Większość polskich towarów dociera do Chile przez pośredników z Niemiec czy Holandii. Pora, by odkryć ten rynek na własną rękę.
Polacy mają w Chile świetną markę dzięki Ignacemu Domeyce, uważanemu za jednego z najbardziej zasłużonych ludzi dla tego kraju. Czas, by śladami rodaka ruszyli polscy przedsiębiorcy.
Bez pośredników
Polska importuje z Chile głównie świeże i suszone owoce oraz ryby. Coraz większą furorę robi u nas także chilijskie wino.
— Sprowadzamy je bezpośrednio od producenta. Nie są potrzebni pośrednicy, gdyż producenci sami się zgłaszają. Szukają kontaktów w polskiej ambasadzie lub od razu u dystrybutorów — mówi Monika Kurzawa z Centrum Wina z Warszawy.
Według polskich przedsiębiorców współpracujących z Chilijczykami, kontakty handlowe najlepiej nawiązywać podczas organizowanych tam targów. W ten sposób swojego głównego kontrahenta znalazła firma Bodega Marques z Krakowa. Można też szukać przyszłych dostawców lub odbiorców w międzynarodowych katalogach branżowych, za pośrednictwem polskiej ambasady w Chile oraz Izby Handlowej Chilijsko-Polskiej.
— Rynek chilijski jest bardzo wymagający, konkurencja duża, a ceny niższe niż w krajach ościennych. Jeśli firma poradzi sobie w Chile, to na pewno da radę w krajach sąsiednich — mówi Andrzej Zabłocki, członek zarządu Izby Handlowej Chilijsko-Polskiej.
Bliscy, choć daleko
Chile jest liderem w regionie w zakresie wolności gospodarczej, etyki biznesu i najniższej korupcji. Nie ma jednak przepisów regulujących ochronę własności przemysłowej i intelektualnej. Kwitnie piractwo nagrań i wydawnictw, nie są też chronione patenty na leki.
Polskie firmy eksportujące do tego kraju nie skarżą się na przeszkody biurokratyczne ani bariery w handlu, bo mamy podpisaną umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania oraz o popieraniu i ochronie inwestycji zagranicznych.
Katarzyna Urbanowicz z firmy Targban, współpracującego z Chile od wielu lat dystrybutora owoców i warzyw, przyznaje, że chilijscy kontrahenci są kompetentni i solidni, przywiązują bardzo dużą wagę do jakości towaru oraz terminowości dostaw.
— Przedsiębiorcy chilijscy są bardzo pragmatyczni i konkretni. Jedyna niedogodność to duża odległość dzieląca nasze kraje i związany z tym czas dostawy towarów. Negocjacje handlowe można prowadzić po angielsku, choć najlepiej porozumiewać się w języku hiszpańskim — radzi Anna Iwanicka, III sekretarz Ambasady RP w Santiago de Chile.