodu. Moje marzenie to objęcie funkcji partnera w dobrej kancelarii. Wiem jednak, że w praktyce, w tym zawodzie, liczy się przede wszystkim to, czy masz klientów czy nie — twierdzi Ola.
Nie wyklucza, że być może na jej zawodowych decyzjach zaważy pasja obywatelska — myśli o pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych albo kancelarii premiera.
Marta też już planuje przyszłość. Po obronie dyplomu na filologii rosyjskiej, najpewniej podejmie studia z zarządzania kulturą albo praktykę w dużej instytucji kulturalnej. Z jednym zastrzeżeniem — nie w Polsce.
— Najchętniej w Stanach Zjednoczonych, gdzie doskonale szkolą w tej dziedzinie. Jeśli nie uda się tam, to w Brukseli. Dziś jest to możliwe dzięki stypendiom, grantom… To tylko kwestia czasu — planuje Marta.