Koszty to zdecydowanie słaby punkt BGŻ

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2012-03-09 08:41

Piętą achillesową banku są koszty. Minusem niska efektywność sieci, ale tu tkwi szansa na rozwój biznesu.

Wydaje się, że BGŻ trwale wyszedł z wynikiem netto powyżej 100 mln zł. W 2011 r. zarobił 128 mln zł, o 14 proc. więcej niż w 2010 r., przy przychodach na poziomie 1,248 mln zł, czyli o 19 proc. lepszych niż rok wcześniej. Czwarty kwartał nie był tak dobry jak pozostałe. Zysk wyniósł 27,2 mln zł i był o 33 proc. niższy niż trzy miesiące wcześniej. Słabszy rezultat jest efektem wzrostu kosztów, co pod koniec roku w branży bankowej jest zjawiskiem dość typowym. Tyle że w BGŻ koszty to zdecydowanie jego słaby punkt. W IV kwartale wzrosły one o 16 proc., w całym roku o 19 proc. Współczynnik koszty/dochody nie zmienił się w stosunku do 2010 r. i wyniósł 75,2 proc. Prawdą jest, że bank miał nadzwyczajne wydatki: na nowe oddziały (57 mln zł), na IPO (12,4 mln zł), uruchomienie Optimy (18,8 mln zł), ale też BGŻ ewidentnie ma gest. Uruchomienie 48 placówek kosztowało ponad 1 mln zł na oddział. Wynagrodzenia w IV kwartale wyniosły 7,5 tys. zł, co jak na bank o takim profilu, obecny w mniejszych miejscowościach, nie jest mało. Koszty pracownicze wzrosły zresztą w 2011 r. z 382 mln zł do 456 mln zł.

Tomasz Bursa, analityk Ipopema Securities, mówi, że wyniki banku budzą mieszane uczucia.

— Nie był rewelacyjny, ale na kosztach istotnie zaważyły wydarzenia jednorazowe. Co ciekawe, nawet gdyby w tym roku nie zakładać superwzrostu biznesu, to bez tych ekstrakosztów i nawet przy wyższym koszcie ryzyka, wynik w 2012 r. może być wyższy niż w 2011 r. — mówi Tomasz Bursa.

Jego zdaniem, bank musi jednak poprawić efektywność, bo to jeden z jego najważniejszych problemów. W przeliczeniu na oddział BGŻ przypada 60 mln zł kredytów. W ING jest 20 mln zł więcej. Sieć jest kosztowna, ale mało efektywna.

Autor: ET