Kobiety poszły na wybory i niech to będzie nowy standard

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2023-12-06 20:00

Katarzyna Rozenfeld, pomysłodawczyni kampanii Kobiety na Wybory i menedżerka ze zdominowanego przez mężczyzn świata energetyki, opowiada o zarządzaniu, motywowaniu i dbaniu o dobrą kondycję rzeszy zaangażowanych w kampanię kobiet.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

41-letnia Agnieszka z Warszawy 15 października 2023 r. po raz pierwszy w życiu wzięła udział w wyborach. Wcześniej nie interesowała się polityką, w tym roku postanowiła to zmienić. Takich jak ona było więcej, ponieważ frekwencja wyborcza okazała się rekordowa i wyniosła 74,38 proc., a wśród kobiet było to 73,7 proc., co też jest rekordem.

Dołącz do uczestniczek Power to Women, 21-22 maja w Warszawie >>

To liczby, które dla Katarzyny Rozenfeld, pomysłodawczyni kampanii Kobiety na Wybory, są kluczowe. Ważne jest też 34 proc., ponieważ tyle Polek, jak wynika z badań wykonanych przez socjolozki.pl, z tą kampanią się zetknęło.

– Myślę, że jeśli ktoś raz poszedł głosować, to pójdzie kolejny raz. Życzę też nam wszystkim, by tegoroczna frekwencja stała się w Polsce nowym standardem – mówi Katarzyna Rozenfeld.

Czas na odpoczynek

Na spotkanie z PB Katarzyna Rozenfeld przychodzi prosto z Uniwersytetu Warszawskiego, który zaprosił ją, by opowiedziała o kampanii Kobiety na Wybory.

– Na spotkaniach ze studentami z całego serca dziękuję im za to, że głosowali. W 2019 r. w pokoleniu 18-29 lat głosowało tylko 45 proc. osób, a w 2023 r. już 71 proc. To gigantyczny sukces. Masa młodych ludzi poszła na wybory. To oni są nadzieją i będą kształtować kolejne pokolenia – podkreśla Katarzyna Rozenfeld.

Kampania zmierza dziś ku zamknięciu. 26 października odbyło się oficjalne podsumowanie, wraz z publikacją imponujących liczb obrazujących zasięg przedsięwzięcia: 260 wspierających firm, 365 osób publicznych, 134 artystek i artystów, którzy wykonali 141 grafik zachęcających do udziału w wyborach, a do tego 1080 ambasadorek i ambasadorów w całej Polsce. 25 listopada Katarzyna Rozenfeld po raz pierwszy spotkała się na żywo z kobietami, które realizowały kampanię i kontaktowały się wcześniej głównie telefonicznie i mejlowo.

– Teraz potrzebny jest odpoczynek – podkreśla, kiedy pytamy o ewentualną kontynuację kampanii.

Wylicza, że kampania wymagała 8166 godzin pracy, co oznacza, że jedna osoba pracowałaby nad nią przez cztery lata. Tymczasem akcja ruszyła 6 września i trwała tylko 40 dni, choć nieoficjalne przygotowania ruszyły już w kwietniu.

– Poza tym kampania miała określoną formułę, czyli była apolityczna, edukacyjna i pro bono, a jej celem było podniesienie frekwencji wyborczej w wyborach parlamentarnych 2023 r. Musimy dotrzymać słowa danego osobom, które się w nią zaangażowały – wyjaśnia Katarzyna Rozenfeld.

Nie wyklucza jednak, że np. na trzy tygodnie przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi kampania zostanie odświeżona. Wszystko będzie zależało od chęci i czasu zaangażowanych kobiet.

Odkryj swoją moc, zdobądź kompetencje współczesnej liderki >>

Od smutku do działania

Impuls do działania Katarzyna Rozenfeld poczuła w marcu 2023 r., kiedy zobaczyła badanie Ipsos dla OKO.press i TOK FM, w którym zapytano Polki i Polaków, czy pójdą na wybory. Zaledwie 55 proc. kobiet w wieku 18-59 lat odpowiedziało, że zamierza to zrobić.

– Pomyślałam, że to niemożliwe i smutne. Jako coach i mentor wiedziałam jednak, że ze smutku nic nie wynika, więc muszę się wściec. Zatem się wściekłam – opowiada Katarzyna Rozenfeld.

Poza byciem coachem i mentorką Katarzyna Rozenfeld ma za sobą karierę menedżerki najwyższego szczebla w sektorze energetycznym. Zaczęła więc od rozmów, kierując się powiedzeniem: „Jeśli chcesz iść szybko, idź sam. Jeśli chcesz zajść daleko, weź kogoś ze sobą”.

– Zwróciłam się do koleżanek z organizacji skupiających kobiety z pomysłem na akcję i pytaniem, co o tym myślą. Początkowy entuzjazm był tak niesamowity, że dał mi ogromną siłę i potwierdzenie, że to dobry pomysł – opowiada Katarzyna Rozenfeld.

Fala pytań i odpowiedzi

Organizacyjnie kampania była skoncentrowana wokół mediów społecznościowych, z których każde miało swoją liderkę oraz wsparcie jednej lub dwóch osób.

– Te podgrupy dostawały od kobiet tysiące pytań i wiadomości. Bardzo często były to wiadomości typu: „I tak nie mogę nic zrobić”. W odpowiedzi ktoś wymyślił wspaniałe hasło, które zyskało w kampanii ogromną popularność: „Mój głos nic nie zmieni – powiedziało 7 milionów kobiet” – opowiada Katarzyna Rozenfeld.

Kobiety pisały też często, że nie wiedzą, na kogo głosować.

– Nawiązałyśmy więc współpracę z Centrum Edukacji Obywatelskiej opracowującym test latarnikwyborczy.pl pomagający ocenić, do którego ugrupowania politycznego nam bliżej – mówi Katarzyna Rozenfeld.

Test uwzględnił zagadnienia ważne dla kobiet, a Kobiety na Wybory go promowały. W rezultacie osiągnął 5,6 mln odsłon, podczas gdy w poprzednich wyborach parlamentarnych, w 2019 r., miał tych odsłon 2,5 mln.

– Nasza kampania uruchomiła też mechanizm siostrzeństwa. Jeśli jedna pani o coś zapytała, to kolejna czuła, że też może zapytać. Wylewały się fale pytań. A kobiety zaangażowane w kampanię z wielką cierpliwością i energią na wszystkie te pytania odpowiadały – podkreśla Katarzyna Rozenfeld.

Najważniejszy okazał się jednak element edukacyjny. Kampania mówiła o tym, gdzie głosować, jak znaleźć lokal wyborczy, jak zmienić miejsce głosowania albo co zrobić, jeśli mam bliski wyborom termin porodu.

– Okazało się, że polska edukacja ma w tym obszarze ogromne braki. Dostawałyśmy pytania pokazujące, że wiele osób zupełnie nie wiedziało, jak to wszystko wygląda – podkreśla Katarzyna Rozenfeld.

Kampania jak profesura

Katarzyna Rozenfeld nie kryje, że nigdy wcześniej nie prowadziła tak wymagającego projektu.

– O ile wcześniej w energetyce realizowałam bardzo duże przedsięwzięcia za bardzo duże pieniądze, o tyle w czasie akcji Kobiety na Wybory zrobiłam chyba profesurę z przywództwa – przyznaje Katarzyna Rozefeld.

Jej rolą, jak wylicza, było spinanie działań, zapraszanie organizacji pozarządowych, rekrutowanie, podejmowanie decyzji, organizowanie spotkań, zatwierdzanie postów, zapobieganie kryzysom i rozwiązywanie ich oraz dbanie o dobrą kondycję wszystkich zaangażowanych w kampanię.

– W biznesie lider ma moc wynikającą m.in. z jego pozycji w hierarchii firmy, a tutaj nie miałam prawie nic, jedynie moją osobistą siłę, determinację i absolutną pewność co do wagi naszego celu. Mogłam tylko wszystkim regularnie dziękować, doceniać ich, zauważać, gdy byli w gorszym momencie, wspierać, gdy tego potrzebowali, i nieustannie mobilizować, przypominając, jak ważny postawiłyśmy sobie cel. Nie miałam żadnych innych narzędzi. Wszystkie panie angażowały się przecież za darmo. Pracowały przed pracą, po pracy, na urlopie, w weekendy i po nocach – opowiada Katarzyna Rozenfeld.

Doświadczenie mentorki, przebadanej rozmaitymi metodami, bardzo się przydało.

– Ta samoświadomość mi pomogła. Gdy było mi z czymś niewygodnie, to precyzyjnie wiedziałam, dlaczego. „Bo ta pani jest taka zielona, a ja żółto-niebieska [model opisujący dominujące cechy osobowości za pomocą kolorów – red.]. No to jutro zrobię tak i tak” – myślałam wieczorami – wspomina Katarzyna Rozenfeld.

Zobaczyć kocioł i zdobyć pozycję

W kampanii Kobiety na Wybory pracowały przede wszystkim kobiety, podczas gdy w energetyce, w której Katarzyna Rozenfeld spędziła większość zawodowego życia, środowisko było głównie męskie.

– Wypracowanie sobie pozycji w męskiej branży było bardzo trudnym zadaniem. „Dziecko, a Ty kocioł kiedyś widziałaś?”, „Nie, ale mogę zobaczyć”, odpowiadałam. Kiedy jako szefowa grupy energetycznej w PwC jeździłam po Polsce z kolegą z pracy, to brali mnie za tłumaczkę, asystentkę albo wiadomo za kogo – wspomina.

Aby jednak zachować obiektywizm, Katarzyna Rozenfeld dodaje, że w energetyce byli i nadal są fantastyczni mężczyźni, od których nie raz otrzymała ogromne wsparcie.

– Dziś na pewno kobietom w energetyce jest łatwiej, i to dobrze. Największą wartością w dzisiejszym świecie jest przecież różnorodność, która kreuje innowacje i zmiany. Zamykanie się w bańkach jest niebezpieczne. W kampanii Kobiety na Wybory to ja byłam wprawdzie inicjatorką, ale przecież ze mną pracowały panie z rozmaitych środowisk, w różnym wieku, z różnymi kompetencjami i o różnych światopoglądach. Właśnie z tego rodziły się wspaniałe pomysły – uważa Katarzyna Rozenfeld.

Dlatego też popiera dziś parytety, choć kiedyś była im przeciwna.

– Byłam kiedyś za zostawieniem tej sprawy naturalnym procesom zmiany. Ale teraz widzę, że na miękko to się nie uda. Skoro w 2023 r. wśród 140 największych spółek notowanych na GPW są trzy prezeski, a rok temu było ich sześć, to pokazuje to rozmiar wyzwania – podkreśla Katarzyna Rozenfeld.

Energia od ludzi i dla ludzi

Osoby, z którymi Katarzyna Rozenfeld współpracowała w energetyce i które zagadnęliśmy o opinię, nazywają ją fenomenem, cichym zdobywcą („quiet achiever”) i twórczynią dobrych zespołów. „Zapytajcie, skąd ma tyle energii do działalności społecznej” – podsuwali. Menedżerka jest bowiem od lat członkiem stowarzyszenia LiderShe, współprowadzi też fundację Efekt Motyla, która motywuje i wspiera edukację młodzieży z małych miejscowości i wsi.

– W młodości prowadziłam drużynę harcerską, więc ma to długą historię. Poza tym lubię ludzi i to od nich dostaję dużo energii. Potrzebuję ich, by zderzyć myśli, coś zaproponować, przedyskutować, włączyć ich punkt widzenia, to mnie napędza. Lubię też sprawczość – odpowiada Katarzyna Rozenfeld.

Energetyką zajęła się w swojej pierwszej pracy w PwC, gdy nagle była potrzeba, by ktoś pojechał do PAK-u i przeprowadził badanie due diligence. Kolejne energetyczne tematy, m.in. prywatyzacje, trafiały już potem właśnie do niej. Podkreśla, że współpracowała m.in. z charyzmatycznym Janem Kurpem, twórcą Południowego Koncernu Energetycznego, ponadto wiele zawdzięcza Oldze Grygier-Siddons, wieloletniej prezesce PwC na Europę Środkowo-Wschodnią.

– Jeśli ktoś uważa, że jestem dobrym liderem, to jest tak dlatego, że pokazała mi najlepsze wzorce – mówi Katarzyna Rozenfeld.

Przez dwa lata pracowała w Londynie, w Polsce zaś prowadziła grupę energetyczną, którą jako pierwsza zbudowała w poprzek istniejących wówczas działów, np. audytowego czy podatkowego. Kiedy zdecydowała się odejść z PwC i zrobić sobie długie wakacje w ukochanej Afryce, head hunterzy zaproponowali jej posadę w zarządzie spółki tradingowej Vattenfalla.

„Żeby każdy włożył cegiełkę”

– O ile PwC ukształtowało mnie jako profesjonalistkę, o tyle w Vattenfallu zetknęłam się z jedną z najwyższych kultur organizacyjnych, z jakimi do dziś miałam do czynienia. To byli ludzie autentycznie zainteresowani pracownikiem, którym nie chodziło o zbudowanie najwyższej wieży, ale o to, by w tę wieżę każdy włożył swoją cegiełkę i by była trwała. Elektrociepłownie Warszawskie w ich rękach przeszły przemianę i stały się punktem odniesienia dla całego sektora, podobnie jak spółki sprzedażowe i dystrybucyjna, której byli właścicielami – podkreśla Katarzyna Rozenfeld.

Vattenfall jednak wycofał się z Polski, sprzedał wszystkie aktywa. Państwowy Tauron miał wówczas wakat na stanowisku wiceprezesa ds. handlowych.

– Z propozycją pracy zwrócił się do mnie prezes tej firmy, co miało dla mnie duże znaczenie. Nie była to propozycja polityczna lub ministerialna. Przeprowadziłam się do Katowic i zaczęłam pracę z fantastycznymi ludźmi, z wielkim etosem pracy, bardzo zaangażowanymi. Góry mogliśmy razem przenosić – podkreśla Katarzyna Rozenfeld.

Po odejściu z Tauronu pod koniec 2015 r. uznała, że będzie działać na własny rachunek. Dziś jest przewodniczącą rady nadzorczej spółki funduszu abrdn (wcześniej Aberdeen Standard Investment), inwestującego w Polsce w farmy fotowoltaiczne. Prowadzi też własną działalność doradczą i pracuje z firmami jako coach i mentor.