Hinduskie firmy outsourcingowe nie będą zabierały pracy Amerykanom – zapowiadał podczas kampanii prezydenckiej Barack Obama. A jednak sektor BPO rozwija się w Indiach coraz lepiej. I to również dzięki wielkim koncernom z USA, które przenoszą działalność tam, gdzie koszty są niższe, a efektywność wysoka. Zbyt dużo zainwestowały na rynkach rozwijających się, aby się przejąć wyborczą retoryką Obamy. Poza tym – jak podkreślają ekonomiści – zwijanie tych ośrodków uderzyłoby w światową gospodarkę. Tym bardziej, że w USA nie ma wystarczającej liczby specjalistów, choćby z branży IT.
Prawnicy na wagę złota
O przewadze konkurencyjnej Hindusów decyduje to, że są tańsi, a zarazem dobrze przygotowani. Tamtejsze centra BPO przyciągają coraz więcej absolwentów z najlepszym wykształceniem i doskonałą znajomością angielskiego. Są wśród nich informatycy, finansiści, księgowi, marketingowy, prawnicy. Szczególnie ci ostatni mogą przebierać w ofertach pracy, bo gwarantują najwyższą jakość usług. Dość wspomnieć, że wydział prawa uniwersytetu w New Delhi prowadzi zajęcia z globalnej ekonomii i outsourcingu. No i system prawny w Indiach ma wiele wspólnego z angielskim i amerykańskim.
Coś za coś
Koszty pracy w Indiach są znacznie niższe niż w USA czy w Wielkiej Brytanii. A i tak statystyczny Hindus, np. prawnik, zatrudniony w centrum BPO zarabia o niebo lepiej niż jego kolega na państwowej posadzie. Nic dziwnego, że dziesiątki milionów spraw sądowych w Indiach czekają na finał, bo nie ma kto ich rozstrzygnąć. Ale korzyści z BPO mogą przyćmić niewydolność kadrową tamtejszego systemu sprawiedliwości.
Największy przyrost wartości w sektorze BPO nastąpił w Indiach w latach 2002-04, co było związane ze wzrostem wartości eksportu z 500 mln do 3,2 mld dolarów. W latach 2000-06 wartość tamtejszego BPO wzrosła z 0,5 do 7,2 mld dolarów.
Hindusi dają nam przykład
Outsourcing i usługi BPO to koło zamachowe gospodarki współczesnych Indii.