Hiszpania obawia się, że straci na rozszerzeniu UE

Polska Agencja Prasowa SA
opublikowano: 2005-04-27 19:08

Rozszerzenie UE rok temu o 10 nowych krajów, w tym Polskę, oznaczało dla Hiszpanii wielkie wyzwanie przede wszystkim z ekonomicznego punktu widzenia. Dziś Madryt obawia się, że nie tylko nie skorzysta na poszerzeniu, ale może nawet stracić.

Rozszerzenie UE rok temu o 10 nowych krajów, w tym Polskę, oznaczało dla Hiszpanii wielkie wyzwanie przede wszystkim z ekonomicznego punktu widzenia. Dziś Madryt obawia się, że nie tylko nie skorzysta na poszerzeniu, ale może nawet stracić.

Hiszpania była dotąd największym beneficjentem funduszy strukturalnych, jednak rozszerzenie UE na Wschód o nowe, biedniejsze kraje wywołało obniżenie średniego unijnego wskaźnika PKB na głowę. To z kolei - w wyniku tzw. efektu statystycznego - przekroczenie przez Hiszpanię pułapu uprawniającego do korzystania z unijnych funduszy (75 proc. średniej).

Wprawdzie sytuacja nie zmieni się do 2007 roku, kiedy zaczną obowiązywać nowe plany budżetowe UE (do roku 2013), ale negocjacje w tej sprawie trwają już teraz.

Ostatni raport rządowy w sprawie budżetu UE na lata 2007-2013 ostrzega, że Hiszpania może bardzo mocno odczuć negatywne wpływ utraty funduszy na wzrost gospodarczy i tworzenie nowych miejsc pracy. Mówi się wprost o groźbie "szoku finansowego", którego ten kraj nie jest w stanie zaakceptować.

W najlepszym ze scenariuszy, czyli gdyby w negocjacjach nad budżetem UE na lata 2007-2013 przeszła hojna propozycja Komisji Europejskiej, Hiszpania będzie otrzymywać z unijnej kasy średnio 714 mln euro rocznie netto. Dotychczas dostawała prawie 7 mld euro rocznie. Według obliczeń rządu w Madrycie, oznacza to stratę rzędu 0,8-1 proc. hiszpańskiego PKB.

Ale sytuacja może być jeszcze gorsza, jeżeli w negocjacjach przeważy propozycja grupy sześciu tzw. płatników netto (Niemcy, Wielka Brytania, Austria, Szwecja, Holandia i Francja). Wpłacają oni do unijnej kasy znacznie więcej, niż z niej otrzymują, i chcą zamrozić wydatki na poziomie 1 proc. unijnego dochodu narodowego brutto (DNB) w porównaniu z 1,14 proc. zaproponowanymi przez Komisję. Jeśli UE zdecyduje się na okrojone wydatki, Hiszpania stanie się dość szybko płatnikiem netto.

Utrata otrzymywanych dotychczas funduszy unijnych może także oznaczać likwidację co najmniej 210 tysięcy miejsc pracy. "Tak gwałtowna zmiana sytuacji uniemożliwiłaby adaptację do nowych warunków - alarmują autorzy raportu. - Trzeba będzie zawiesić realizację wielu projektów z dziedziny infrastruktury i ochrony środowiska".

Ponadto raport zwraca uwagę, że tak znaczne pogorszenie sytuacji nie wystąpi w krajach Unii o znacznie wyższym dochodzie na głowę mieszkańca. Według autorów dokumentu, rozszerzenie może kosztować każdego Hiszpana ponad 660 euro - prawie trzykrotnie więcej niż Niemca i ponad dwukrotnie więcej niż Holendra. Panuje przekonanie, że to Hiszpania "płaci za rozszerzenie" i nie może zaakceptować takiego "niezrównoważonego" bilansu.

Rząd w Madrycie zabiega więc o utworzenie dla Hiszpanii "specjalnego, przejściowego funduszu". Od sukcesu tych negocjacji może zależeć sytuacja gospodarcza kraju w następnych latach. "Na rozszerzeniu najbardziej skorzystają kraje położone w sąsiedztwie nowych członków UE, z większą z nimi wymianą handlową i inwestycjami na ich terenie" - argumentują autorzy raportu rządowego.

Oprócz utraty funduszy unijnych, Hiszpania stoi w obliczu tzw. delokalizacji wielkich firm (przenoszenia się ich do krajów o niższych kosztach produkcji), spadku inwestycji zagranicznych i - mimo wzrostu eksportu - stałego pogarszania się bilansu wymiany handlowej. Zgodnie z ostatnimi danymi hiszpańskiego Ministerstwa Przemysłu, w ubiegłym roku Hiszpania straciła 10 mld euro bezpośrednich inwestycji zagranicznych.

W wyniku spadku konkurencyjności Hiszpanii tempo sprzedaży lub likwidacji firm zagranicznych wzrosło o 150 proc. w roku 2004. Powodem takiej sytuacji jest jednak nie tylko poszerzenie UE, ale także umocnienie się euro. Brak inwestycji zagranicznych w prawie 80 proc. związany jest też z przechodzeniem firm w ręce Hiszpanów, więc nie oznacza zakończenia produkcji.

Sektory tekstylny, chemiczny, elektryczny, elektroniczny i samochodowy należą do najbardziej poszkodowanych ze względu na niższe koszty produkcji w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Niemal połowa hiszpańskiej produkcji przemysłowej zależy od wielkich firm, więc "delokalizacja" jest szczególnie niekorzystna dla tego kraju.

Według ekspertów wyjściem z sytuacji jest postawienie na nowoczesną technologię. "Gospodarka hiszpańska może konkurować w rozszerzonej UE nie dzięki niskim kosztom siły roboczej, ale dzięki produkcji o wysokiej wartości dodatkowej - twierdzą eksperci. - Wschód jest zagrożeniem, ale na dłuższą metę większym zagrożeniem są Chiny i gospodarki Azji Południowo-Wschodniej".