Już na początku sesji, w ślad za udaną sesją na Wall Street i rosnącą wartością kontraktów na S&P500 WIG20 zwyżkował o 1,8 proc. do 1383,1 pkt. Impetu w pierwszych minutach wystarczyło na podjechanie tuż pod barierę 1400 pkt. Po południu bariera pękła, ale dopiero drugi atak pozwolił wyjść wyraźnie powyżej 1400 pkt.
Powód? Władimir Putin powiedział, że nie ma potrzeby dodatkowej mobilizacji żołnierzy w najbliższej przyszłości oraz zmasowanych ataków na Ukrainę. Jak dodał, bezpośrednie starcie z wojskami NATO byłoby “katastrofą”.
To kolejny w ostatnich godzinach sygnał spadku napięcia za wschodnią granicą. Wczoraj po południu Reuters cytował Dmitirija Pieskowa, rzecznika Kremla, który oświadczył, że cele “specjalnej operacji wojennej” mogą być osiągnięte w drodze negocjacji. Optymiści zinterpretowali to jako chęć do tego, by usiąść do stołu rozmów. Później napłynęły dobre wieści z frontu - lokalne władze zaleciły rosyjskim mieszkańcom Chersonia ewakuację w obliczu kontrofensywy Ukraińców. Wreszcie - na łamach niemieckiego “Bilda” doradca prezydenta Wołodymira Zełeńskiego stwierdził, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wojna może zakończyć się zimą.
Wzrost apetytu na ryzyko widać także na rynku walutowym. Złoty w godzinach wieczornych w czwartek wyraźnie zyskał na wartości i większości tych zdobyczy na razie nie oddał. Dolar i frank zeszły poniżej 5 zł i choć w piątek przed południem kursy najważniejszych walut poszły trochę w górę, to po godz. 14 zeszły do poziomów najniższych od wielu dni. Euro kosztowało 4,79 zł (najmniej od 28 września), dolar 4,9060 zł (najmniej od 5 października), a frank 4,9065 zł (najmniej od 20 września).
Na nastroje inwestorów pozytywnie wpływają też wyniki banków z Wall Street, które w większości okazały się być zadowalające.