Dominująca pozycja inwestora dla niedoświadczonego przedsiębiorcy może oznaczać zamiast ekstrakapitału eliminację z gry. Ostrożność lepiej więc zachować już na etapie jego wyboru. Jeśli wiedza start- upowca o rynku i prowadzeniu działalności gospodarczej jest niewielka, o pomoc można zwrócić się do anioła biznesu. Poza kapitałem zapewni on również mentoring. Pomoc w prowadzeniu biznesu może zapewnić także duży fundusz venture capital, jednak tu inwestycja może być znacznie wyższa, a wymagania inwestora — wyższe. Sfinansowaniem dobrego konceptu może być zainteresowany też inwestor branżowy.
— Jest nim silny podmiot działający na tym samym rynku co start-up. Dobrze ten rynek rozumie, może więc pomóc w dopracowaniu modelu biznesowego. Co więcej, jeśli biznes wypali, będzie on naturalnym kandydatem do kupienia spółki. Jest jednak ryzykownym partnerem. Jeśli młodzi przedsiębiorcy dobrze się nie zabezpieczą, może ich usunąć ze spółki i samemu poprowadzić biznes, albo „pożyczyć” pomysł i samodzielnie go rozwijać — ostrzega dr Patryk Filipiak, adwokat z FilipiakBabicz Kancelaria Prawna.
Sprawdzeni na wskroś
Ostrożnym trzeba być już na początku procesu inwestycyjnego. Pierwszym krokiem powinno być więc podpisanie porozumieniao zachowaniu tajemnicy (Non-Disclosure Agreement lub Confidentiality Agreement).
— Treść dokumentu powinna zawierać informacje o tym, co stanowi przedmiot ochrony i jak długo, w przypadku fiaska negocjacji, ochrona potrwa. Warto też określić konsekwencje naruszenia tajemnicy. Jednak wprowadzenie kar umownych na tak wczesnym etapie relacji z inwestorem jest rzadko spotykane. Ale przy braku takich zapisów obowiązują ogólne przepisy o odpowiedzialności za wyrządzoną szkodę — wyjaśnia Maciej Rzeszewski z FilipiakBabicz Kancelaria Prawna.
Przed wprowadzeniem inwestora niezbędne będzie też sprecyzowanie warunków transakcji, w tzw. term sheet lub liście intencyjnym. Dokument porządkuje proces inwestycyjny oraz określa formę i zakres aktywności inwestora w spółce, a także odpowiedzialność za naruszenie ustalonych warunków. Często precyzuje się w nim również to, jakiemu prawu będzie podlegać umowa inwestycyjna — polskiemu czy obcemu.
— Fundusze często bywają zarejestrowane w krajach „przyjaznych” podatkowo — tłumaczy dr Patryk Filipiak. W term sheet powinny znaleźć się również zapisy określające zakres zmian dokonywanych w sytuacji przekształcania formy prawnej spółki, co przy wprowadzeniu do niej inwestora często bywa koniecznością (przez inwestorów preferowana jest zwykle spółka z ograniczoną odpowiedzialnością).
Oczywiście inwestor nie wejdzie do start-upu w ciemno, bez wnikliwej analizy projektu. Z pewnością zechce więc przeprowadzić audyt prawny (due diligence) oraz audyt podatkowo-finansowy, a w uzasadnionych przypadkach również audyt środowiskowy. Prawnicy, działający z ramienia inwestora, zażądają wówczas przedstawienia pełnej dokumentacji spółki i biznesplanów. Może się okazać, że inwestor po analizie projektu zaproponuje wprowadzenie kilku zmian w zakresie prowadzonej działalności. Warto się wówczas upewnić, czy termin realizacji inwestycji określony w term sheet jest wciąż realny. Jeśli nie, należy go przesunąć, by nie narazić się na odpowiedzialność odszkodowawczą.
W walce o swoje
Ostateczne zasady inwestycji, w tym wysokość kapitału zakładowego obejmowanego bądź nabywanego przez fundusz (lub innego inwestora) czy cenę objęcia udziałów, określa się w umowie inwestycyjnej. Oczywiście łatwo przewidzieć, że inwestor będzie oczekiwał tym większego pakietu, im bardziej obiecujące i nowatorskie jest przedsięwzięcie.
— Inwestor dąży do maksymalizacji zysków. Będzie się więc starał wprowadzić do umowy takie zapisy, które pozwolą mu decydować o najistotniejszych działaniach przedsiębiorstwa, umniejszając tym samym wpływy wspólników — zaznacza Marcin Błaszyk, prawnik, wspólnik w poznańskiej firmie Start-up Legal Consulting, świadczącej usługi prawne, m.in. dla przedsiębiorców działających w obszarze nowych technologii.
Fundusze inwestycyjne wchodzą w projekty start-upowe najczęściej jako wspólnicy większościowi, dlatego to założyciele firmy muszą zadbać o to, by ich głos wciąż się w niej liczył. Ale inwestorom powinno raczej zależeć na zobligowaniu pomysłodawców do pracy na rzecz spółki, zwłaszcza gdy jej produkty lub technologie są nowatorskie i trudno byłoby je rozwijać bez współudziału samych twórców. Dlatego są oni często powoływani na członków zarządu.
— Fundusz jako wspólnik może jednak odwołać założycieli z tej funkcji, jeśli uzna, że nie wywiązują się ze swoich zadań. Dlatego w umowie inwestycyjnej warto takie prawo funduszu ograniczyć, np. wskazując sytuacje, w jakich takie odwołanie może nastąpić — podpowiada Maciej Rzeszewski. Kluczowe są tu również zapisy dotyczące zakazu prowadzenia działalności konkurencyjnej, wynikające z przepisów kodeksu spółek handlowych. — Jeżeli twórcy start-upu chcą jednocześnie pełnić funkcję członków zarządu jednej spółki i prowadzić podobną działalność na rzecz innej, powinni sobie takie prawo zagwarantować — zaznacza Marcin Błaszyk.
Biznes na sprzedaż
Co istotne, w umowie inwestycyjnej należy dokładnie określić również warunki wyjścia inwestora ze spółki.
— Warto ustalić, poniżej jakiego progu wartości spółki fundusz nie może z niej wyjść, zwłaszcza że często inwestorzy żądają, by w takiej sytuacji również założyciele sprzedali nabywcy swoje udziały, by ten mógł jednorazowo przejąć całą spółkę — zauważa dr Patryk Filipiak.
W umowie fundusze z reguły zapewniają sobie prawo pierwokupu, opcję zbycia udziałów założycieli na ich rzecz (opcja call), kupna swoich udziałów przez założycieli (opcja put), prawo przyłączenia się do zbycia, w sytuacji gdy zbywającymi udziały są sami założyciele (tag along), prawo pierwszeństwa w objęciu nowych udziałów w podwyższonym kapitale zakładowym. Częstym zapisem jest też tzw. preferencja likwidacyjna, czyli prawo inwestora do uzyskania minimalnej stopy zwrotu z inwestycji w sytuacji zbywania udziałów lub majątku spółki.
— Wprowadzenie inwestora do start-upu jest procesem skomplikowanym. Nie warto jednak przyspieszać żadnego z etapów, lepiej cierpliwie negocjować wszystkie postanowienia. W przeciwnym razie może się okazać, że po latach pracy zostaniemy z niczym, a jej owoce zbierze jedynie inwestor — przestrzega dr Patryk Filipiak.