Jeszcze w latach 90. zespoły IT były najbardziej postępowymi działami w przedsiębiorstwach. Obecnie często są największymi hamulcowymi w drodze do sukcesu. Tak przynajmniej uważa Jan Olszewski, dyrektor techniczny w spółce T-Invest. Typowa średnia lub duża firma — tłumaczy — ma wiele systemów informatycznych. Od podstawowych aplikacji biurowych i komunikacyjnych, takich jak poczta elektroniczna, po specjalistyczne programy klasy ERP, F-K i CRM. Z biegiem lat te narzędzia się jednak zestarzały i wymagają dużych nakładów finansowych, związanych nierzadko ze skomplikowaną infrastrukturą programowo-sprzętową.
— Działy IT są teraz skoncentrowane głównie na utrzymaniu i aktualizacji oprogramowania, na zarządzaniu, rozszerzaniu czy wymianie serwerów. W związku z tym brakuje im czasu na usprawnianie procesów biznesowych w przedsiębiorstwach. Informatycy powinni dostarczać nowe rozwiązania, które wspomagają pracę, zwiększają wydajność, a co za tym idzie — wpływają na przewagę konkurencyjną firmy na rynku. Niestety, nie robią tego, bo mają inne priorytety — twierdzi dyrektor Olszewski.
Koniec z eksperymentami
Menedżer uważa, że w firmach postarzało się nie tylko oprogramowanie i sprzęt. Również kadra IT posunęła się w latach, dosłownie i w przenośni. — Gdzie typowa dla młodości energia, wigor, świeżość spojrzenia, chęć uczenia się, odwaga próbowania nowych rzeczy, innowacyjność, pierwiastek twórczego szaleństwa? — pyta przedstawiciel T-Invest.
Jego zdaniem, wielu informatyków nie nadąża już za rozwojem technologicznym. Przyzwyczajenie do dotychczasowych rozwiązań, niechęć do nowinek i słabe rozeznanie w realiach firmy i rynku sprawiają, że większość energii trzeba skierować na utrzymanie aktualnych systemów, co dla przedsiębiorstw oznacza duże koszty. Inna sprawa: złożoność rozwiązań wiąże się z bezpieczeństwem — im bardziej skomplikowana infrastruktura, tym większe ryzyko utraty lub wycieku danych. Asekuranctwo niektórych specjalistów IT widać m.in. w ich stosunku do cloud computingu, czyli do przechowywania i przetwarzania danych w internecie.
— Instytucjom coraz trudniej zarządzać informacjami, bo przybywa ich w zastraszającym tempie. Rozwiązaniem mogłoby być przeniesienie danych do tzw. chmury obliczeniowej. Znaczne obniżyłoby to koszty, ale przede wszystkim zwiększyłoby bezpieczeństwo — zapewnia Jan Olszewski. Niestety, zarząd firmy często nic nie wie o korzyściach, jakie może dać chmura. Albo uważa ją za zbyt ryzykowną lub zbędną, bo polega na opinii swojego działu IT. Ale może wcale nie chodzi tu o konserwatyzm, lecz o zwykły instynkt samozachowawczy? Informatycy są świadomi, że rewolucja technologiczna, jak każda inna, wcześniej czy później zacznie pożerać własne dzieci. Przykład? Właśnie z powodu cloud computingu działy IT w firmach będą odchudzane. Część „zredukowanych” specjalistów znajdzie pracę w centrach obliczeniowo-usługowych. Reszta będzie musiała zmienić zawód lub branżę. A utrata zatrudnienia to nie jedyny czarny scenariusz, którego obawiają się informatycy.
— Każde wdrożenie wymaga, by w firmie pojawili się fachowcy z zewnątrz. To zaś wiąże się z ryzykiem utraty przez pracowników działów IT statusu ekspertów. Ktoś, kto był dotąd alfą i omegą w sprawach nowych technologii, niełatwo godzi się z tym, że teraz musi z kimś rozmawiać, ustalać szczegóły projektu — twierdzi Mirosław Słowikowski, doradca personalny i trener.
Michał Czeredys, prezes spółki Arcus, przestrzega jednak przed generalizowaniem. Zna wielu informatyków, którzy z dużą odwagą wprowadzają w przedsiębiorstwach nowinki technologiczne. I są pewni, że dopóki chcą się uczyć, rozwijać ani bezrobocie, ani utrata autorytetu im nie grozi.
Odważnie, byle z głową
— Chęć rozwoju, elastyczność, otwartość na to, co nowe i jeszcze nieznane nie mają nic wspólnego z metryką. Niektórzy specjaliści IT im są starsi i bardziej doświadczeni, tym mają szersze horyzonty i lepsze pomysły. W przypadku tych fachowców śmiałość wizji idzie w parze z trzeźwą oceną i rozsądkiem — twierdzi prezes Czeredys.
Natomiast Arkadiusz Stanoszek z Przedsiębiorstwa Informatycznego Core uważa, że ostrożność, która przychodzi wraz z wiekiem, może być wręcz zbawienna dla firm.
— Biznes potrzebuje rozwiązań bezawaryjnych, stabilnych i łatwych w użyciu. Wdrożenie systemu, który się nie sprawdzi, może spowodować duży spadek wydajności, a nawet przestój w pracy, a to zawsze oznacza bardzo duże straty. Oczywiście, aby nadążyć za rynkiem, nowe technologie są niezbędne. Doświadczeni informatycy to rozumieją, dlatego nie polegają tylko na sobie. Głównym kryterium ich wyborów jest doświadczenie producenta i partnera serwisowego — wskazuje przedstawiciel Core.