Marszałek Sejmu Marek Jurek (PiS) zdecydował w środę wieczorem przerwać obrady Sejmu do czwartku rano, ponieważ - jak powiedział - "trzeba się zastanowić nad tym co się stało".
Posłowie najpierw pod nieobecność marszałka, a potem uniemożliwiając mu prowadzenie obrad, przyjęli wniosek, który otwiera drogę do możliwości głosowania nad budżetem na 2006 rok w sobotę. Wniosek dotyczył skrócenia procedury prac nad projektem budżetu.
"To, co się stało, to bardzo poważne naruszanie zasad prawa, doszło do uniemożliwienia prowadzenia obrad marszałkowi Sejmu" - mówił Jurek, co spotkało się z niechętnymi okrzykami posłów opozycji obecnych na sali. "Czy się komuś podoba czy nie, prawem marszałka jest poddawanie wniosków pod głosowanie w czasie, który uznaje za właściwy, jeśli regulamin nie zmusza go do zrobienia tego natychmiast" - mówił marszałek. Wcześniej Jurek nie chciał poddać pod głosowanie wniosku LPR w sprawie prac nad budżetem.
Marszałek - jak mówił posłom - chciał spotkać się z prezydentem, by wyjaśnić mu, że ewentualne wydłużenie prac nad budżetem wynika jedynie z faktu, że intencją rządu było skonsumowanie w budżecie wydatków, które wynikały z ustaw przyjętych przez Sejm. "Chciałem wytłumaczyć, dlaczego prace nad budżetem wymagają uwzględnienia poprawki" - mówił. Dodał, że w telefonicznej rozmowie wyjaśni prezydentowi powody odwołania swojej wizyty.