Możemy wiele się od Szwedów nauczyć – powiedział Tomasz Bardziłowski, prezes GPW, w czerwcowym wywiadzie dla "Dagens Industri", szwedzkiego odpowiednika "Pulsu Biznesu". Po tym jak wziąłem pod lupę japoński system emerytalny, czas przyjrzeć się szwedzkiemu. Chodzi głównie o konto ISK, które można określić jako odpowiednik naszych IKE i IKZE.
Inwestowanie to twój obowiązek
Szwedzki system emerytalny jest systemem powszechnym, co oznacza, że obejmuje każdego pracującego obywatela. Tworzą go trzy filary. Na emeryturę państwową składka podstawowa wynosi 16 proc. rocznego dochodu pracownika, a dodatkowe 2,5 proc. to tzw. premiepension.
Ta mniejsza część stanowi własność pracownika. Obywatel może określić, w co chce inwestować, a do wyboru ma ponad 400 funduszy lokalnych i międzynarodowych. Jeśli nie może się zdecydować lub brakuje mu czasu na przestudiowanie dostępnych opcji, pieniądze są automatycznie lokowane w państwowym funduszu AP7 Såfa nadzorowanym przez rządową agencję Sjunde AP-fonden. Ogółem ponad 5,9 mln Szwedów (wszystkich jest 10,5 mln) korzysta właśnie z tej możliwości, co czyni AP7 największym funduszem o aktywach 1,44 bln SEK (550 mld zł, to dwa razy więcej niż łącznie mają polskie OFE w ponad trzy razy bardziej ludnym kraju).
Ryzyko, jakie podejmuje AP7 Såfa, zależy od wieku osób odprowadzających składkę. W skali 1-7 jest to 6 dla tych, którzy nie ukończyli 55 lat. Dla tych, którzy mają więcej niż 74 lata, wynosi to 4 - umiarkowanie, ale wciąż wysokie.
Szwedzkie gospodarstwa domowe trzymają średnio 15 proc. oszczędności na kontach bankowych, a ponad 70 proc. pracuje na rynku. W Polsce jest odwrotnie – 50 proc. aktywów finansowych polskich gospodarstw domowych jest trzymanych w skarpecie, czyli gotówce i depozytach. W efekcie kapitalizacja giełdy szwedzkiej wynosi 170 proc. PKB, a polskiej – tylko 25 proc.
Siła szwedzkiego rynku polega też na tym, że wcześnie zaczęto się nim interesować na poziomie publicznym. Już pod koniec lat 70. XX wieku uruchomiono pierwsze fundusze oszczędnościowe, a obecny szwedzki system emerytalny funkcjonuje od 1994 r.
Dodatkowa zachęta
W 2012 r. Szwedzi podjęli kolejny krok w kierunku rozwoju rynku kapitałowego, tworząc ISK (szw. investeringssparkonto). Atutem tego projektu jest uproszczenie systemu rozliczenia podatkowego – zamiast rozliczać się co rok z zysków z inwestycji (stopy zwrotu lub dywidendy), podatek naliczany jest od średniej wartości aktywów w ciągu roku.
Co to oznacza? W Szwecji stawka opodatkowania zysków kapitałowych i dywidendy wynosi 30 proc. Całkiem sporo, bo o 11 pkt proc. więcej niż u nas. W przypadku ISK co roku jest pobierany swego rodzaju podatek liniowy (niezależnie od tego czy wartość aktywów wzrosła czy spadła), a zyski kapitałowe oraz dywidendy trafiają do kieszeni. Ponadto, gdy oszczędzający sprzedają fundusze i akcje, to też nie płacą podatku, co daje elastyczność w swoich wyborach.
Obliczenie stawki jest jednak dość skomplikowane. Standardowy podatek wynosi 30 proc. stopy procentowej rządowych pożyczek plus 1 pkt proc. Od 2016 r. obowiązuje dolna granica podstawy oprocentowania, która wynosi 1,25 proc. W 2024 r. stopa ta wyniosła 3,62 proc. Posiadacz ISK nie musi samodzielnie przeprowadzać tych obliczeń – instytucja prowadząca konto wykonuje to za niego i przesyła deklarację do Szwedzkiej Agencji Podatkowej.
W 2023 r. ponad 3,5 mln Szwedów posiadało konto ISK, a wartość netto aktywów wynosiła 1,6 bln SEK, czyli w przybliżeniu 610 mld zł. Dla porównania, łączna wartość aktywów netto PPK, IKE i IKZE wynosi nieco ponad 60 mld zł. Szwedzi nie boją się ryzyka – prawie 90 proc. pieniędzy zainwestowali w fundusze akcyjne lub mieszane. U nas za to klienci wycofali 1,33 mld zł z funduszy akcyjnych w ciągu ostatnich 12 miesięcy mimo hossy na GPW, podczas gdy do funduszy obligacyjnych wpłynęło ponad 16 mld zł od początku roku. Jaki kraj, taka inwestycyjna mentalność.
Nic nie jest idealne
Nie popadajmy jednak w skrajności. Nie namawiam do bezkrytycznego podejścia do wszystkiego co nordyckie, bo tam też zdarzały się wpadki. Kiedyś rządowa oferta funduszy, w które ludzie mogli inwestować, liczyła 900 pozycji. Teraz wynosi połowę mniej, a lista ma być jeszcze krótsza.
Powód? Niejaki Emil Amir Ingmanson wprowadził do szwedzkiego systemu emerytalnego tamtejszy odpowiednik TFI zwany Falcon Funds. Po czasie odkryto, że główny zarządzający, Temple Asset Management, zainwestował ponad 10 mln EUR oszczędności inwestorów w produkty inwestycyjne należące do Ingmansona, co – poza oczywistym konfliktem interesów – nie było zgodne z regulacjami szwedzkiego systemu emerytalnego. 22 tys. oszczędzających zostało oszukanych, a prawie 2 mld SEK (około 763 mln zł) straconych, wynika z danych portalu European Pensions. Na szczęście większość pieniędzy została odzyskana i zwrócona inwestorom, ale niesmak pozostał. Prawdopodobnie dlatego rząd zadecydował się skrócić listę dostępnych funduszy, by mieć większą kontrolę i uniknąć podobnych incydentów w przyszłości.
Cześć, jestem Inwestor Wojtek, postać, za którą stoją doświadczeni dziennikarze giełdowi i analitycy PB. Chcę za 25 lat mieć w portfelu 1 mln zł. Inwestuję prawdziwe pieniądze (zacząłem od 50 tys. zł) w akcje, obligacje i inne instrumenty finansowe. Chcę edukować i promować inwestowanie na rynku kapitałowym. Jestem transparentny: z odpowiednim wyprzedzeniem napiszę, że zamierzam kupić lub sprzedać dane walory.
Skład mojego portfela i stopę zwrotu można obserwować na notowania.pb.pl/inwestor-wojtek.
Zachęcam też do zapisania się na mój newsletter>> oraz wysłuchanie podcastów>>