W Polsce wszyscy czekają na fundusze europejskie. Cała gospodarka jest na nie nastawiona. Jakby tłum czekał na mannę padającą z nieba. I oto ona nadchodzi, z opóźnieniem, ale nadchodzi. Miała być pod koniec zeszłego roku, potem pod koniec tego roku, a teraz wygląda na to, że nadejdzie w przyszłym.
Z najnowszego szczegółowego Raportu o inflacji NBP wyłania się interesujący obraz najważniejszych czynników wzrostu polskiej gospodarki w krótkim okresie. Wielką rolę odgrywa właśnie cykl inwestycyjny. W tym roku wykorzystanie funduszy z Krajowego Planu Odbudowy ma wynieść 27 mld zł, a w przyszłym roku aż 66 mld zł. Idzie więc na prawdę wielka kumulacja.
Duża zmienność nie zaszkodzi
Przekłada się to na dużą zmienność nakładów inwestycyjnych w gospodarce. W tym roku mają one wzrosnąć o 3,9 proc., w 2026 r. o 8,5 proc., a z kolei w 2027 spadną o 1,4 proc. To wszystko przy założeniu braku następnych ruchów stóp procentowych (ale ich zmiana niewiele zmieni w tym obrazie). W pewnych momentach dynamika inwestycji przekroczy 10 proc. w ujęciu r/r.
Przyspieszenie inwestycyjne jest zjawiskiem pozytywnym. Polska realizuje szereg projektów transformacyjnych w energetyce, transporcie czy infrastrukturze cyfrowej. Mają one przynieść skok technologiczny kraju.
Ale jednocześnie sytuacja, w której inwestycje odbywają się takimi falami, nie jest dobra. Pieniądze trzeba wykorzystywać na czas, co zwiększa ryzyko ich przepalania. Firmy wykonawcze czekają z wolnymi mocami produkcyjnymi, by w krótkim okresie notować nadwyżki zamówień. Sektor publiczny pogłębia naturalną wahliwość inwestycji występującą w sektorze prywatnym.
Na szczęście system jest lepiej dostosowany, płynność firm jest większa, zarządzanie zamówieniami lepsze i raczej nie trafi się kryzys na miarę tego z 2013 r., kiedy wiele firm zanotowało nagłe problemy z powodu akumulacji zamówień i skoku cen. Tragedii nie ma.
Inflacja nie powinna rosnąć
Z punktu widzenia równowagi makroekonomicznej gospodarki dobre jest natomiast to, że w okresie przyspieszenia inwestycyjnego gospodarstwa domowe utrzymują stopę oszczędzania na podwyższonym poziomie. To sprawia, że nie dochodzi do nadmiernej ekspansji popytu w gospodarce. Popyt przesuwa się między konsumpcją a inwestycjami, ale w ujęciu zagregowanym nie przekracza zdolności produkcyjnych gospodarki.
To z tego powodu inflacja ma utrzymywać się na niskim poziomie. Tak zwana luka popytowa, czyli różnica między zakupami firm i konsumentów a zdolnościami produkcyjnymi gospodarki, w tym roku jest ujemna (czyli zakupy są niższe niż potencjał podażowy), a w przyszłym roku ma być zbliżona do zera.
W stabilizacji inflacji pomogą też niskie ceny surowców. Jeżeli oczywiście utrzymają się na poziomach zgodnych z tym, jak wyceniają je kontrakty terminowe.
Są szanse, że czeka nas niezły rok w gospodarce.
