Ponad dwa lata temu, w listopadzie 2021 r., Prokuratura Regionalna w Gdańsku i Krajowa Administracja Skarbowa (KAS) poinformowały o zatrzymaniu „siedmiu osób ze ścisłego kierownictwa jednej z największych zorganizowanych grup przestępczych zajmujących się nielegalnym hazardem i praniem pieniędzy pochodzących z tej działalności”. U podejrzanych zajęto m.in. pięć samochodów, cztery motocykle i łódź o łącznej wartości ponad 1 mln zł, a także biżuterię, zegarki i monety. Śledczy zastrzegli, że to nie koniec działań zabezpieczających majątek. I słowa dotrzymali. Jak dowiedział się PB – na dziś wartość zabezpieczonego w tej sprawie mienia to ponad 300 mln zł!
Majątek na celowniku
Wkrótce po komunikacie prokuratury ujawniliśmy w PB, że cała zatrzymana siódemka związana jest z grupą kilkudziesięciu polskich i zagranicznych firm, zbudowaną przez nieżyjącego już i pochodzącego z Ostródy Sławomira J. – biznesmena znanego z licznych problemów z prawem, a jednocześnie prawdziwej legendy polskiego rynku hazardu, zarówno legalnego, jak też działającego w szarej strefie.
Wśród zatrzymanych, którzy usłyszeli łącznie ponad 6700 zarzutów karnoskarbowych dotyczących nielegalnego hazardu, byli: Szczepan J. i Ewelina J., syn i synowa Sławomira J., Oktawia B., jego partnerka życiowa w okresie przed śmiercią, oraz czwórka menedżerów pracujących od lat dla grupy z Ostródy - Robert G., Jacek P., Kinga J. i Petr P. Wszyscy zgodnie nie przyznają się do winy. W listopadzie 2021 r. trafili do aresztu, ale dziś są już na wolności.
- Sądy, które uchylały areszty tymczasowe, jednocześnie stosowały wolnościowe środki zapobiegawcze: poręczenia majątkowe, dozory policji i zakazy opuszczania kraju. Śledztwo w tej sprawie pozostaje w toku, a liczba podejrzanych wzrosła do 22 osób – informuje Marzena Muklewicz, rzecznik prasowa Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
I wylicza, co składa się na zabezpieczony w tej sprawie majątek o robiącej wrażenie wartości ponad 300 mln zł.
- W sprawie zabezpieczono mienie ruchome w postaci samochodów, motocykli i innych wartościowych przedmiotów, a także gotówkę, nieruchomości położone w kraju i za granicą oraz pieniądze zdeponowane na rachunkach bankowych podejrzanych, w tym również w bankach zagranicznych – mówi Marzena Muklewicz.
Zazwyczaj rzeczywistość skrzeczy
Tak wysokie zajęcia majątkowe w realiach rodzimych organów ścigania zdarzają się wyjątkowo rzadko. Statystyki wskazują, że we wszystkich sprawach karnych, które trafiły do sądów od 2019 do 2022 r., w poszczególnych latach wartość ustanowionych zabezpieczeń oscylowała między 1,06 mld, a 1,49 mld zł. Przy czym kwoty te rozkładały się na od ponad 40 tys. do prawie 59 tys. śledztw rocznie, co dawało średnie zabezpieczenie majątkowe na sprawę między 24,9 tys. zł, a 33,9 tys. zł.
W jednej z największych afer w historii III RP, SKOK-u Wołomin, w której łączna kwota wyłudzeń przekroczyła 3 mld zł, śledczym u prawie 900 podejrzanych udało się zabezpieczyć majątek o wartości 224,8 mln zł. W podobnej sprawie SK Banku, z którego wyłudzono ponad 1,6 mld zł, prokuratura położyła rękę na majątku oskarżonych o wartości blisko 50 mln zł.
A to i tak są przykłady pozytywne, bo na co dzień rzeczywistość majątkowych zajęć wygląda tak jak w ujawnionej ostatnio przez PB sprawie gangu, który zdaniem śledczych funkcjonował wokół sieci księgarni Matras. W akcie oskarżenia jest mowa o oszustwach kredytowych i innych na ponad 200 mln zł, a zabezpieczenia mienia mają łącznie wartość… kilkuset tysięcy złotych.
Tego typu sytuacji jest dużo więcej. Dlaczego więc w przypadku gdańskiego śledztwa się udało? Pomogło to, że prokuratura zastosowała strategię „follow the money” (z ang. - podążaj za pieniędzmi) i… pewien paradoks. A mianowicie to, że spółki z grupy firm Sławomira J. w okresie objętym zarzutami (lata 2016-17) nie działały w podziemiu, lecz przeciwnie – prowadziły normalną księgowość, składały deklaracje podatkowe itp.
Część z nich zgłosiła fiskusowi do opodatkowania aż 390 mln zł uzyskanych ze świadczenia usług rozrywkowych. Prokuratura uznała jednak, że kwota ta „faktycznie pochodziła z urządzania nielegalnych gier hazardowych na automatach” i dobrze prześledziła, co dalej stało się z tymi pieniędzmi. Okazało się, że większość, bo 330 mln zł, zostało wprowadzonych do legalnego obiegu poprzez inwestycje w działalność paliwową, hotelarską, gastronomiczną, deweloperską, medyczną oraz w sektorze IT. Śledczy kolejne przelewy uznali za pranie pieniędzy, a dzięki historiom rachunków bankowych poszczególnych firm i związanych z nimi podejrzanych łatwiej im było namierzyć gotówkę w celu jej zabezpieczenia.
Forbet uciekł spod topora
W grupie firm zarządzanych z Ostródy był m.in. Forbet Zakłady Bukmacherskie – bukmacher, który zaczął działalność w połowie 2016 r. i w ciągu zaledwie pięciu lat dorobił się pozycji numer trzy na rynku, tuż za gigantami - STS i Fortuną. Zdaniem branżowych mediów ojcami tego sukcesu byli sam Sławomir J. oraz jego prawa ręka, czyli Petr P., który po śmierci biznesmena w 2019 r., jako dyrektor generalny Forbetu, stał się „kluczową osobą decyzyjną” w firmie. Prezesem bukmachera, a jednocześnie jego beneficjentką rzeczywistą, była natomiast Ewelina J., synowa Sławomira J.
Po zatrzymaniach sprzed ponad dwóch lat w fotelu prezesa Forbetu szybko zastąpił ją Paweł Majewski, wcześniej dyrektor ds. marketingu w firmie. To on zapewniał w grudniu 2021 r. w PB, że „rzekome czyny”, w związku z którymi służby podjęły działania kilka tygodni wcześniej, „nie mają związku ze spółką i pozostają bez wpływu na jej działalność”. I faktycznie: zarzuty przedstawione w tej sprawie nie dotyczą Forbetu. Jednak sytuacja, w której menedżerowie legalnego bukmachera stali się podejrzanymi o udział w gangu zajmującym się nielegalnym hazardem, mogła oznaczać dla firmy duże problemy.
Zgodnie z prawem członkowie organów i właściciele spółek hazardowych prowadzących działalność licencjonowaną muszą cieszyć się „nienaganną opinią” i być osobami, wobec których „nie istnieją uzasadnione zastrzeżenia z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, porządku publicznego, bezpieczeństwa interesów ekonomicznych państwa, a także przestrzegania przepisów regulujących przeciwdziałanie praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu”.
To dlatego pisaliśmy, że kluczowe dla Forbetu zezwolenie Ministerstwa Finansów na urządzanie zakładów bukmacherskich w internecie zawisło na włosku. Ryzyko się jednak nie zmaterializowało i sześcioletnia licencja w maju 2022 r. została odnowiona. Dlaczego? Odpowiedź być może znajduje się w… czeskim rejestrze handlowym, w dokumentacji spółki Simply Trading, czyli właściciela Forbetu. Od 3 stycznia 2022 r. beneficjentem rzeczywistym tej firmy nie jest już Ewelina J., ale trójka obywateli Czech: Martin Kral, Petr Vymetalek i Karel Slavicek. Tym samym to oni, a nie synowa Sławomira J. z zarzutami na karku, są więc pośrednimi właścicielami Forbetu.