Człowiek, który przewidział zachowanie rynku w 2018 r., twierdzi, że nie należy wpadać w panikę. Indeksy nie zmieniły kierunku definitywnie
30 proc. — na tyle szacuje prawdopodobieństwo rozpoczęcia bessy w 2019 r. Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI, które na koniec 2018 r. zarządzało funduszami otwartymi wartymi 7,2 mld zł. Jego zdaniem, pozostałe 70 proc. przypada na „twardy reset”.

— Jeszcze 3-4 miesiące mogą trwać reperkusje ostatnich zniżek, może nawet dojść do przebicia dołka z grudnia 2018 r. Wall Street powinna jednak odrobić straty. W poprzednich twardych resetach dojście od szczytu do kolejnego szczytu trwało około roku — przypomina Jarosław Niedzielewski.
Jego zdaniem, tym cyklu koniunkturalnym twarde resety nastąpiły w latach 2011 i 2016. Ekspert zaznacza, że z perspektyw dekady są to mało istotne wahnięcia głównych indeksów w trendzie wzrostowym. Uważa jednak, że tym razem będzie inczej.
— Kolejny szczyt głównych indeksów za rok nie jest moim założeniem. Zakładam, że stopy zwrotu z rynku akcji w roku 2019 będą wyższe niż w 2018. Ponieważ jednak ubiegły rok indeks S&P500 zakończył na 6-procentowym minusie, wyższa stopa zwrotu oznacza 0 lub 5 proc. Żeby pobić rekordy, główne indeksy musiałyby zyskać co najmniej kilkanaście procent. Tego nie przewiduję — mówi Jarosław Niedzielewski.
Argumenty za i przeciw
Specjalista z Investors TFI zaznacza, że liczyłby na pobicie rekordów przez światowe indeksy, gdyby nie to, co zdarzyło się na giełdach w czwartym kwartale 2018 r. Wcześniej ponad 18-procentowy spadek indeksu S&P 500 po osiągnięciu szczytu zdarzył się tylko w latach 1929 i 1987, a więc u progu wielkiego kryzysu i bessy z końca lat 80. — Oczywiście to tylko statystyka. Gdyby zamiast 18 proc. podstawić 16 proc., pojawiłyby się kolejne daty. Skala ostatniej słabości powoduje jednak, że nie można jej lekceważyć — komentuje Jarosław Niedzielewski.
Podkreśla, że z ostatnią przeceną indeksów współgrały sygnały z amerykańskiego rynku obligacji. Spadała rentowność 10-letnich papierów skarbowych przy wzroście rentowności papierów korporacyjnych i problemach z plasowaniem emisji w tym segmencie.
— Poza tymi dwoma sygnałami nie pojawiło się nic, co by wskazywało, że za dwa, trzy czy cztery kwartały zacznie się recesja w Stanach Zjednoczonych. Nie może być bessy bez recesji, czyli spadku zysków w spółkach, a na razie nie widać sygnałów, by zyski spółek miały się pogorszyć jak w 2001 czy 2008 r. — wyjaśnia Jarosław Niedzielewski.
Za niepokojącą uważa mentalną zmianę wśród inwestorów, którą uwidacznia ekstremalny wzrost popularności słowa „bessa” w anglojęzycznej wersji wyszukiwarki Google. Jest jednak zdania, że wszystko inne nie wskazuje jeszcze na krach w 2019 r. — nawet jeśli wzrost zysków amerykańskich spółek wyniósłby mniej niż 8 proc., zakładane przez rynkowy konsensus.
— Przewiduję, że zyski wzrosną o 4 proc. To wciąż więcej niż zero — mówi dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI.
W kontekście ostatniej przeceny może to oznaczać, że przynajmniej część spółek jest atrakcyjnie wyceniana. Naszego rozmówcy nie przekonuje argumentacja, że być może kryzys rozleje się na rynkach finansowych w inny sposób niż wcześniejsze, bo wzrosła rola pasywnego inwestowania i handlu algorytmicznego.
— Przy takich okazjach argument, że świat się zmienił pojawia się zawsze. Potem okazuje się, że wszystko rozgrywa się tak samo jak wcześniej — tłumaczy Jarosław Niedzielewski.
Przypomina, że amerykański bank centralny nigdy wcześniej nie podnosił stóp procentowych, gdy zmieniał się trend rynkowy. Po ostatniej podwyżce był długi okres bez zmian i dopiero po nim następowała zmiana trendu. Banki komercyjne też wcześniej dostrzegały niepokojące sygnały i zaczynały zaostrzać kryteria kredytowe około roku przed recesją, a obecnie tego nie robią. Jarosław Niedzielewski nie dostrzega też żadnych niepokojących sygnałów z amerykańskiego rynku pracy. Nasz rozmówca zwraca uwagę, że ze słabością Wall Street kłóci się stosunkowo dobra kondycja giełd rynków wschodzących. Brazylijski indeks Bovespa pobił rekord wszech czasów w styczniu 2019 r. Wszystkie rynki wschodzące eksportują zaś do Stanów Zjednoczonych, które są wielkim, globalnym konsumentem.
— Mamy za sobą dziewięć kwartałów z rzędu wzrostu amerykańskiego PKB, więc trzeba się liczyć z tym, że spowolnienie nastąpi. Od spowolnienia do recesji droga jest jednak daleka — wyjaśnia Jarosław Niedzielewski.
Tego nie da się przewidzieć
Specjalista z Investors TFI wyobraża sobie tylko jeden scenariusz, w którym bessa i recesja mogą pojawić się niemal od zaraz. To eskalacja wojen handlowych. Przypomina, że już amerykański zakaz sprzedaży niektórych podzespołów chińskiemu ZTE o mało nie doprowadził do bankructwa tej firmy. Sprawa rozeszła się po kościach ze względu na osobiste relacje między przywódcami Chin i Stanów Zjednoczonych.
— Taki nagły scenariusz można sobie wyobrazić dla wielu spółek. Np. Apple może z dnia na dzień zostać powiadomione, że nie sprzeda już w Chinach żadnego iPhone’a. Nie spowoduje to bankructwa Apple’a, ale radykalnie zmieni jego sytuację. Jeżeli więc recesja przyjdzie w tym roku, to jej powodem będzie brak porozumienia w sprawach handlowych — podsumowuje Jarosław Niedzielewski.
Prognoza Investors TFI
Maksymalny tegoroczny poziom przeceny indeksu S&P 500 to 2200 pkt. Niemiecki DAX może spaść do 9,5-10 tys. pkt. GPW zakończy rok na plusie w przypadku wszystkich głównych indeksów.
Podpis: Kamil Kosiński