
Miała zostać projektantką mody, biżuterię zaczęła projektować trochę przez przypadek. Pochodzi z Częstochowy, studiowała architekturę krajobrazu na Politechnice Krakowskiej, lecz pragnęła czegoś więcej.
– Kończąc studia, zdecydowałam, że chcę podążać za marzeniami, czyli zajmować się modą. Przeprowadziłam się do Warszawy i poszłam do Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Czułam, że w większym, bardziej otwartym mieście będę miała lepsze możliwości zawodowego rozwoju – tu było więcej butików, concept store’ów. Zaczęłam od kolekcji ubrań i dodatków, miałam pokaz na Fashion Weeku w Łodzi i zauważyłam, że to akcesoria najlepiej się sprzedają. Pomyślałam, że to chyba mój kierunek – wspomina Natalia Kopiszka.
Zaczęła projektować minimalistyczną biżuterię z mosiądzu, stali szlachetnej i srebra – początkowo głównie dla znajomych, potem liczba odbiorców się zwiększała.
– Jednym z pierwszych ważnych projektów była kolekcja biżuterii: kolczyków, pierścionków czy bransoletek w kształcie rączek. Byłam najbardziej rozpoznawalna z tego motywu. Z czasem moje prace bardzo się zmieniały, zawsze chciałam coś ulepszyć. Swoje kolekcje robiłam najpierw z mniej szlachetnych materiałów, potem zaczęłam używać lepszych i złocić przedmioty – mówi projektantka.
Inspirująca sztuka

Przyznaje, że kobiece ciało jest dla niej nieustającą inspiracją. Podobnie jak sztuka i klimat vintage. Mocno czuje stylistykę lat 60. i 70. Te inspiracje wykorzystuje w swoich projektach.
– Dużo w nich przecież surrealizmu. Fascynuje mnie Henri Matisse, którego wystawę widziałam w Nicei – występujące w moich kolekcjach oczy czy obłe kształty to jego wpływ – i Hans Arp, na którym byłam w Paryżu. A szczególnie rzeźba – uwielbiam Alexandra Caldera, twórcę mobili i przedstawiciela sztuki kinetycznej. Podróże zawsze staram się łączyć z wycieczkami po muzeach. Ale moja wyobraźnia pracuje chyba stale. Bywa, że widzę jakąś lampę i myślę, że to byłby super kolczyk – śmieje się właścicielka marki Kopi.
Ważne były też wpływy rodzinne. Miłość do mody, poczucie, że ubiór i prezencja są ważne, odziedziczyła po mamie i babci. Do dziś nosi ich ubrania, na przykład skórzany kamelowy płaszcz – najbardziej lubi rzeczy z historią. Babci zadedykowała kolekcję GrandMa opartą na pierścionkach i sygnetach wygrzebanych z jej szkatułki.
Nawet jej mieszkanie wygląda jak artystyczny projekt z akcentami vintage – skórzanym różowym fotelem z lat 60. czy kieliszkami remerami na zielonych nóżkach. To jej klimaty. Dobrze się czuje w pełnych koloru przestrzeniach łączących stare z nowym.
Od kolczyka z pleksi do butiku w Nowym Jorku

Kiedy zakładała firmę, właściwie nie miała oszczędności, ledwie kilka tysięcy złotych. Dzięki nim zdołała zrobić kilka wzorów biżuterii z pleksi. Tak powstała jej pierwsza kolekcja. Kiedy coś się wyjątkowo dobrze sprzedawało, powielała model, a zarobione pieniądze inwestowała w lepsze materiały, ładniejsze pudełka. Pleksi szybko zastąpiła złoconym srebrem i mosiądzem.
Kiedy nastąpił przełom? Natalia Kopiszka odpowiada, że chyba wtedy, gdy okazało się, że nie jest już w stanie w pojedynkę podołać zamówieniom i potrzebuje fachowej pomocy. Nawiązała współpracę z pracownię jubilerską, która zaczęła pomagać jej w realizacji zamówień. Kolejny duży krok nastąpił, gdy jej produkty trafiły do sprzedaży zagranicznej.
– Bardzo mnie to zaskoczyło, bo było dziełem przypadku. Jeździłam na targi w całej Polsce i pewnego dnia podeszła do mnie dziewczyna, która pracowała w Los Angeles. Zaproponowała międzynarodową współpracę. Na początku nie wierzyłam, że do niej dojdzie, ale jednak ta propozycja poskutkowała współpracą z Urban Outfitters – moje rzeczy trafiły do ich butiku w Nowym Jorku. Potem to ustało, bo zaczęłam robić wysokiej jakości biżuterię pozłacaną, a oni szukali produktów niskobudżetowych. Sprzedawałam też w Niemczech, Amsterdamie i Meksyku, ale wiele butików się zamknęło w wyniku pandemii, marki przerzuciły się na sprzedaż online i teraz koncentruję się na rynku polskim – mówi projektantka.
Rozwój w pandemii

Wieści o jej projektach rozchodziły się pocztą pantoflową. Przyznaje, że wystartowała w dobrym momencie – konkurencja marek biżuteryjnych była mniejsza niż dziś. Poza tym zawsze starała się robić rzeczy, które się wyróżniały. Była też stałą bywalczynią targów modowych, które – jak mówi – w początkach jej działalności, czyli w 2015 r., wyglądały inaczej niż teraz.
– Króluje na nich ilość, nie jakość. Zmieniły się też media społecznościowe, które pomogły mi rozwinąć markę. Wiadomo, jak nie masz Instagrama, to nie istniejesz. Pierwszą kolekcję tam pokazałam, dopiero potem przyszedł czas na platformy internetowe i stacjonarne sklepy. Teraz nastąpiły duże zmiany. Trzeba mieć ludzi, którzy ustawiają reklamę – zatrudniam do tego agencję. Samej trudno mi to zrobić, nie rozumiem algorytmów. W początkach mojej marki to było łatwiejsze i pewnie przyczyniło się do jej sukcesu – uważa Natalia Kopiszka.
Paradoksalnie i czas pandemii okazał się dla niej łaskawy. Sprzedaż rosła. Być może dlatego, że podczas lockdownu ludzie chcieli poprawić sobie humor drobnymi upominkami. Rozwijała wtedy sprzedaż internetową. Wykorzystując dobrą passę, w 2020 r. otworzyła drugi butik w Warszawie.
– Marzyłam o tym. Zawsze podobała mi się uliczka Oleandrów we francuskim stylu, ze ślicznymi sklepami i kolorowymi witrynami. Kiedy zwolniła się tam przestrzeń, natychmiast podpisałam umowę – mówi projektantka.
Jej pasja do klimatu vintage i oryginalnych form spowodowała, że miejsce nie mogło zostać urządzone tradycyjnie.
– Chciałam zrobić coś szalonego, z przytupem. Wykorzystać kształty podobne do tych, jakich używam, projektując biżuterię, czy wstawić tam wielkie, dziwne lustro. Do współpracy przy tworzeniu tej przestrzeni zaprosiłam studio Noke Architects – mówi twórczyni marki Kopi.
Wazoniki i kadzidła

Po jakimś czasie postanowiła poszerzyć ofertę o linię przedmiotów do domu.
– Wszystko zaczęło się naturalnie. Projektowałam swój butik na Oleandrów i wstawiałam tam różne przedmioty. Pomyślałam, że byłoby dobrze, gdyby można je było u mnie zamówić – lustra, podstawki, wazonik… Zaczęłam je projektować i oferować klientom – wspomina Natalia Kopiszka.
W kolekcji Kopi Home dostępne są m.in. wełniane dywany, podstawki pod kadzidła, a także same kadzidła produkowane z naturalnych surowców (sama używa ich w domu, a jej ulubionym jest kadzidłowiec z lawendą), świece, olejki eteryczne, lampy vintage.
Większość tych przedmiotów powstaje w Polsce, niektóre w Turcji i Indiach, wszystkie projektuje Natalia Kopiszka wraz ze wspomnianym studiem architektonicznym Noke. Showroom Kopi Home na Nowogrodzkiej – w miejscu pierwszego butiku marki – ma intrygujący wystrój: przypomina jaskinię, której dizajn przywodzi na myśl lata 70.
– Teraz chciałabym poszerzyć tę linię. I pewnie wrócić do sprzedaży zagranicznej – przyznaje artystka, dodając, że pracę planuje łączyć z podróżami i inspirującymi wyprawami do światowych galerii sztuki współczesnej.