Gdy Porsche mówi o Icons of Porsche, brzmi to nieco aseptycznie, jak z biuletynu korporacyjnego: „A celebration of Porsche heritage, community and vision”. Ale gdy ten opis w oficjalnym newsroomie marki doprawić odrobiną polotu, odda prawdziwy charakter festiwalu. Pozwolę sobie zatem przetłumaczyć mniej formalnie: „Impreza, na której historia, fani, przyszłość i przeszłość Porsche mieszają się do tego stopnia, że trudno odróżnić, co jest ważniejsze”.
Nie targi, lecz święto emocji
Tegoroczna, piąta już edycja festiwalu Icons of Porsche przyciągnęła 30 tys. odwiedzających i kilka setek samochodów Porsche. To liczby, których nie powstydziłyby się najlepsze targi motoryzacyjne. Paradoks polega na tym, że Icons of Porsche nie są targami. To bardziej spotkanie fanów, którzy nie przyszli kupować, lecz celebrować. W świecie, w którym większość marek kompulsywnie stawia stoiska z konfiguratorami i folderami, Porsche wystawia emocje.
Dla marki to też coś więcej niż event. To manifest, wizerunkowa świeca zapłonowa. Porsche wykorzystuje Icons of Porsche, by przypomnieć światu, że jest jednocześnie strażnikiem tradycji i architektem przyszłości. Jest jak profesor historii, który jednocześnie prowadzi laboratorium fizyki kwantowej. Dlaczego tylko Porsche to potrafi? Gdzie są festiwale BMW Icons of Bavaria? Audi Days of Vorsprung? Mercedes-Benz Heritage Carnival? Jaguar Spirit Festival? Lamborghini Family Picnic? No właśnie! Pustynia. A w Porsche? Też pustynia, tyle że dubajska i pełna aut oraz ich właścicieli.
Oczywiście inne marki mają swoje spotkania, ale zwykle są to eventy organizowane przez kluby – nie przez firmę. Porsche tymczasem oficjalnie staje wśród fanów, ściska im dłonie i mówi: „Jesteście częścią historii”. A to działa. W marketingu motoryzacyjnym społeczność jest najtrudniejszym zasobem do zdobycia i najcenniejszym, bo nie da się jej kupić żadną kampanią. Można ją tylko pielęgnować.
Porsche nauczyło się tej sztuki dekady temu. Zloty klubowe, wspieranie Porsche Clubs na całym świecie, fantastyczne imprezy niszowe jak Luftgekühlt (święto chłodzonych powietrzem modeli 911 organizowane w Kalifornii przez Patricka Longa), a ostatnio także nowa impreza Air | Water skupiająca wszystkie generacje tego kultowego modelu. To przykłady, które potwierdzają jedno: Porsche ma najwierniejszą społeczność w segmencie. I potrafi ją wykorzystać, nie naruszając jej autentyczności. To rzadkość.
Przy stole z fanami Porsche
Na tegorocznym Icons of Porsche można było zanurzyć się w motoryzacyjnej przeszłości jak w dobrze schłodzonej lemoniadzie. Były rzadkie egzemplarze 911 Turbo z lat 70., egzotyczne wyścigowe 917, elektryczne nowości oraz kilka eksponatów z Porsche Museum, które doprawdy rzadko wyjeżdżają poza Stuttgart. Nie zabrakło też premier i odsłon specjalnych projektów. Porsche, jak zawsze, lubi przemycić drobny teaser przyszłości. W tym roku było to elektryczne Cayenne i 911 Turbo S.
Co było gwiazdą festiwalu? Dla wielu Porsche 911 GT1 Strassenversion. To drogowa wersja wyścigowego Porsche 911 GT1 zbudowana na potrzeby homologacji, czyli udowodnienia, że producent ma na ulicę wersję auta podobną do wyścigowej. Strassenversion powstała w bardzo ograniczonej liczbie około 20 egzemplarzy. To nie jest klasyczne 911, to swego rodzaju hybryda: nadwozie i ogólna forma mogą przypominać 911, ale pod spodem to raczej ekstremalne superauto inspirowane bolidami GT. W epoce lat 90. auto to było manifestacją możliwości technicznych Porsche: połączenia dziedzictwa 911 z technologią z torów, czyli silnika z podwójnym turbodoładowaniem, świetnych osiągów i ultralekkiej konstrukcji. Dzięki homologacji i tym 20 egzemplarzom drogowym Porsche mogło legalnie wystawiać GT1 w wyścigach (np. w serii GT, a także na legendarne wyścigi, jak 24 Hours of Le Mans). W ten sposób 911 GT1 Strassenversion był kluczowy dla wyścigowego sukcesu i historii marki.
W pewnym sensie jest mostem między cywilnymi Porsche (911, 959) a ekstremalnym światem samochodów wyścigowych. Silnik 3,2-litrowy, podwójnie turbodoładowany flat-six, chłodzony cieczą. Moc około 544 KM. Przyspieszenie 0-100 km/h w 3,6 s, prędkość maksymalna 310 km/h. Te parametry powodują, że nawet dzisiaj – mimo ogromnego postępu motoryzacji – 911 GT1 Strassenversion jest prawdziwym supersamochodem, który z łatwością dorównuje wielu współczesnym autom sportowym (albo je wyprzedza). A mówimy o aucie z 1997 r. Cena? W momencie premiery wynosiła około 900 tys. USD. Dziś dla dobrze utrzymanych Strassenversion oscyluje w granicach 8–12 mln USD. Totalnie niedostępny pojazd. I nie mówię teraz o cenie, lecz o zwykłym na niego patrzeniu. To unikatowy obiekt kolekcjonerski, który trafia raczej do prywatnych zbiorów lub muzeów.
Nie byłoby pełnego obrazu festiwalu bez wzmianki o Carrera GT – samochodzie, który nawet w statycznej ekspozycji wygląda, jakby chciał cię wyprzedzić. Raz w życiu widziałem Carrerę GT w ruchu ulicznym lata temu. Teraz widziałem 20 jeżdżących egzemplarzy. Ten model to legenda w krystalicznej postaci. Atmosferyczne V10, które brzmi jak desperacki krzyk mechaniki pragnącej przetrwać erę elektryfikacji. Samochód, który dziś na aukcjach osiąga wartości od 1,3 do ponad 2,5 mln USD. Dla wielu fanów był to również jeden z najważniejszych obiektów festiwalu. I trudno się dziwić: Carrera GT jest jak perfekcyjnie skomponowana opera Verdiego, tylko że zamiast smyczków grają tytanowe korbowody.
To supercar czystej krwi, który 25 lat temu zachwycił świat: karoseria z włókna węglowego, silnik prosto z prototypu LMP, 612 koni, ręczna skrzynia… dosłownie surowe mięso motoryzacji. Ostatnia prawdziwa analogowa bestia z epoki, gdy emocje były ważniejsze niż asysty i przełączniki. Wyprodukowano tylko 1270 egzemplarzy.
Co jeszcze? A np. Cayenne 718 i 911, które zapomniały, że są sportowe. Jednym z bardziej obleganych sektorów tegorocznej imprezy była przestrzeń poświęcona przeróbkom terenowym. To zjawisko, które rośnie na całym świecie w tempie szybszym niż produkcja limitowanych edycji 911. Offroadowe wersje Cayenne, podniesione 718 i kultowe już 911 pokazały, że sportowe geny da się połączyć z ogromnymi oponami i snorkelami. Na Icons of Porsche pojawiły się zarówno profesjonalne projekty, jak i garażowe wariacje. Wszystkie łączyło jedno: radość z bycia nieoczywistym.
To również piękny symbol elastyczności marki. Porsche przestało być firmą, która produkuje jedynie samochody do idealnie gładkich dróg. Dziś inspiruje do odkrywania świata z dala od asfaltu. To rezultat zmian w kulturze motoryzacyjnej, w której klienci chcą dziś jeździć tam, gdzie jeszcze dekadę temu nosili tylko plecaki.
Najmocniejsze paliwo Porsche
Icons of Porsche to przede wszystkim jednak manifest siły społeczności. W świecie, w którym większość marek ma problem nawet z utrzymaniem podstawowego zainteresowania, Porsche organizuje festiwal, który trzeba skalować, bo nie mieści się w poprzednich formatach. Ktoś mógłby powiedzieć: – to tylko event. Ale w rzeczywistości to narzędzie budowania więzi, najpotężniejszej waluty współczesnej motoryzacji. Gdy marka przestaje być tylko producentem, a staje się wspólnotą, jej klienci stają się ambasadorami, kolekcjonerami, a czasem wręcz apostołami. Porsche to wie. Gdy patrzy się na ten festiwal z dystansu, łatwo dojść do wniosku, że Porsche wymyśliło coś, co powinno być oczywiste. Fani kochają samochody, więc trzeba im dać przestrzeń, by mogli je celebrować. Proste. A jednak tylko jedna marka robi to z rozmachem, odwagą i szczerze. Może dlatego Icons of Porsche działa jak magnes. Może dlatego ludzie lecą do Dubaju jak pielgrzymi do Mekki.
Można by zapytać: czy to trochę nie… przesada? Ten festiwal w Dubaju, z elektroniką, burgerami, wystawami, sztuką, globalnym tłumem i blichtrem. Czy Porsche nie zamienia aut w lifestyle-brand, który kocha się za logo, a nie za osiągi? Być może. Ale to też właśnie siła marzeń. Bo wielu z nas trudno sobie pozwolić na nową 911, nie mówiąc już o Carrerze GT. A tu – za 75 zł (plus przelot, rzecz jasna) – możemy się nacieszyć, porozmawiać i poczuć wspólnotę. I to nie jest uwłaczające. To piękne.
Poza tym: jeśli marka potrafi przenieść coś, co zwykle jest prywatnym kaprysem (garaż, kolekcja, sentyment) do przestrzeni otwartej, gdzie każdy – choćby na chwilę – może poczuć, co to znaczy legendarny supercar, to może to znaczy, że w tym całym marketingu jest sens.
W świecie, gdzie auta stają się coraz bardziej zunifikowane, cyfrowe, coraz bardziej zimne i bezosobowe, Icons of Porsche celebruje to, co w motoryzacji najpiękniejsze: emocje. Bo jeżeli na 911 czy Carrerę GT patrzeć jak na ikonę, a nie produkt, to pozwala patrzeć na motoryzację jak na kulturę, a nie tylko konsumpcję. Dlatego patrzę na Icons of Porsche jak na swoisty katalizator pasji, wspólnoty i emocji. Dla Porsche to inwestycja w lojalność i legendę marki- ikony. Dla fanów – okazja, by być częścią historii, stylu życia i najszybszej społeczności na świecie.

