Tematy surowcowe przestały grzać już trzy lata temu. Wtedy doszło do gwałtownego spadku notowań ropy naftowej, gazu ziemnego, węgla, zbóż czy miedzi. Przecena sprzed trzech lat zakończyła pierwszą falę surowcowego supercyklu. Czyli wielkiej surowcowej hossy, która wybuchła wiosną 2020 r. Wtedy to po narzuceniu sanitarnych restrykcji światowa aktywność gospodarcza najpierw na kilka miesięcy zamarła, by potem odrodzić się na fali bezprecedensowej stymulacji fiskalnej i monetarnej w wykonaniu rządów państw Zachodu.
Podczas pierwszej fazy surowcowej superhossy indeks CRB więcej niż się potroił, w nieco ponad dwa lata przechodząc z wielodekadowych minimów do najwyższych poziomów od 11 lat. Kulminacja tego procesu nastąpiła między marcem a czerwcem 2022 r., gdy świat zląkł się groźby zachodnich sankcji na Rosję. Te jednak w znacznej mierze nie objęły eksportu rosyjskich surowców, których globalna gospodarka po prostu potrzebuje i których nie da się łatwo zastąpić.
Powolna wspinaczka
Trwająca rok surowcowa bessa przyniosła spadek indeksu CRB o prawie 23 proc. Surowcowy dołek został uklepany w połowie 2023 r. Od tego czasu obserwujemy powolną wspinaczkę w górę tego surowcowego benchmarku. Formalnie rzecz biorąc jest to trend wzrostowy, gdyż coraz wyższym szczytom towarzyszą coraz wyższe dołki. Lecz jednocześnie zwyżki nie są przesadnie spektakularne. Dość powiedzieć, że przez poprzednie dwa lata CRB zdołał zyskać 16,5 proc. - czyli niespełna 8 proc. średniorocznie.
Równocześnie nadal nie zobaczyliśmy wybicia wieloletniego szczytu z czerwca 2022 r. Blisko tej wartości indeks CRB znalazł się jednak w lutym i ponownie w czerwcu. Za każdym razem był to jednak tylko krótki zryw i finalnie wracaliśmy do czegoś, co równie dobrze można nazwać długim trendem bocznym z lekką tylko tendencją zwyżkową. Ewidentny „boczniak” obowiązuje w przypadku bliźniaczego Bloomberg Commodity Index, który od dwóch lat porusza się w dość wąskim paśmie wahań i w przypadku którego o żadnej hossie nie może być mowy.
Surowce o napędzie alternatywnym
Za słabość szerokiego sektora surowcowego odpowiadają przede wszystkim surowce energetyczne oraz rolne, podczas gdy segment metali ciągnie ostro w górę. Naczelnym hamulcowym surowcowych indeksów jest ropa naftowa, w przypadku której tempo wzrostu dostaw przewyższa dynamikę zapotrzebowania. W rezultacie od przeszło trzech lat na rynku „czarnego złota” obserwujemy jednoznaczny trend spadkowy. W tym czasie cena ropy Brent uległa przepołowieniu, spadając z ponad 120 do niespełna 60 USD za baryłkę odnotowanych pod koniec maja. Teraz ropa Brent kosztuje ok. 66,6 USD za baryłkę.
Za słabość szerokiego sektora surowcowego odpowiadają przede wszystkim surowce energetyczne oraz rolne, podczas gdy segment metali ciągnie ostro w górę.
Ropa naftowa to surowiec strategiczny i… polityczny. Zachód przy wsparciu OPEC skutecznie wywiera presję na spadek cen tej kopaliny napędzającej naszą cywilizację. W czerwcu kraje OPEC+ zgodziły się zwiększyć wydobycie drugi miesiąc z rzędu. Tym razem o 411 tys. baryłek dziennie. Na rynek cały czas szerokim strumieniem płynie też ropa z Rosji, choć generalne nie trafia już ona do Europy.
Ale sama ropa to nie wszystko. W ślad za nią podążają pozostałe surowce energetyczne. I tak, węgiel z dostawą w Rotterdamie jest obecnie o prawie 9 proc. tańszy niż na początku roku. Tona czarnego surowca wyceniana jest na mniej więcej 100 USD, podczas gdy w szczycie węglowej paniki trzy lata temu było to przeszło 350 USD/t.
Podobny scenariusz rozegrał się na europejskim rynku gazu ziemnego. Gdy wiosną 2022 r. panikowano z powodu obaw o zakręcenie rosyjskiego kurka, cena tego paliwa na holenderskiej giełdzie potrafiła sięgać przeszło 300 EUR za MWh. Teraz wynosi 32,80 EUR. To wprawdzie wciąż drogo jak na standardy sprzed rosyjskiej agresji na Ukrainę, lecz zarazem o prawie jedną trzecią taniej niż na początku roku.
Korekty dynamicznych trendów
To jednak nic w porównaniu do przeceny np. soku pomarańczowego, sięgającej w tym roku niemal 50 proc. Przypomnijmy jednak, że w latach 2021-24 cena wzrosła pięciokrotnie. Trochę powietrza uszło także ze spekulacyjnego balonu nadmuchanego na rynku kakao, którego notowania w tym roku spadły o prawie jedną czwartą, korygując prawie sześciokrotny (!) wzrost z poprzednich dwóch lat.
Przenieśmy jednak wzrost ku górze surowcowej tabeli. Tam w tym roku królują metale szlachetne na czele z platyną (+49 proc.), przed srebrem (+29 proc.), złotem (+28,7 proc.) oraz palladem (+28 proc.). Do tego towarzystwa niezbyt przystaje plebejski olej sojowy (ale za to z tegoroczną stopą zwrotu rzędu 30 proc.), czy półtusze wieprzowe (+13 proc.). Nieźle prezentuje się miedź (+11 proc.) – ale tylko ta notowana w Nowym Jorku. Jak również cyna, która od początku stycznia podrożała o ponad 16 proc.
Reasumując, sektor surowcowy od dwóch lat pozostaje w uśpieniu, z rynkowymi benchmarkami utrzymującymi się poniżej wieloletnich szczytów z czerwca 2022 r. Wpływ taniejącej ropy równoważą drożejące metale szlachetne oraz niektóre surowce przemysłowe. Lecz prędzej czy później cykl koniunkturalny sprawi, że na rynki surowce powrócą szerokie zwyżki. Dla producentów i spekulantów będzie to oznaczać zyski. A dla świata wyższą inflację i ból głowy dla bankierów centralnych.