Do takich na pewno należy bezpieczeństwo energetyczne, w szczególności zróżnicowanie zaopatrzenia Polski w ropę naftową i gaz ziemny. Dlatego wszelkie inicjatywy w tym względzie wypada powitać z uznaniem — pod warunkiem, że oba ośrodki przynajmniej się wzajemnie o nich informują, że o koordynacji nie wspomnę.
Niemal w tym samym czasie zorganizowane zostały dwie surowcowe wyprawy. Prezydent Lech Kaczyński przebywa z dwudniową wizytą w Azerbejdżanie, a premier Donald Tusk w poniedziałek na trzy dni leci do Kuwejtu i Kataru. To będzie nadrobienie dyplomatycznego wstydu — pamiętamy, jak to samolot z premierem Jarosławem Kaczyńskim został w nocy zawrócony znad Iraku. Naftowi szejkowie w Kuwejcie i Katarze czekali wtedy daremnie, ale na szczęście się nie obrazili.
Wracająca zaś do prezydenckiego szczytu w Baku — jest on kontynuacją odbywających się co pół roku spotkań, zapoczątkowanych na Wawelu w Krakowie, zmierzających do konkretyzacji korytarza transportowego kaspijskiej ropy do Polski i ewentualnie innych państw Unii Europejskiej. Kluczowym obiektem na tym szlaku jest legendarny odcinek ropociągu z ukraińskich Brodów do Płocka, a kluczowym problemem od samego początku — skąd ma pochodzić owa ropa. Kazachstan zdecydowanie odrzucił koncepcję transportu z ominięciem terytorium Rosji, zatem w grę wchodzą tylko złoża Azerbejdżanu po naszej stronie Morza Kaspijskiego.
Takie stare problemy były roztrząsane podczas prezydenckich szczytów w Krakowie, Wilnie i Kijowie. Od trzech miesięcy doszedł całkiem nowy problem, który radykalnie zmienił sytuację — mianowicie niepewność transportu ropociągiem przez Gruzję. Nieprzypadkowo armia rosyjska najszybciej opanowała właśnie gruzińskie urządzenia przeładunkowe nad Morzem Czarnym, dokonała dewastacji i najpóźniej właśnie stamtąd odeszła.
W tej chwili Gruzja znowu panuje nad całym swoim odcinkiem, ale w Abchazji stacjonują rosyjskie oddziały uderzeniowe, a nie siły dawne stabilizacyjne. Teoretycznie i praktycznie mogą w kilka godzin zablokować przesył ropy kaspijskim korytarzem, jeśli Rosja znowu odważyłaby się siłą rozwiązywać swoje problemy z Gruzją. Ponieważ skutki wojny realnie rozeszły się po kościach — co potwierdzi dzisiejszy unijno-rosyjski szczyt w Nicei — możemy być pewni, że Kreml się nie zawaha.
W tej sytuacji okoliczność, że naftowy szczyt w Baku w ogóle się odbywa —
jeszcze niedawno gospodarze przepowiadali jego odłożenie — jest optymistyczna.
Jednak kaukaskie realia sprawiają, że nie możemy spodziewać się po nim zbyt
wiele.