Koksownictwo dzieli niedole przemysłu ciężkiego

Jerzy Markowski
opublikowano: 2000-03-16 00:00

Jerzy Markowski: Koksownictwo dzieli niedole przemysłu ciężkiego

RÓWNIA POCHYŁA: Koksownictwo na miarę własnych środków robi co może, aby utrzymać konkurencyjność produkcji — ocenia Jerzy Markowski. fot. ARC

Jednym z istotnych ogniw wspólnych dla całego przemysłu ciężkiego, czyli górnictwa, hutnictwa i energetyki cieplnej, jest koksownictwo. Jak wiadomo, koks jest produktem odgazowania węgla, wytwarzanym przede wszystkim w koksowniach, lokalizowanych blisko kopalń lub hut. Podstawowym gatunkiem jest koks metalurgiczny, otrzymywany z najlepszych gatunków węgla koksującego, a zatem wszystkie problemy polskiego koksownictwa są ściśle związane z sytuacją górnictwa i hutnictwa.

SEKTOR koksownictwa przeżywa coraz poważniejsze trudności. Najlepszym tego dowodem jest jego wynik finansowy, od kilku lat wykazujący systematyczne narastanie strat. O ile w roku 1997 wynosiły one 110 mln zł, o tyle w następnym —120 mln zł, zaś w 1999 kwota strat osiągnęła już 224 mln zł. Takiego tempa nie przewidywał nawet tzw. wariant zaniechania reform w sektorze koksownictwa, które w styczniu 1999 r. minister gospodarki przedstawił w formie programu rządowego. Innymi słowy — rzeczywistość okazała się gorsza nawet od złej prognozy.

SYTUACJA taka jest konsekwencją braku zainteresowania rządu utrzymaniem konkurencyjności polskich koksowni. To właśnie — obok radykalnego, około 30-procentowego spadku produkcji stali — zaważyło na tym, iż w trzech ostatnich latach produkcja sektora koksownictwa systematycznie malała. W roku 1997 wyniosła 10,7 mln ton, rok później — 9,7 mln ton, a w 1999 już tylko — 8,3 mln ton. W tym samym okresie zmieniły się również ceny koksu, którego tona kosztowała najpierw 281 zł, następnie wzniosła się do 288 zł, aby w roku 1999 osiągnąć zaledwie 269 zł.

ZATRUDNIENIE w całym sektorze spadło o około 20 proc., znacznie wyprzedzając tempo redukcji założone w programie rządowym. Natomiast strata w kosztach wytworzenia jednej tony koksu wzrastała z 3,44 zł w roku 1997, poprzez 5,89 zł rok później, aż do 31,44 zł w roku 1999. Trudno znaleźć sensowne tego wytłumaczenie. Sektor na miarę własnych środków robi co może, aby utrzymać konkurencyjność produkcji, ale rząd mu wcale w tym nie pomaga, a wręcz przeciwnie — przeszkadza poprzez politykę fiskalną.

ZAPAŚĆ koksownictwa trudno zrozumieć także dlatego, że od trzech lat systematycznie maleje cena węgla koksującego, która jest dominującym składnikiem kosztów produkcji koksu. Jedna tona surowca kosztowała w roku 1997 około 170 zł, w następnym — 163 zł, zaś w roku 1999 — już tylko 147 zł. Rezultatu tego nie jest w stanie skompensować malejące zużycie węgla koksującego, które w podanym okresie 1997-99 spadło z 14 mln ton do 8,3 mln ton.

NIC WIĘC DZIWNEGO, że w tej sytuacji rząd beztrosko zlikwidował posiadającą spore zasoby węgla kopalnię Morcinek oraz uboższą, ale za to mającą pokłady bardzo dobrego węgla, kopalnię Gliwice. Ostatnio taki sam los spotkał producenta posiadającego miliony ton zasobów węgla typu 34,2, jakim jest kopalnia Dębieńsko. Widać zatem wyraźnie, że kryzysowa sytuacja w koksownictwie jest najlepszym dowodem stanu oraz rezultatem redukcji przemysłu węglowego i hutnictwa.

ANALIZUJĄC powyższe dane można by popaść w apatię, spowodowaną ogólnym kataklizmem gospodarczym — gdyby nie fakt, iż światowa produkcja węgla rośnie, a w niej rośnie udział węgla koksującego! Przed laty trafnie to przewidział odpowiedni departament rządu USA. Nasi decydenci przewidzieli coś wręcz odwrotnego lub nie przewidzieli nic. Sąsiadujący z nami Niemcy intensywnie modernizują koksownictwo, natomiast w Polsce ono umiera — za sprawą założonej przez rząd eutanazji krajowego przemysłu ciężkiego.

Jerzy Markowski jest senatorem SLD z dawnego województwa katowickiego, byłym wiceministrem gospodarki