Nie szkodzi jednak złotemu, który kończył rok efektowym postawieniem kropki nad i. Wzrost kursu EUR/USD umacniał waluty krajów rozwijających się, na czym bardzo korzystał złoty. Między świętami pomógł państwowy BGK sprzedając na rynku waluty, przez co kursy spadły mocniej niż wynikałoby tylko z działania sił rynkowych. Złotemu pomagały też dane makro. Indeks PMI dla przemysłu wyniósł w grudniu 55 pkt. (najwyżej od 3 lat).
Nic dziwnego, że rząd pomaga w końcu roku złotemu – jeden grosz umocnienia na przykład do euro to ponad pół miliarda złotych spadku zadłużenia Polski… Na miejscu ministra finansów i premiera) zwracałbym uwagę na to, że zadłużenie Polski spadło o około 20 mld złotych właśnie z powodu umocnienia złotego. Owszem, umniejszałoby to własne osiągnięcia rządu, ale jeśli to nie zostanie powiedziane to, co powie premier, kiedy złoty się osłabi i dług mocno wzrośnie? Wystarczy zmiana kierunku na EUR/USD, żeby tak się stało.
Przy okazji wspomnę, że zmiany w rządzie nie miały żadnego wpływu na zachowanie rynku walutowego i akcji (mimo tego, że złoty tracił, a indeksy spadały). W dziedzinie gospodarki i finansów niewiele się zmieniło. Nowi ministrowie Finansów (Teresa Czerwińska) oraz Inwestycji i Rozwoju (Jerzy Kwieciński) awansowali w swoich ministerstwach i nadal ściśle będą współpracowali z premierem Morawieckim. Jadwiga Emilewicz, szefowa nowego ministerstwa przedsiębiorczości i technologii (?) pochodzi z ministerstwa rozwoju i też nie jest nową twarzą.
Żal mi tylko jest minister Anny Streżyńskiej. Znakomity fachowiec, była szef UKE. Wydawało się nawet tuż po zaprzysiężeniu rządu, że ministerstwo cyfryzacji zostanie zlikwidowane, co byłoby według mnie błędem, bo Polska potrzebuje szybkiego rozwoju technik cyfrowych. Okazało się jednak potem, że ministerstwo ocalało, ale nie ma jeszcze nowego szefa.
Wróćmy do giełd w USA, czyli do słońca które powoduje, że inne giełdy promienieją światłem odbitym. Początek 2018 roku bardzo różnił się to od tego, co obserwowaliśmy w końcu 2017 roku. W końcu 2017 roku Wall Street usiłowała dowieźć do końca roku dobry wynik i na giełdach akcji niewiele się działo. Dużo gorzej zachowywały się rynki strefy euro. XETRA DAX na przykład spadał. Powodem było oczywiście bardzo silne euro.
Na przełomie roku zwracało szczególną uwagę zachowanie rynku surowców i rynku walutowego. Stały wzrost kursu EUR/USD (osłabienie dolara) podnosił ceny surowców,. Ogólne przekonanie panujące na rynkach mówi o tym, że 2018 rok będzie rokiem surowców. Oczywiście nie musi tak być, ale przekonanie jest ważną siłą napędową.
Oprócz słabego dolara surowcom pomagały inne preteksty/powody. Na rynku ropy mówiło się o zmniejszeniu wydobycia przez Libię (wybuch rurociągu) – klasyczny pretekst. Mówiono też o tym, że Arabia Saudyjska zakłada w budżecie wzrost ceny ropy do 75 USD (tak jakby takie założenia miały kreować popyt). Cena ropy WTI wybiła się z formacji flagi i ruszyła w kierunku mocnego oporu na poziomie 62 USD. Pokonała tę barierę 9.01 otwierając drogę nawet do 74 USD.
Pamiętać trzeba o tym, że najpewniej w styczniu (podobno 18. stycznia) w Szanghaju na giełdzie Shanghai International Energy Exchange ruszy handel kontraktami na ropę wycenianymi w walucie krajowej (juanie). Będą tam mogli inwestować również gracze zagraniczni. To kolejny krok w drążącej kropelkami kamień metodzie Chin, które dążą do podważenia roli dolara. Chińczycy uwielbiają hazard, więc na tej giełdzie mogą się dziać dziwne rzeczy, a to może doprowadzić do zwiększenia zmienności na innych giełdach ropy.
Dla miedzi pretekstem było z kolei to, że w Chinach główni producenci dostali zakaz produkcji zimą (z powodu zanieczyszczeń, jakie produkcja powoduje). Trend wzrostowy na miedzi jest silny, ale ugrzęzła na poziomach z 2014 oku (poważny opór). Złoto zdecydowanie najmocniej korzystało ze słabości dolara, ponieważ jest najmocniej ujemnie skorelowane z tą walutą. Nie ekscytowałbym się tą kończącą rok zwyżką ceny. Nie dzieje się tutaj jeszcze nic nadzwyczajnego. Wystarczy umocnienie dolara, żeby złoto zanurkowało.
I w ten sposób dochodzimy do rynku walutowego. Na nim działy się rzeczy, według mnie, dziwne. Kurs EUR/USD w końcu roku rósł i pokonał szczyt z 2017 roku. W komentarzach ekspertów znaleźć można mnóstwo powodów takiego zachowania rynku, ale one mnie nie przekonują. Według mnie rynek zachowuje się irracjonalnie, ale stare powiedzenie mówi, że rynek może zachowywać się irracjonalnie dłużej niż inwestor grając przeciwko rynkowi będzie w stanie zachować płynność.
Szkodzić dolarowi ma niby to, że Fed będzie powoli podnosił stopy oraz to, że gospodarka strefy euro rozwija się bardzo szybko. Mówi się też o tym, że w Japonii rząd i BoJ mogą zrezygnować z drukowania jena, co doprowadziłoby do jego umocnienia kosztem dolara. Najpoważniejszą przyczyną słabości dolara może być to, że kapitały opuszczają rynek obligacji (i idą w akcje). Co jest na plus dolara? To, że jednak Fed zacieśnia politykę monetarną, a Japonia i ECB nadal drukują. Poza tym ustawa podatkowa Trumpa może doprowadzić do powrotu setek miliardów dolarów do USA, co powinno dolar umacniać.
W pierwszym giełdowym dniu 2018 roku indeksy na Wall Street mocno wzrosły ustanawiając nowe rekordy. Potem też indeksy pędziły na północ. W chwili pisania tekstu Amerykanie chwalili się, że indeks S&P 500 miał najdłuższy, nieprzerwany wzrost od … 1964 roku. Działała magia stycznia – fundusze napełniały portfele. Powiedzenie mówi, że jaki początek stycznia taki cały styczeń, a inne, że jaki styczeń taki cały rok. Ja za bardzo bym się tym nie przejmował, bo to tylko statystyka i do tego bardzo często się niesprawdzająca.
Sporo mówiono o obniżce podatków, która ma fantastycznie pomóc wynikom, co może bardzo dziwić. W 2017 roku sprawa obniżki podatków wielokrotnie została zdyskontowana. Klika tygodni temu przetoczyła się dyskusja, której wynikiem było stwierdzenie, że spółki z NASDAQ tak optymalizują swoje podatki, że niewiele zyskają na obniżce podatków. Wtedy NASDAQ spadał – na początku roku był najlepszym z indeksów. Gdzie tu logika?
Weszliśmy w fazę klasycznej euforii. To zazwyczaj zwiastuje co najmniej większą korektę, ale tym razem wcale tak być nie musi. Zawsze w takich chwilach przypominam Alana Greenspana (były szef Fed), który w 1996 roku powiedział, że na rynku panuje „nieracjonalna przesada”. Miał rację, ale indeksy rosły jeszcze przez 4 lata, a NASDAQ zyskał 300%.
