5 tysięcy spółek na parkiecie, 9 proc. rocznego wzrostu PKB i eksplodujące zyski spółek. To tylko Indie.
"PB": Warto zainteresować się indyjskimi akcjami?
Sakumar Rajah, ekspert azjatyckich rynków akcji: Podczas gdy w 2008 r. zyski zachodnich firm spadły z grubsza o 30 proc., w Indiach było to ledwie 3 proc. Indyjskie spółki mają dobre modele biznesowe, zdrowe bilanse i opierają się na popycie wewnętrznym. Jest on silny, mocno rośnie, a jego trzonem jest klasa średnia. Na ponad 1,1 mld Hindusów zaliczam do niej obecnie około 200 mln osób. Rocznie wielkość tej grupy rośnie o 15 proc., więc możemy mówić o 30 mln nowych przedstawicieli klasy średniej rok w rok! To wraz z polepszającą się infrastrukturą i wysoką stopą oszczędności (30 proc. PKB) stanowi o niezwykłej sile gospodarki, indyjskich firm i ich wycen.
BSE Sensex jest obecnie na szczytach z poprzedniej hossy, podczas gdy indeksy z większości krajów są zdecydowanie niżej. Co napędza wzrosty w Indiach?
Przede wszystkim chodzi o zyski spółek. Przez kolejne trzy lata powinny rosnąć w tempie ponad 20 proc. rocznie. To rewelacyjna perspektywa w porównaniu z innymi rynkami. Kursy na giełdzie mogą oczywiście rosnąć w krótkim terminie szybciej lub spadać, bo zależą od wielu czynników. Nie jest to więc moja prognoza dla giełdy.
Ostatnio lokalni analitycy donosili, że insiderzy sprzedawali akcje w rekordowym tempie. Koniec zwyżek w Indiach jest więc bliski?
To naturalne, że właściciele akcji realizują zyski. Są jednak i tacy insiderzy, którzy kupują akcje. Nie widzę w Indiach w tym względzie niczego niepokojącego. Kiedy spojrzymy na wykres, Sensex rzeczywiście jest przy szczycie z ostatniej hossy. Jednak wskaźnik C/Z wynosił w 2007 r. 22-24, podczas gdy obecnie 18. Przestrzeń do wzrostów jest więc wciąż spora. Tym bardziej że ROE dla indyjskich spółek wynosi 18 proc., podczas gdy średnia w Azji to 11 proc. Długookresowe perspektywy są więc bardzo dobre — zarówno dla sektora usługowego, jak i produkcyjnego.
A co z innymi emerging markets z regionu?
Większość ludzi myśli w pierwszej kolejności o Chinach. W mojej opinii, tamtejsza gospodarka osiągnęła właśnie szczyt dynamiki rozwoju. Z każdym kolejnym kwartałem będzie już gorzej i nie zobaczymy nowych rekordów tempa wzrostu. Tymczasem w Indiach szybkość wzrostu gospodarki nie przestała jeszcze rosnąć. Poza tym w Chinach istnieje wiele restrykcji i ograniczeń na rynku kapitałowym, a zagraniczni inwestorzy nie mają swobody. Natomiast rynek kapitałowy w Indiach jest otwarty i nie ma żadnych problemów z inwestowaniem i płynnością. Indie są również zdecydowanie bardziej stabilne społecznie i politycznie niż Chiny. Indie są przy tym dużym rynkiem, na którym notowanych jest 5 tys. spółek, do tego dobrze zdywersyfikowanych branżowo. Z mniejszych parkietów ciekawa jest na przykład Indonezja.
Jak duży jest potencjał indyjskiej gospodarki, biorąc pod uwagę wciąż powszechną biedę i duży udział rolnictwa w zatrudnieniu?
Wzrost gospodarki o 8 czy 10 proc. rocznie Indie są w stanie utrzymać przez 5-10 lat. To jednak nie jest perspektywa na dziesiątki lat. Zdecydowanie łatwiej jest bowiem zwiększyć PKB per capita z 1 (stan obecny) na 3 tys. USD niż z 20 na 30 tys. USD.
Czy trzeba obawiać się wahań kursu rupii?
W krótkim okresie trudno prognozować, w dłuższym — rupia jest wyceniona fair i powinna przez lata okazać się stabilną walutą. Z tego powodu nie jestem zwolennikiem zabezpieczania kursu walutowego zagranicznych inwestycji w Indiach. Hedging kosztuje, a tu akurat nie jest potrzebny.
Sakumar Rajah należy do kluczowych zarządzających akcjami w Templetonie, jednej z największych na świecie grup zarządzających aktywami. Jest odpowiedzialny za azjatyckie rynki akcji. Aktywa funduszu Franklin India przekraczają 1,1 mld USD, a jego wyniki wyraźnie biją benchmark (indeks MSCI India). Roczna stopu zwrotu w euro przekracza 45 proc. (MSCI India wzrósł o około 20 proc.). Po załamaniu z 2008 r. (-55 proc.) indyjski fundusz zyskał na wartości w zeszłym roku 75 proc.
Fundusze akcji
indyjskich w Polsce
Franklin Templeton oferuje swój fundusz indyjski w euro, dolarach i złotówkach (hedging walutowy). Konkurencyjne produkty mają m.in. HSBC, WIOF (World Investment Opportunities Funds), a także Nordea w ramach ubezpieczeniowego funduszu kapitałowego Fidelity Akcji Indyjskich. Produkty finansowe pozwalające inwestorom zarabiać w Indiach oferują też nad Wisłą firmy foreksowe.