Pierwsza prywatna kolej w Polsce będzie się nazywała albo Arriva, albo DB
W Europie ostro konkurują, w Polsce mają spółkę. Do czasu. Drogi członków konsorcjum właśnie się rozchodzą.
Przedwczoraj zarząd niemieckich kolei Deutsche Bahn (DB) postanowił pozmieniać nazwy spółek z grupy PCC Rail, kupionej niedawno w Polsce. Z naszych informacji wynika, że już niebawem zmienią one szyld na DB Schenker Rail Polska. Dzisiaj walne spółek mają przegłosować zmiany zadekretowane przez kierownictwo. Głosowania pójdą gładko. Za jednym wyjątkiem. Chodzi o joint venture utworzoną dwa lata temu przez PCC Rail z brytyjskim przewoźnikiem Arriva, które wozi pasażerów w województwie kujawsko-pomorskim. Teraz członkiem konsorcjum są koleje niemieckie, co nie jest w smak Brytyjczykom. Podobnie jak ewentualne zmiany szyldu.
Nie chodzi o nazwę. Rzecz w tym, że wiele wskazuje na to, iż drogi obydwu przewoźników mogą się rozejść. Po co zatem wydawać teraz pieniądze na rebranding?
— Z całą pewnością będziemy współpracować aż wygasną kontrakty, jakie podpisaliśmy do tej pory, np. z marszałkiem województwa kujawsko-pomorskiego, czyli do końca 2010 r. Co będzie potem? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że się rozstaniemy — mówi Damian Grabowski, członek zarządu Arriva Polska.
Brytyjczycy zostają
Konsorcjum bierze obecnie udział w przetargu na Pomorzu i deklaruje, że jeśli wygra kontrakt, to sumiennie się z niego wywiąże. Mimo to rozwód wydaje się rozwiązaniem jak najbardziej rozsądnym, ponieważ obydwu przewoźnikom bynajmniej nie jest po drodze. Projekt pod tytułem Arriva/PCC miał sens, ale bez DB. Po przejęciu PCC Rail przez niemieckie koleje w konsorcjum spotkało się dwóch ostro rywalizujących ze sobą konkurentów. Arriva sukcesywnie podgryza pozycję DB na niemieckim rynku, na który weszła w 2004 r. Od tego czasu wygrała kilka przetargów na przewozy pasażerskie oraz kupiła od Bawarii działająca w tym landzie spółkę Regentalbahn, która obsługuje połączenia również w Turyngii i Saksonii.
— Po rozwiązaniu współpracy będziemy konkurować z DB tak jak na innych europejskich rynkach — deklaruje Damian Grabowski.
Szef Arrivy w Polsce zapowiada, że brytyjski przewoźnik nie zamierza wycofywać się z Polski.
— To perspektywiczny rynek, na którym w ciągu ostatnich dwóch lat zdobyliśmy spore doświadczenie — mówi Damian Grabowski.
Zakłada, że joint venture nie zostanie rozwiązane, lecz jeden z udziałowców przejmie 100 proc. udziałów.
Nie wiadomo jakie plany wobec polskiego rynku ma DB, lecz całkiem możliwe, że takie same jak Arriva.
— Sądzę, że po tym jak DB kupiła spółkę towarową, kwestią czasu jest, kiedy zajmie się przewozami pasażerskimi — mówi anonimowo menedżer z PCC Rail.
Rynek pod górkę
Pytanie jednak, czy doświadczenia Arriva/PCC są na tyle zachęcające, żeby rozwijać na naszych torach prywatny biznes kolejowy. Damian Grabowski odmawia udzielenia odpowiedzi, czy przedsięwzięcie jest rentowne. Jednak wszystko wskazuje na to, że kontrakt w kujawsko-pomorskiem nie ma szans wyjść na plus.
Damian Grabowski przyznaje, że polski rynek jest trudny. Chociażby dlatego, że zamawiający przewozy, czyli marszałkowie województw są udziałowcami PKP Przewozy Regionalne. Nie wiadomo więc, czy będą zlecać usługi swojej spółce, czy organizować przetargi. I jeszcze jeden problem.
— W Polsce umowy podpisuje się na 3 lata. Na Zachodzie standardem są kontrakty 10-15-letnie. Tylko mając taka perspektywę czasową przewoźnikowi opłaca się inwestować w tabor i przewozy — mówi Damian Grabowski.
Eugeniusz Twaróg