Nic nie będzie rosło bez końca, a fundamenty w końcu dadzą o sobie znać — taki wniosek mogą wyciągnąć inwestorzy po tym, co obecnie obserwują na rynku. Po koronawirusowym krachu, który na przełomie lutego i marca wywołał gwałtowne spadki na GPW, polska giełda przeżyła rozkwit. Gwałtowne wzrosty notowały spółki biotechnologiczne i gamingowe, ale także takie, które po prostu spodobały się szerszemu gronu graczy, ponieważ „coś obiecały”. W efekcie na GPW, a przede wszystkim na NewConnect, pojawiło się grono spółek, które zarabiając niewiele bądź wcale, nagle wzrosły o kilkaset, a nawet kilka tysięcy procent — na NewConnect mediana stopy zwrotu wszystkich spółek z rynku za 2020 r. w pewnym momencie wynosiła… ponad 80 proc.
Gdy do tego dodać szaleńcze wzrosty amerykańskiego indeksu Nasdaq, a przede wszystkim Tesli, inwestorzy mogli zachodzić w głowę, czy fundamenty mają jakiekolwiek znaczenie, czy jednak bardziej liczy się moda bądź, inaczej mówiąc, tzw. hype. Nasdaq korekty doczekał się w ubiegłym tygodniu i na początku bieżącego. Nastroje wokół polskich gwiazd koronawirusowej hossy zaczęły psuć się jednak dużo wcześniej. Nadal obserwujemy sesje z gwałtownymi wzrostami, przeważają jednak takie, gdzie koronawirusowe gwiazdy świecą wyraźną czerwienią.
Geneza końca
Za moment przełomowy można uznać koniec lipca i publikację wstępnych wyników za pierwsze półrocze przez X-Trade Brokers, a więc firmę, która miała skorzystać na wzmożonym handlu i zamknięciu ludzi w domach. Skorzystała — zysk wyniósł 293,5 mln zł wobec 5,2 mln zł rok wcześniej, ale zysk kwartał do kwartału spadł. Ponadto po ponad 9-krotnych wzrostach od początku roku wartość spółki została wywindowana do 3,4 mld zł i inwestorzy wystraszyli się, że jeżeli wynik za pierwsze półrocze jest jednorazowo zawyżony przez okoliczności, wycena jest po prostu za wysoka. W podobnym momencie wyniki opublikowała Biomaxima, która też poprawiła zysk, ale 3 mln zł w kwartale, który miał być wielką szansą, nijak miały się do przekraczającej 200 mln zł wyceny (na początku roku sięgała zaledwie 13 mln zł).
W konsekwencji notowania XTB i Biomaximy tąpnęły, a za nimi poszły inne rozgrzane spółki, gdyż inwestorzy uświadomili sobie, że w ich przypadku historia może potoczyć się podobnie. Efekt? NCIndex 30 lipca stracił 15 proc. i zaliczył najgorszą sesję w historii. Później większość strat odrobiono, jednak nastroje szybko znów się popsuły. Do dziś 630,88 pkt z 29 lipca pozostaje maksimum tej hossy na tym indeksie, a sierpień był pierwszym spadkowym miesiącem (-3,6 proc.) po serii czterech z dwucyfrowymi wzrostami. Przez pierwsze siedem sesji września NCIndex zdążył stracić już 10,5 proc., i to nawet mimo środowego skoku o 6,6 proc. Obecnie notowany jest na poziomie 494
Spadające gwiazdy
Historii podobnych do XTB i Biomaximy jest więcej. Najbardziej jaskrawym przykładem jest spółka 4Mass, która w szczytowymmomencie wyceniana była na 370 mln zł względem niecałych 9 mln zł na początku roku. Po pokazaniu 0,5 mln zł zysku w II kw. notowania tąpnęły w jedną sesję o blisko 50 proc., a obecna wycena 4massu to 64 mln zł. W przypadku Biomassu, który wykazał uszczerbek na wynikach związany z koronawirusem (kwartalny zysk netto spadł ze 140 do 56 tys. zł), wyniki przywitano 22-procentowym spadkiem wyceny. PCC Exol wykazał wzrost zainteresowania w segmencie detergentów i kosmetyków, ale koronawirus odbił się na segmencie przemysłowym.
Zysk w pierwszym półroczu wzrósł tylko o 22 proc. przy wygórowanej wycenie. Raport przyjęto korektą o 32 proc. PZ Cormay, który 4 września za pierwsze półrocze pokazał… 6,8 mln zł straty, na kolejnej sesji zanotował spadek o 21 proc. Wyniki w tych przypadkach odegrały bardzo istotną rolę w zanegowaniu sensu dalszych wzrostów i nasileniu się spadków. Zmianę nastrojów widać także po największych gwiazdach koronawirusowej hossy, a więc notowanych w mWIG40 Mercatorze i Biomedzie Lublin. Pierwsza, jako producent rękawiczek, rzeczywiście bardzo mocno skorzystała na koronawirusie, po pierwszym półroczu zaraportowała 230,1 mln zł, z czego tylko 20,6 mln zł pochodziło z I kw. Mimo to pod koniec lipca dynamiczna hossa na Mercatorze wyhamowała, a raport przyjęto spadkami notowań o blisko 13 proc.
Do roli kandydata nawet do indeksu WIG20 urósł w pewnym momencie Biomed, o którego randze na GPW najlepiej świadczy fakt, że w sierpniu był trzecią nabardziej handlowaną spółką na całym rynku (ustąpił tylko CD Projektowi i KGHM-owi). Spółka nie przedstawiła jeszcze raportu za II kw., a jej notowania zdążyły już spaść od maksimów o blisko 60 proc. Zarząd niedawno próbował powstrzymać spadki, przekonując inwestorów, że kwestia zwolnień grupowych to niemające nic wspólnego z prawdą plotki (temat pojawił się na inwestorskich forach), a proces wytwarzania pierwszej serii immunoglobuliny anty-SARS-CoV-2 do badań klinicznych przebiega w sposób niezakłócony. Gwiazda hossy — przynajmniej pod względem wyceny i mimo pojedynczych sesji z gwałtownymi wzrostami — jednak coraz bardziej blednie.
Nie tylko spadki
Nie wszystkie raporty wywołują przeceny. Przykładowo wyniki Global Cosmedu na środowej sesji przywitano ponad 30-procentowym wzrostem. Spółka miała skorzystać na zwiększonym popycie na kosmetyki dezynfekujące i skorzystała — jej półroczny zysk netto wzrósł z 27 tys. zł do 11,7 mln zł. Warto jednak zauważyć, że wcześniej wycena Cosmedu spadła z 1,08 mld zł do 365 mln zł. Na początku roku spółkę wyceniano na 108 mln zł.
Najlepszym barometrem nastrojów inwestorów indywidualnych pozostaje jednak NewConnect. Choć koronawirusową hossę początkowo utożsamiano z firmami biotechnologicznymi i podmiotami korzystającymi na lockdownie, to ich krąg się poszerzył. Gwałtowne wzrosty przyciągnęły bowiem na parkiet nowych inwestorów, którzy zaczęli windować kursy kolejnych spółek, niekoniecznie blisko związanych z koronawirusem. Najbardziej skorzystał na tym właśnie NewConnect, gdzie obroty wzrosły rok do roku ponad 10-krotnie, a NCIndex zanotował hossę mimo bessy na WIG-u.
Biorąc pod uwagę stopę zwrotu za ostatni miesiąc na NewConnect, wciąż można znaleźć podmioty, które są na plusie. Stanowią one jednak tylko 24 proc. całości. Zdecydowana większość spółek za ostatni miesiąc zanotowała spadek notowań. W 34 proc. przypadków skala spadków przekraczała 25 proc., w 13 proc. o ponad 40 proc.
Czy to koniec koronahossy
Na giełdzie nie ma rzeczy pewnych, jednak trudno wyobrazić sobie, by większość spółek przecenionych w ostatnim czasie szybko wróciła do wycen ze szczytu koronahossy. Przede wszystkim wzrosty w wielu przypadkach były budowane na oczekiwaniach, a nie na realnych wynikach. Jeżeli spółka, która miała korzystać na koronawirusie, nie spełniła oczekiwań w II kw., to trudno będzie jej skokowo poprawić wyniki w kolejnych.
Jeszcze trudniejsze może być przekonanie nowych inwestorów do rynku. Wcześniej, gdy niemal wszystko rosło i inwestorzy mogli chwalić się kilkudziesięcio-, a nawet kilkusetprocentowymi stopami zwrotu, namówienie nowej osoby do dołączenia do rajdu było zdecydowanie prostsze niż po mocnych spadkach. Spadek zainteresowania handlem widać zresztą częściowo w obrotach na NewConnect. Od początku rosły, by w lipcu osiągnąć średnią powyżej 100 mln zł na sesję. Średnia utrzymała się w pierwszej połowie sierpnia, ale w drugiej spadła już do 60,5 mln zł. Średnia pierwszych sześciu sesji września to 53 mln zł.
Nie można oczywiście uogólniać, gdyż każda spółka jest inna. Po ostatniej korekcie część wycen wygląda już zdecydowanie mniej abstrakcyjnie na tle wyników, choć nadal wyraźnie przewyższa wyceny z początku roku. Część spółek nadal ma rozpoczęte projekty, które mają dać owoce dopiero w przyszłości, co rodzi pole do spekulacji. Ponadto na rynku wciąż pozostaje duża grupa inwestorów, która jeszcze do niedawna mocno zarabiała. W efekcie jest bardzo nerwowo, co widać zarówno po gwałtownych spadkach, ale też gwałtownych (choć rzadziej występujących) odbiciach, np. ostatnia sesja ze zmianą kursu mniejszą niż 3 proc. na Biomedzie nastąpiła 23 lipca. Przy takiej zmienności trudno mówić o racjonalności wyceny. Wciąż gra psychologia i walka strachu oraz chciwości.
Niemniej tak szeroka fala wzrostów, jaką obserwowaliśmy między kwietniem a lipcem, wydaje się w obecnych warunkach tylko wspomnieniem. Mniejsze lub większe odbicia (jak np. w środę) oraz rajdy na pojedynczych spółkach będą z pewnością się pojawiały, ale sytuacja, gdy ponad połowa spółek na rynku rośnie o ponad 80 proc. w pół roku (a tak było na NewConnect), będzie trudna do powtórzenia. Powiew świeżości silnie rosnącego rynku minął i dała o sobie znać giełdowa rzeczywistość, która rządzi się zasadą: nie sztuką jest zarabiać w hossie, sztuką jest ochronić kapitał w bessie.