Importerzy nie chcą przerzucać kosztów na klienta, jednak będą do tego zmuszeni

Zespół redakcyjny
opublikowano: 2002-07-15 00:00

Importerzy i biura podróży uspokajają. Z powodu ostatniej zwyżki euro nie zamierzają podnosić cen. Na razie. Nie ukrywają, że ostatnie osłabienie naszej waluty negatywnie odbije się na ich wynikach.

Złoty stracił na wartości w najbardziej gorącym dla biur podróży, wakacyjnym okresie. Większość z ofert katalogowych wyrażana jest w euro. Zatem ich cena wyrażana w złotych w ciągu kilkunastu ostatnich dni podskoczyła o około 15 proc. Można więc oczekiwać, że popyt na propozycje biur powinien spaść. Sami zainteresowani — przynajmniej na razie — robią jednak dobrą minę do złej gry.

— Podrożały tylko produkty z oferty katalogowej. Generalnie jednak nie odczuwamy spadku sprzedaży, ponieważ gros klientów korzysta z ofert last minute, a ich cena jest ustalana w ostatniej chwili — mówi Ewa Bartoszewicz, dyrektor finansowy Scan Holiday.

Trzeba jednak pamiętać, że słaby złoty ta gradka dla biur zarabiających na turystyce przyjazdowej.

— Jeżeli słaby złoty utrzyma się do jesieni, będziemy mogli zaoferować zagranicznym turystom korzystniejsze ceny. Zajmujemy się także turystyką wyjazdową. Dlatego skoki kursów walut nie mają dużego wpływu na działalność firmy — mówi Andrzej Bartkowski, prezes i współwłaściciel Mazurkas Travel.

Tak jak w turystyce, firmy z branży papiernicze niej są zgodne w ocenie spadku wartości złotego. Biorąc pod uwagę to, że część przedsiębiorstw z branży eksportuje swoje towary i jednocześnie importuje przynajmniej część surowców potrzebnych do ich produkcji, obecna sytuacja nie dla wszystkich jest korzystna.

— Spadek wartości złotego w stosunku do euro bardzo negatywnie wpływa na wyniki naszej firmy. Głównie dlatego, że około 60 proc. surowców wykorzystywanych do produkcji pochodzi z zagranicy, a wytworzone towary sprzedajemy na rynku krajowym. W związku z tym najkorzystniej byłoby dla nas, gdyby euro było wyceniane poniżej 4 zł — uważa Zbigniew Nikelewski, prezes Kappa Expac z Pruszcza Gdańskiego.

Są jednak firmy, dla których euro powinno kosztować 4,15 — 4,20 zł.

— Osłabienie złotego źle odbije się na wynikach firm, które importują surowce do produkcji. W przypadku naszej firmy zaopatrzenie oparte jest tylko w kilkunastu procentach na dostawcach zagranicznych. Dlatego obecny kurs złotego w stosunku do euro jest do przyjęcia. Istotne jest natomiast to, by był on stabilny — twierdzi Jerzy Janowicz, prezes spółki Intercell z Ostrołęki.

Słaby złoty z pewnością zaszkodzi i tak już pogrążonej w kryzysie branży motoryzacyjnej. Wielu importerów samochodów coraz głośniej mówi o konieczności podwyższenia cen.

— Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła, ale rozważamy możliwość podniesienia cen na samochody sprowadzane z zagranicy — informuje Bogusław Cieślar, rzecznik Fiat Auto Poland.

— Kurs euro jest zbyt wysoki i import przestaje być opłacalny. Rocznie do polski sprowadzamy około 36 tys. pojazdów Jeśli sytuacja na rynku walutowym nie zmieni się w najbliższych tygodniach, to podwyżka cen samochodów stanie się koniecznością. Optymalne dla nas jest ustalenie kursu euro na poziomie 3,6 zł — komentuje Eliza Kruszewska z Renault Polska.

Wahania kursowe są szczególnie istotne dla firm informatycznych z branży dystrybucji. W większości przypadków dystrybutorzy IT zabezpieczają się przed ryzykami kursowymi.

— Kupujemy opcje kupna oraz sprzedaży walut i zamykamy transakcje w odpowiednim momencie. Dlatego ostatnie wahania nie uderzą nas po kieszeni. Jeśli jednak cześć firm dystrybucyjnych nie zabezpieczyła się przed ryzykiem kursowym, może poważnie odczuć ostatni spadek wartości złotego — mówi Paweł Ciesielski, prezes JTT Computer, jednego z największych producentów PC w Polsce.

Dodaje, że w przypadku firm takich jak JTT trudno ocenić czy lepszy jest wzrost, czy spadek kursu dolara. Większość kosztów ponoszona jest bowiem w złotówkach (np. koszty pracy), a niższy kurs dolara powoduje mniejsze przychody, gdyż sprzęt jest tańszy. Kiedy kurs dolara rośnie, wyższy koszt zakupu komponentów jest przerzucany na konsumentów, a przychody firmy rosną.

— Pytanie jednak, czy klienci są w stanie zaakceptować wyższą cenę — podsumowuje Paweł Ciesielski.

Jeszcze inaczej „zabezpieczył się” Hexal Polska, importer leków.

— Wstrzymaliśmy import do czasu wyjaśnienia sytuacji i sprzedajemy zapasy z krajowych hurtowni. Ceny urzędowe w Polsce są ustalone w złotych i nie ma możliwości ich płynnej zmiany. Możemy najwyżej wystąpić do ministra zdrowia o zmianę ceny urzędowej, ale odpowiedź dostaniemy dopiero po 90 dniach — mówi Andrzej Trzeciakowski, szef Hexalu.

Okiem eksperta

Są powody do niepokoju

Słabnący złoty powinien być powodem do niepokoju dla rodzimych importerów i konsumentów. Polskie firmy wydają obecnie więcej zarobionych złotych na pozyskanie walut zagranicznych. Jednak te koszty przerzucają na konsumenta i w ostatecznym rozrachunku płacimy za to wszyscy. To ma oczywiście także przełożenie na poziom inflacji. Drugim aspektem słabnącego złotego są rosnące koszty obsługi zadłużenia kraju, firm i konsumentów, którzy ostatnio wybierali kredyty w walutach obcych. Nie należy także zapominać o imporcie surowców, szczególnie nośników energii oraz najzwyklejszym imporcie konsumpcyjnym. Droższy złoty oznacza wszak wzrost cen wszystkich towarów z zagranicy, więc automatycznie przekłada się na wyższy poziom inflacji.

Richard Mbewe główny ekonomista WGI