To już pewne: huta Szopienice przestanie istnieć. Taką decyzję podjęli wczoraj jej akcjonariusze. Na walnym nie obyło się bez emocji.
Wczorajsze walne zgromadzenie huty Szopienice, miedziowej firmy zależnej Hutmenu z grupy Impexmetalu, postanowiło nie przedłużać istnienia spółki. Decyzja nie była jednak jednomyślna. Nie obyło się bez tarć na linii Hutmen (62 proc. głosów na WZA) — pracownicy, którzy mimo liczebnej przewagi (stawiło się kilkadziesiąt osób), łącznie reprezentowali zaledwie ułamek procenta głosów.
— To Hutmen doprowadził Szopienice do obecnej sytuacji. Zabrakło właściwej kontroli — oburzali się pracownicy, odnosząc się do zeszłorocznej wpadki związanej z grą na kontraktach terminowych na londyńskiej giełdzie metali, która kosztowała hutę 55 mln zł.
— Gdyby chodziło tylko o tę wpadkę, to nie bylibyśmy za likwidacją spółki. Szopienice rejestrują trwałą stratę na poziomie operacyjnym, a z naszych szacunków wynika, że do końca tego roku strata netto mogłaby się pogłębić z obecnych 15 mln zł [za okres styczeń-lipiec — przyp. red.] nawet do 35 mln zł. Nic też nie wskazuje na to, że w 2009 r. coś się może zmienić — odpierał ataki Mieczysław Wicherski, który na walnym reprezentował Hutmen.
Wtórował mu Wojciech Palukiewicz, prezes Szopienic.
— Istnieje poważne ryzyko, że banki wypowiedzą Szopienicom kredyty. To wpływa na prognozy przepływów pieniężnych, które każą przypuszczać, że w czwartym kwartale będziemy mieć trudności z regulowaniem zobowiązań, co może doprowadzić do złożenia wniosku o upadłość. Ponadto skala przewidywanej straty netto w 2008 r. wskazuje, że huta nie będzie w stanie pokryć jej przyszłymi zyskami. W tej sytuacji nie mamy możliwości opracowania realnego planu naprawczego — argumentował prezes huty.
Ostatecznie uchwała w sprawie nieprzedłużania istnienia Szopienic przeszła głosami Hutmenu. Resort skarbu (32 proc. głosów) zażądał zaprotokołowania sprzeciwu, mimo że jego przedstawiciel ani razu nie zabrał głosu w dyskusji.
Akcjonariusze nie byli również zgodni co do zbycia nieruchomości Szopienic. Chodzi o sprzedaż 22 ha gruntów nieoperacyjnych, za które spółka mogłaby dostać około 30 mln zł (to ogólne szacunki zarządu). Miałoby to pozwolić na spłatę części zadłużenia, które wynosi obecnie 132 mln zł. Hutmen był za, a skarb znów zgłosił sprzeciw do protokołu.
— Głosuję według instrukcji. Nie znam uzasadnienia dla tych sprzeciwów — tłumaczył się reprezentant MSP.
Co teraz czeka hutę? Kolejne walne, zwołane na 26 września, które będzie miało za zadanie formalnie otworzyć likwidację Szopienic (potrzebna do tego jest zwykła większość głosów). Jednocześnie zarząd będzie szukać inwestora, który mógłby kupić zorganizowaną część przedsiębiorstwa.
— Na znalezienie inwestora branżowego, który przejąłby produkcję wraz z pracownikami i klientami, dajemy sobie czas do końca roku. Poza tym nie wykluczamy inwestorów z innej branży, zainteresowanych np. samą halą z jej infrastrukturą — zapowiada Wojciech Palukiewicz.
Jeśli projekt „inwestor” nie wypali, dojdzie do zwolnień. Potem cały majątek huty zostanie upłynniony, co może zająć nawet dwa lata. Maszynami już teraz podobno interesuje się konkurencja. Prezes podkreśla, że koszty likwidacji nie będą istotne. Przykładowo, odprawy mają kosztować około 2,5 mln zł.