Każdy, kto choć raz w życiu poczuł ślepą furię, wie, z czym się ona wiąże. Serce przyspiesza, ciało napina się a umysł wypełnia agresja. Pod jej wpływem łatwo wypowiedzieć słowa, których potem się żałuje. Stracić przyjaźń, naruszyć zawodowe relacje. Złość podpowiada decyzje szybkie, a przez to chybione. I choć większość z nas intuicyjnie zdaje sobie z tego sprawę, to w codziennym życiu ta wiedza zazwyczaj okazuje się bezużyteczna. Negatywne emocje wracają w trudnych chwilach z uporem, a skutki ich obecności są – co tu kryć – raczej przewidywalne.
A jednak, jak przekonuje Alicja Wysocka-Świtała, współwłaścicielka agencji Clue PR, furia nie musi być ślepa, może być pozytywna. W swojej książce wyjaśnia, że gniew może się stać impulsem do działania, punktem zwrotnym. Potrzeba tylko właściwych narzędzi – sposobów reagowania, które pozwolą nie tylko zapanować nad frustracją, lecz także wykorzystać jej energię w konstruktywny sposób.
– Furii nie da się po prostu zagłuszyć ani zamieść pod dywan. Można oczywiście próbować, ale i tak wróci w postaci napięć w ciele, bólu, dolegliwości psychosomatycznych albo niespodziewanych wybuchów, które nijak nie pasują do sytuacji. Tłumienie gniewu nie działa, a jego wyrażanie, wbrew pozorom, na dłuższą metę też wcale nie przynosi ulgi, lecz potrafi jeszcze bardziej zwiększyć napięcie. Dlatego tak ważne jest, by nauczyć się oswajać i przekształcać trudne emocje, takie jak gniew czy frustracja, w coś, co popycha nas do rozwoju. Nie negować ich, lecz uważnie analizować. Z czasem stają się źródłem wiedzy o nas samych. To podejście niełatwe, wymagające pracy, ale pozwalające na szybki rozwój – mówi Alicja Wysocka-Świtała.
Niezgoda niekoniecznie rujnuje
Według autorki „Pozytywnej furii” prawdziwy progres nie wyrasta z cichej zgody na wszystko, co wokół, jeśli za cenę spokoju rezygnujemy z siebie. Jej zdaniem takie podejście prowadzi raczej na mieliznę niż ku zmianie. Alicja Wysocka-Świtała uważa, że to właśnie niezgoda, choć niewygodna, bywa często zdrowsza, gdyż pozwala nam przyjrzeć się temu, co nas złości. Stamtąd już tylko krok do przeformułowania priorytetów i podjęcia decyzji, które poprowadzą nas w kierunku, w którym naprawdę chcemy zmierzać.
– Pozytywna furia nie oznacza destrukcyjnych działań. Wręcz przeciwnie. Chodzi o to, by dać sobie prawo do odczuwania niezgody, pozwolić jej wybrzmieć, a potem przekuć ją w ruch – w decyzję, w eksperyment, w zrobienie czegoś inaczej niż dotychczas. Furia staje się tu czymś twórczym, nie atakiem, lecz impulsem, motorem napędowym. Jeśli coś nas uwiera, jeśli od lat tkwimy na tym samym krześle, w tej samej pracy, która nie daje nam już radości, to właśnie usłyszenie własnej złości, frustracji może być tym, co pomoże się podnieść, rozejrzeć i zrobić pierwszy krok ku nowemu – mówi Alicja Wysocka-Świtała.
Bunt podparty badaniami
Autorka „Pozytywnej furii” pierwsze zawodowe kroki stawiała w dziennikarstwie. Wtedy nauczyła się pisarskiej dyscypliny. Tekst miał się mieścić w limicie znaków, być rzeczowy, ale nie suchy; precyzyjny, ale nie pozbawiony osobistego tonu. I co najważniejsze — musiał mieć sens. Szybko jednak zmieniła kurs: najpierw była reklama, potem PR. Trzynaście lat temu, wspólnie z mężem Karolem Świtałą, powołali do życia CluePR, agencję specjalizującą się w komunikacji technologii, którą prowadzą do dziś i rozwijają w regionie Europy Środkowej i Wschodniej. Choć komunikacja to jej chleb powszedni, sięga głębiej. Jest współautorką raportów społecznych, m.in. „Przywódczynie 3.0”, „Bariery do kariery”, „Women Shaming”, w których odbijają się kobiece doświadczenia.
– Nasze badania obejmują szerokie spektrum: różne grupy wiekowe, zawodowe, różne konteksty i uwarunkowania. W ich wynikach jak w soczewce odbija się nie tylko sytuacja kobiet, ale również skomplikowana siatka kulturowych i organizacyjnych barier. Formalnie przecież wszystko się zgadza: w misjach firm, regulaminach, prezentacjach employer brandingowych aż się roi od deklaracji równości. Równe traktowanie. Równe szanse. Równe pensje. Ale w praktyce bywa inaczej – mówi Alicja Wysocka-Świtała.
Walka z systemem
W badaniach publikowanych przez CluePR kobiety opowiadają o systemowym pomijaniu. O tym, że ich głos nie wybrzmiewa na spotkaniach biznesowych, że ich pomysły są pomijane. O szklanym suficie. O poczuciu, że to nie kompetencje, lecz płeć ma wciąż często kluczowy wpływ decyzję o przebiegu kariery.
– To nie są historie z jednego miejsca pracy – podkreśla autorka.
Zwraca uwagę, że statystyki dotyczące rozbieżności płacowych czy dysproporcji w udziale kobiet w zarządach spółek są szeroko dostępne i mimo szumnych haseł o równości dane pozostają nieubłagane – kobietom trudniej znaleźć pracę, a jeszcze trudniej awansować. Potwierdza to cykliczny raport „Women in the Workplace” McKinseya. W 2018 r. na 100 awansujących mężczyzn przypadały 79 awansujące kobiety. W 2024 r. zaledwie o dwie więcej. „Pozytywna furia” w przeważającej części skupia się jednak na czym innym – nie na tym ilu kobiet brakuje na szczycie, ale na wyjaśnieniu, dlaczego się tam nie znalazły. I jak można to zmienić.
– Z raportu „Untapped Potential of Entrepreneurial Women” wynika, że większość czterdziestoletnich kobiet ma pomysł na biznes. Ale tylko nieliczne ruszają z miejsca. Powód? Strach. Przed porażką, przed ryzykiem, przed reakcją otoczenia. Wniosek? Tracimy więcej, niż nam się wydaje: talenty, pomysły, kapitał. A czasem wystarczyłoby wsparcie, zaufanie, odrobina odwagi. W „Pozytywnej furii” pokazuję, gdzie można je znaleźć. Dzielę się nie tylko własną historią. Oddaję głos ekspertom: rozmawiam w książce z wybitnymi psychologami i socjologami, ale również z przedsiębiorcami, ludźmi z historią sukcesu zawodowego. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni pokazują, jak z obaw i frustracji wydestylować paliwo, jak gniew zamienić w działanie – mówi Alicja Wysocka-Świtała.
Mit wielozadaniowości
Ją samą do furii potrafią doprowadzić stereotypy dotyczące kobiet. Ale to furia konstruktywna – zgodnie z zasadą „lekarzu, lecz się sam”, dba o to, by złość nie spalała jej, lecz dawała energię do zmiany.
Na szczycie jej osobistej listy grzechów kultury stoi mit multitaskingu – przekonanie, że kobiety są stworzone do robienia wszystkiego naraz. Brzmi jak komplement, ale to pułapka. Bo za słowami uznania kryje się przyzwolenie na życie w stanie ciągłego rozproszenia. To nie zachwyt nad sprawnością, lecz społeczny przymus, by kobieta była jednocześnie szefową, matką, organizatorką życia i terapeutką wszystkich wokół.
– Rezultatem nie jest sprawczość, lecz przeciążenie. Kobieta żongluje zadaniami jak artysta w cyrku, chociaż wcale nie musi tego chcieć. Nie chodzi jednak o licytację, kto dźwiga więcej, kobieta czy mężczyzna. Chodzi o coś prostszego i głębszego, prawo do tego, by wybrać, na czym się skupimy, co jest dla nas ważne w danym momencie. Prawo do skupienia. Do oddechu. Do braku ciągłej presji – podkreśla autorka „Pozytywnej furii”.
– Może prawdziwą wolnością nie jest to, że potrafisz wszystko, tylko to, że wreszcie nie musisz być we wszystkim najlepsza – puentuje.