Nasz czytelnik, Jacek Chołoniewski, który „od kilkunastu lat kieruje średniej wielkości firmą”, nie zgadza się z opiniami o podatku VAT, opublikowanymi przez Roberta Gwiazdowskiego w „Pulsie Biznesu” z 9-13 kwietnia 2004 r.
Przypuszcza też, że jego wątpliwości podzielają inni nasi czytelnicy. Czy tak jest, odpowiedźcie sobie Państwo sami, po lekturze jego opinii i odpowiedzi autora.
Jacek Chołoniewski pisze:
Artykuł Roberta Gwiazdowskiego „VAT przenicowany” zaczyna się od stwierdzeń, które zdecydowanie popieram. Autor pisze, że bezsensem jest ustalanie długich list towarów (obłożonych inną niż podstawowa stawką VAT), na której są m.in. koronki z Koniakowa (ale już nie stringi z Koniakowa) czy wafle, które trzeba trzymać w lodówce (ale już nie wafle obywające się bez niej) itd. Że odpowiedzialność za cudze błędy podatkowe jest oczywistą niesprawiedliwością. Że aparat skarbowy doprowadza do bankructwa uczciwych przedsiębiorców, po prostu oszukując. Że mechanizm zwrotu podatku podatnikom, których wyroby są obłożone niższą niż podstawowa stawką, bardzo ułatwia oszustwa podatkowe. (...)
W dalszej części tego bardzo interesującego, dobrze udokumentowanego i skłaniającego do myślenia artykułu znalazłem kilka stwierdzeń, które budzą moje wątpliwości. Nie jestem ekonomistą ani prawnikiem i być może wynikają one z mojej niewiedzy. Ale od kilkunastu lat kieruję średniej wielkości firmą i podatkowe zagadnienia znam z codziennego doświadczenia. (...)
Autor pisze (w ramce „Pięć zasad”), że podatek VAT nie jest cenotwórczy. Nie bardzo rozumiem dlaczego, bo przecież gdyby podatku VAT nie było, to towary nim obłożone byłyby po prostu tańsze o kwotę tego podatku. Na tej samej zasadzie cenotwórczy jest także CIT, PIT-L, VAT, akcyza i cło. Wydaje mi się, że nie ma (i być nie może) podatków, które nie byłyby cenotwórcze!
Pozorne różnice
Autor w wielu miejscach bardzo dobitnie podkreśla istnienie zasadniczej różnicy pomiędzy podatkiem VAT a podatkiem dochodowym, nie precyzując niestety wprost, na czym ta różnica polega. Moim zdaniem, podatek VAT nie różni się co do swej podstawowej zasady od liniowego podatku dochodowego (CIT lub, od niedawna, PIT-L). I tu, i tu płaci się proporcjonalnie do różnicy pomiędzy kosztami a uzyskaną ceną (o czym zresztą autor w artykule wyraźnie pisze w odniesieniu do VAT). To, co różni VAT od dochodowego, to zasady amortyzacji tzw. środków trwałych oraz to, że stawki VAT są różne na różne towary (choć dominuje stawka podstawowa). Jest jeszcze jedna przykra odmienność VAT od CIT: o wiele surowsze (...) sankcje karne dla VAT — ale przecież nie zmienia to istoty tych obu podatków.
Istnieje jeszcze jedna różnica: podatek VAT „dolicza” się, a podatek dochodowy „odlicza”. W rzeczywistości to różnica czysto psychologiczna, z matematycznego punktu widzenia bowiem nie ma to żadnego znaczenia. Jak łatwo obliczyć, tym samym co doliczenie 22 proc. jest odliczenie 18,03 proc. Mówi się też o „prawie” do „odliczania” podatku — sugerując, że podatnik coś „zyskuje”, płacąc VAT. Tego typu sformułowania to czysta demagogia, swoisty marketingowy chwyt reklamowy. Nic z niej praktycznie nie wynika dla przedsiębiorcy, który VAT uiszcza żywą gotówką. Ale chyba nie o taką właśnie różnicę chodziło autorowi artykułu.
Podatki jednak realne
(...) Autor stwierdza w ramce „Pięć zasad”, że „żaden z przedsiębiorców uczestniczących w obrocie nie odczuwa jego [podatku VAT] fiskalnych skutków”. Twierdzenie to trudno mi zaakceptować. Wyjaśnię dlaczego — na przykładzie. Rozważmy produkcję samochodów. Najpierw wydobywa się surowce. Robi to wiele firm. Każda z nich sprzedaje surowce, a od swojego dochodu (różnicy pomiędzy kosztami a uzyskaną ceną) płaci podatek VAT oraz podatek dochodowy. Zapewniam, że te podatki są zupełnie realne i prawdziwe i że przedsiębiorcy zostałoby więcej „w kieszeni”, gdyby nie musiał ich płacić. Dalej producent opon: kupuje kauczuk i siarkę do wyrobu gumy, kupuje maszyny i produkuje opony, które sprzedaje producentowi samochodów. Od swojego dochodu (definicja patrz wyżej) płaci VAT i podatek dochodowy. I także wtedy płaci te podatki naprawdę. W gotówce. I tak dalej. Jak więc rozumieć zdanie, że przedsiębiorca „nie odczuwa” płacenia tego podatku?
Ciężar nabywcy
Nadchodzi wreszcie moment, gdy nowy samochód wyjeżdża z fabryki. Kupuje go osoba, która go będzie używać, czyli końcowy nabywca. Oczywiście płaci on za wszelkie koszty, jakie ponieśli wszyscy producenci i dostawcy, a także właściciel salonu samochodowego. Pokrywa też ich zysk. To naturalne, bo przecież samochód produkowali dla niego, by mógł nim jeździć. W cenie samochodu zawarte są też wszystkie zapłacone przez nich podatki. W cenie samochodu tkwi nie tylko VAT, ale też CIT, ZUS itd. Gdyby były one mniejsze, to i cena samochodu byłaby mniejsza. Można więc rzeczywiście przyjąć, że w pewnym sensie „cały ciężar podatkowy spoczywa na nabywcy”. Ale dotyczy to wszystkich podatków, a nie tylko VAT. Wydaje mi się, że to pozornie odkrywcze (choć zapewne nienowe) stwierdzenie jest zwykłą oczywistością — nic nie wnoszącą do naszego rozumienia podatkowych pryncypiów. Bo przecież w ten sposób rozumując — także „cały ciężar kosztu wyprodukowania samochodu” oraz „cały ciężar zysku firm produkujących samochód” też spoczywa na nabywcy. W pewnym sensie to twierdzenie ma charakter filozoficzny: gdyby nie było nabywcy samochodu, nie wyprodukowano by tego samochodu, firmy nie osiągnęłyby zysku, budżet by nie zarobił itd. (...)
Mniej dolegliwe
W części „Znieczulenie” autor szeroko uzasadnia swój pogląd, że podatki pośrednie (czyli jak rozumiem — VAT) są mniej dolegliwe i chętniej płacone przez podatników niż podatki dochodowe. Jednak przytoczone obszerne cytaty z klasyków, moim zdaniem, wcale tego poglądu nie potwierdzają, bo dotyczą czegoś innego. Opisują one bowiem fakt, że dużo mniej dolegliwa jest dla kupującego jakiś towar sytuacja, gdy podatek od tego towaru płaci jego sprzedawca niż on sam, czyli nabywca. To oczywiście prawda, ale nie odnosi się do relacji podatek pośredni (czyli VAT) versus podatek dochodowy (czyli CIT), bo przecież we współczesnym świecie oba te podatki i tak płaci sprzedawca. Jeśli zaś chodzi o cytowanych klasyków, to domyślam się, że z dzisiejszego punktu widzenia podatki, które komentowali, nie były podobne ani do CIT ani do VAT, ale do czegoś w rodzaju dzisiejszej akcyzy lub ryczałtu ewidencjonowanego, które też oczywiście płaci sprzedawca. (...)
Biała Księga
Autor podpiera też swoją tezę o wyższości VAT nad podatkiem dochodowym cytatami z rządowej Białej Księgi Podatków. Nie wiem, co dokładnie jej autorzy mieli na myśli, pisząc bardzo ogólnikowo, że „podatki pośrednie nie wchodzą tak silnie jak podatki dochodowe w konflikt z motywacjami do pracy i przedsiębiorczości”. Domyślam się jednak, że chodziło o to, co w prostych żołnierskich słowach można ująć następująco: VAT jest liniowy, a dochody osobiste są opodatkowane progresywnie, co zniechęca do pracy. Również cytat z Adama Krzyżanowskiego: „podatki pośrednie zbytnio obciążają biedniejszych” dotyczy relacji: podatek liniowy versus progresywny podatek dochodowy. I tu się zgadzamy z autorem, który w takim właśnie duchu pisze o tym cytacie.
Uważam, że właśnie różnica pomiędzy opodatkowaniem liniowym a progresywnym to rzeczywista różnica w sposobie opodatkowania. Ale autor wspomina o niej tylko raz przy okazji omawianego wyżej cytatu. Inną parą podatkowych przeciwieństw, czyli rodzajów opodatkowania, które się od siebie istotnie różnią, jest z jednej strony CIT, PIT-L i VAT (czyli daniny proporcjonalne do różnicy pomiędzy uzyskaną ze sprzedaży ceną a kosztami), a z drugiej strony — znowu odnosząc się do polskiej rzeczywistości podatkowej — akcyza, cło i ryczałt ewidencjonowany (które „nie liczą się z kosztami”). (...)
Od autora
Miałem rację
1. Teoria podatkowa utrzymuje, że podatek VAT nie jest cenotwórczy. I choć zazwyczaj teoretycy nie rozumieją do końca praktyki, to w tym wypadku usprawiedliwia ich efekt działania zasady potrącalności podatku VAT, która powoduje, że nie pobiera się podatku od podatku, gdyż VAT wymierzany jest od obrotu netto i obciąża tylko przyrost wartości w danej fazie obrotu. Dopiero wysokość podatku płaconego przez finalnego nabywcę równa jest sumie podatków cząstkowych, pobranych w kolejnych fazach obrotu. W tym sensie VAT nie jest „cenotwórczy” tak jak inne podatki obrotowe.
2. Podatek dochodowy i podatek VAT różnią się między sobą — i to znacznie. Przedmiotem podatków bezpośrednich (czyli m.in. podatku dochodowego) jest dochód uzyskiwany przez podatnika, a zatem przedmiot podatku, w odróżnieniu od podatku pośredniego, jakim jest podatek VAT, nawiązuje bezpośrednio do źródła podatku. W wypadku podatków bezpośrednich przedmiot opodatkowania (np. dochód) pochodzi z opodatkowanego źródła, a w przypadku podatków pośrednich nie występuje powiązanie pomiędzy przedmiotem opodatkowania (na przykład konsumpcja), a źródłem opodatkowania, jakim zawsze jest dochód.
3. Przedsiębiorca „nie odczuwa podatku VAT”, bo inkasuje go od kupującego. Nie jest więc podatnikiem, a de facto płatnikiem. Autor pisze o konkretnej gotówce, z którą z pewnością przykro się jest przedsiębiorcy rozstawać. Ale domniemanie, że gdyby nie podatek VAT więcej pieniędzy zostałoby w kieszeni przedsiębiorcy, jest niezasadne.
Weźmy producenta opon z podanego przez autora przykładu. Przyjmijmy, że sprzedaje on swą produkcję za 100 zł + 22 proc. VAT, czyli za 122 zł. Gdyby nie podatek VAT, sprzedałby ją za 100 zł, a nie za 122 zł. Producent samochodu — nabywca opon — płaci bowiem 122 zł (a nie 100 zł) tylko dlatego, że kiedy sprzeda samochód i pobierze podatek VAT od klienta, to do urzędu skarbowego odprowadzi tylko różnicę pomiędzy podatkiem zainkasowanym od klienta, a zapłaconym dostawcom — także dostawcy opon. Dla producenta samochodu liczy się cena netto opony, a nie cena brutto, jeśli sam może dokonać odliczenia podatku VAT zapłaconego producentowi opon.
Z kolei ustawodawca zdaje się mówić producentowi opon: oddaj mi 22 proc., które otrzymałeś od producenta samochodu —pomniejszone o to, co sam zapłaciłeś komuś innemu (czyli dostawcy kauczuku, siarki, maszyn itp.), którzy już mi wcześniej zapłacili podatek pobrany od ciebie, gdy sprzedawali ci swoje produkty. Nie powinieneś się przed tym wzdrygać, bo producent samochodu zapłacił ci 122 zł, a nie 100 zł — tylko dlatego, że tak skonstruowałem system podatkowy, że to, co on ci zapłacił jako podatek VAT, sam sobie odejmie, rozliczając się ze mną z podatku, który otrzyma od swego klienta. W przeciwnym wypadku nie musiałby płacić ci aż 122 zł.
W tym sensie podatek VAT przedsiębiorcy „nie boli”. Przypuszczenie, że gdyby nie podatek VAT ceny pozostałyby takie same, jak obecnie, a tylko podatnicy mieliby więcej pieniędzy, nie wytrzymuje konfrontacji z praktyką rynkową. 22 proc. to tak wysoka marża, że z pewnością znaleźliby się konkurenci, którzy weszliby na rynek z niższymi cenami, gdyby producent opon zechciał utrzymać cenę 122 zł w przypadku zniesienia podatku VAT. Co więcej: w sektorze małych przedsiębiorstw upowszechniła się taka „świecka tradycja” odliczania VAT od wydatków całkowicie prywatnych. Trudno znaleźć przedsiębiorcę, który — kupując komputer, na którym głównie jego dzieci buszują po internecie — nie odliczył VAT tkwiącego w cenie tego komputera od VAT pobranego od nabywców sprzedawanych przez siebie fistaszków. W przypadku, gdyby nie istniał podatek VAT, a — na przykład — w zamian wprowadzono by podatek CIT w wysokości 75 proc., dla producenta samochodu znaczenie miałaby cena brutto kupowanych opon, a nie ich cena netto.
4. A klasyków cytowałem dlatego, że — moim zdaniem — ich wypowiedzi potwierdzają tezę, którą postawiłem: z uwagi na różnicę w podatku VAT i podatku dochodowym, podatek VAT jest łatwiej akceptowalny dla przedsiębiorcy.
Robert Gwiazdowski