Integracja systemów bywa nieopłacalna
Programy produkcyjne to ryzykowna inwestycja
Odwiedzając nasz kraj, Polka mieszkająca i pracująca w Australii ma spore wątpliwości co do kompetencji rodzimych konsultantów zajmujących się komputerowymi systemami produkcyjnymi. Oto jej zdanie na temat zarządzania produkcją.
Gdy byłam w Polsce na wakacjach, wpadł mi w ręce „Puls Biznesu” z dodatkiem „Systemy zarządzania” z lutego 1999 r. Zanim jednak wyjaśnię, dlaczego postanowiłam skreślić kilka słów na ten temat, przedstawię swoje uprawnienia. W marcu tego roku zakończyłam pisanie swojej pracy w IRIS. Obejmowała ona swym zakresem obszerny dział, poczynając od wyboru produkcyjnego systemu zarządzania przez zaprojektowanie hali produkcyjnej i wybranie systemu przekazu informacji pomiędzy kierownictwem i pracownikiem, a kończąc na użyciu komputerowej symulacji, która ogarniając całość projektu miała odpowiedzieć na pytanie, czy powyższy projekt sprawdzi się w praktyce. Bazując na moich doświadczeniach, praktycznych i teoretycznych, w sferze zarządzania produkcją na australijskim uniwersytecie i w tamtejszych przedsiębiorstwach, myślę że mam podstawy, aby wypowiedzieć się na temat systemów zarządzania, o których przeczytałam.
Drogo i niepewnie
Pozwolę sobie przytoczyć wypowiedź pana Sławomira Sabata, konsultanta firmy Koma, która została zaprezentowana w artykule „Moduły produkcyjne nie są popularne”. Pan Sabat stwierdził, że „pierwszym krokiem w kierunku wykorzystania możliwości nowoczesnej technologii w przedsiębiorstwie produkcyjnym jest wdrożenie zintegrowanego systemu wspomagającego zarządzanie”.
Zagadnienie zintegrowanych systemów wspomagających zarządzanie na Zachodzie jest znane jako CIM (Computer Integrated Manufacturing). Z przykrością muszę stwierdzić, że zgodnie z panującymi tam trendami, CIM jest odrzucany przez firmy z bardzo prostego powodu. Są nim mianowicie zbyt wysokie koszty inwestycyjne, nie zwracające się w krótkim okresie czasu, co czyni takie posunięcia nieekonomicznymi. Wdrożenie zintegrowanego systemu produkcyjnego może się zwrócić po 5-10 latach, dlatego na taki krok decydują się tylko największe korporacje.
Nie to samo
Wspomniany powyżej artykuł traktuje CIM i systemy produkcyjnego zarządzania, znane w świecie anglojęzycznym pod nazwą PMS (Production Management Systems) jako ten sam twór.
Chciałabym jednak zauważyć, że zgodnie z panującymi na Zachodzie trendami, CIM i PMS są oddzielnymi zagadnieniami, choć nie wykluczającymi się wzajemnie. W świecie anglojęzycznym przedsiębiorstwo najpierw wybiera PSM, gdyż pozwalają one na znalezienie procedur pomagających rozwiązać istniejące problemy, a dopiero później rozważają możliwość implementacji CIM, gdyż CIM, jak zresztą zostało zauważone we wspomnianym artykule, pozwala na zapisanie danych w tym samym formacie.
Intuicja górą
Na rynku można spotkać, kilka produkcyjnych systemów zarządzania, takich jak OPT, TOC, MRPII, JIT, Agile Manufacturing. Jest ich tak wiele, gdyż każda firma boryka się z innego rodzaju problemami. Powyżej zostały wspomniane tylko najbardziej popularne na Zachodzie PSM. Niektóre z tych systemów wymagają specjalistycznych programów komputerowych, których cała gama jest dostępna na rynku. Natomiast inne systemy nie wymagają takich oprogramowań, co nie oznacza, że nie wykorzystują komputera jako narzędzia. Typowymi skomputeryzowanymi systemami są MRPII i OPT. Wybór jednak jest całkowicie uzależniony od problemów i potrzeb konkretnej firmy. Pierwszy z nich informuje menedżerów co produkować, a pomija informacje, kiedy produkcja ma się odbywać. To w gestii kierownictwa należy decydowanie, najczęściej intuicyjne, kiedy produkować. Drugi rodzaj oprogramowania ma taką zaletę, że obok informacji o tym co, wskazuje kiedy produkować.
Dyskusja na temat tego, który system jest lepszy i jakie są różnice pomiędzy nimi, nie była moim zamiarem, wobec czego pozostaje mi tylko życzyć osobom zaangażowanym we wdrażanie i implementację systemów zarządzania powodzenia w pracy.
Iwona Lejtman, absolwentka Industrial Research Institute Swinburne w Melbourne, Australia fot. G. Kawecki