Kolekcjonerzy czekają na odbicie, ale urok antyków jest zbyt słaby, żeby odczarować spadające indeksy cenowe
Niekoniecznie wygodne, a już z pewnością nie zabytkowe, krzesło z jednego z brytyjskich domów licytowane będzie 18 marca od 45 tys. USD (174 tys. zł). Inwestycyjna wartość przedmiotu może być wysoka, ale wyłącznie dlatego, że autorka powieści o Harrym Potterze potwierdziła pisemnie, że siedząc na nim przy stole, napisała dwie pierwsze części. Przeciętny z wyglądu i wyraźnie zużyty mebel, mimo że nie jest zbyt wiekowy, byłby dobrym symbolem rynku kolekcjonerskiego rzemiosła — żeby chociaż na chwilę poruszyć popyt, potrzebny jest czarodziej.

Pałacowa wyprzedaż
Berżera to typ głębokiego rokokowego fotela, na którym można usiąść i rozłożyć ewentualną suknię, a żardiniera to przedmiot, do którego wkłada się rośliny doniczkowe. Teoretycznie, żeby zainwestować na rynku antyków, w ogóle nie trzeba tego wiedzieć, ale zarówno kupno berżery, jak i żardiniery, nie powinno się odbywać bez podstawowego zestawu pytań. W związku z tym, że w obrocie epokowymi meblami nie brakuje XIX-wiecznych falsyfikatów, pytać należy przede wszystkim o dokumenty poświadczające pochodzenie, a także możliwe konserwatorskie zabiegi. Poza ceną sprzedawca może nam przecież powiedzieć, dlaczego stwierdził, że oferowany obiekt jest znakomitym przykładem swojego stylu, i który z elementów pozwolił mu na to, żeby w ogóle przypisać mebel do danej epoki. Eksperci są zgodni co do tego, że nie warto się spieszyć, bo zanim się zainwestuje, wypada przyjrzeć się stanowi zachowania, porównać ceny z ofertą w internecie, ale też dowiedzieć się chociażby tego, czy okucia mebla są oryginalne czy wymienione i postarzone. Jedynym pytaniem, które w większości przypadków może sprawić poważny problem, jest to o potencjał cenowych zwyżek — według głównego rynkowego indeksu, ceny antyków od ponad 35 lat nie były niższe, a nawet tak wysoka dostępność nie jest na razie w stanie pobudzić popytu.
Sztywne ceny z Wersalu
Jeszcze 10 lat temu zainteresowanie starymi meblami było znacznie wyższe, ale po samej malejącej liczbie licytacji w największych domach aukcyjnych można wnioskować, że w preferencjach kolekcjonerów zaszły spore zmiany. Największą obniżkę, bo nawet 50-procentową, zaobserwować można na rynku przedmiotów ze średniej półki, które bywają już nawet tańsze od swoich współczesnych replik wykonywanych na zamówienie. W wielu krajach drobniejsze galerie handlujące XIX-wiecznymi meblami przeciętnej klasy w dużej mierze poupadały, wystawiając w końcu gromadzony latami asortyment na aukcjach. Jedyna kategoria antyków, która ciągle sprzedaje się na europejskich rynkach dobrze, to obiekty unikatowe i najwyższej jakości — ich ceny bywają nieporównywalnie wysokie, ale mimo to, segment uznaje się za niedoszacowany. Zakupy najdroższych eksponatów można jednak w pewien sposób powiązać z sytuacją, w której inwestor nieodróżniający żardiniery od berżery dopytuje się antykwariusza o podstawowe sprawy — mianownikiem wspólnym dla obu przypadków jest ogólne postrzeganie. Małe obeznanie w stylach meblarskich rzadko kiedy bywa wytykane, więc kiedy zainwestujemy 6 mln EUR w tzw. boullowskie biurko, nie powinniśmy się dziwić, jak ktoś bez wahania postawi na nim gorący kubek. Lokowanie kapitału w antykach nie ma takiego społecznego wymiaru jak dekorowanie ścian rozpoznawalnym malarstwem Picassa, ale jeśli okazałoby się nagle, że weszliśmy w posiadanie oryginalnego boullowskiego mebla, możemy mieć pewność, że nie będziemy stratni. Charles André Boulle wyposażył dla Ludwika XIV część Wersalu, podnosząc przy tym inwestycyjną wartość swoich wyrobów użyciem takich materiałów jak szylkret, kość słoniowa czy masa perłowa.
Rynek byka i smoka
Uznając wersalski próg cenowy za zbyt wysoki, można poszukiwać czegoś znacznie bardziej przystępnego, ale żeby móc liczyć na jakąkolwiek dodatnią stopę zwrotu, nie należy wybierać przedmiotów zbyt częstych w obiegu, nawet jeśli są wiekowe. Rzadkość jest dla ewentualnego wzrostu cen czynnikiem podstawowym, o czym świadczą i stawki za bogato zdobione szafki Króla Słońce, i zwyżki, jakie wykazują chińskie meble ze szczególnych gatunków drewna. Chociaż europejskie starocie zdecydowanie nie są w obszarze zainteresowania azjatyckich inwestorów, eksperci z domu aukcyjnego Bonhams podają, że ich zapotrzebowanie na rodzime rzemiosło jest tak wysokie, że ceny zwiększają się gwałtownie od 2000 r. Po długim czasie, kiedy azjatycka egzotyka interesowała
kolekcjonerów zachodnich, nastał okres, w którym dostatecznie bogata klasa chińskich inwestorów sprowadza ją z powrotem do swoich zbiorów. Szukając odpowiednika tego zjawiska na polskim rynku, można przypomnieć chociażby rozwijaną kilka lat temu modę na rzemiosło minionego ustroju — ale w przeciwieństwie do rzadkiego drewna chińskich wyrobów najwyższej kategorii stoliki w kształcie nerki czy rozłożyste meblościanki zalicza się do zupełnie innej klasy aktywów. Poza meblami PRL na lokalnym rynku rozwijało się też niewielkie zainteresowanie stylistyką art déco — ani w pierwszym, ani w drugim przypadku ceny jednak wyraźnie nie poszybowały. Niektórzy kolekcjonerzy są zdania, że na odbicie na rynku antyków trzeba tylko poczekać, zwłaszcza że antykwariusze wytoczyli już nawet najmniej spodziewany argument społecznej sprawiedliwości. Kupowanie nowych mebli nie daje przecież zwykle zarobić, a ich produkcja przyczynia się i do wycinki lasów, i do ogólnego wyzysku.
Podpis: Weronika Kosmala