Główny Urząd Statystyczny był w ostatnich miesiącach posłańcem raczej złych niż dobrych wiadomości z polskiej gospodarki. Pokazywał, że przemysł spowalnia, eksport słabnie, a sprzedaż detaliczna rośnie wolniej, niż wynikałoby to z sytuacji na rynku pracy. Analitycy przekonywali, że mamy do czynienia z wyraźnym spowolnieniem — zastanawiali się tylko, jak będzie długie i głębokie. W piątek zła passa została jednak przerwana. Okazało się, że mimo problemów z przemysłem i handlem detalicznym polska gospodarka jako całość nadal rośnie w przyzwoitym tempie i właściwie o żadnym zauważalnym spowolnieniu gospodarczym nie ma mowy. W trzecim kwartale PKB wzrósł o 3,3 proc. rok do roku (wobec 3,5 proc. w poprzednim kwartale i 3,4 proc. w pierwszym), a nie — jak mówiła mediana prognoz — zaledwie o 2,8 proc.



— Polska gospodarka rosła wyraźnie szybciej, niż można było się tego spodziewać. Nie znamy jeszcze szczegółowej struktury PKB, ale prawdopodobnie pozytywnie zaskoczyły inwestycje — zarówno publiczne, jak i prywatne — twierdzi Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
Zawsze w czołówce
Oznacza to, że Polska pod względem tempa rozwoju gospodarczego znowu jest w absolutnej czołówce państw Unii Europejskiej. Z 28 krajów wspólnoty wyprzedza nas obecnie tylko Irlandia (jeszcze nie opublikowała danych za trzeci kwartał, ale w poprzednim rosła w tempie 6,5 proc., więc musiałaby gwałtownie zahamować, żeby Polska ją wyprzedziła). Pod względem dynamiki kwartalnej (wzrost polskiego PKB o 0,9 proc. w stosunku do drugiego kwartału) też zajmujemy drugie miejsce w UE — wyprzedza nas tylko Rumunia. Dobre wyniki polskiej gospodarki na tle innych państw to zresztą od kilku lat już właściwie norma. Od wejścia Polski do UE w maju 2004 r. to już 12. kwartał, w którym w rankingu najszybciej rosnących państw Unii zajmujemy miejsce na podium, a czterokrotnie nawet byliśmy liderem. Ponadto od dziewięciu lat (od czwartego kwartału 2005 r.) ani razu nie wypadliśmy z pierwszej dziesiątki. Żaden inny kraj wspólnoty nie może pochwalić się takimi wynikami.
— Polska od wejścia do UE, a zwłaszcza od wybuchu światowego kryzysu w 2008 r., radzi sobie na tle innych krajów Unii imponująco dobrze. Cecha charakterystyczna polskiej gospodarki, czyli niskie koszty produkcji, w okresie dekoniunktury jest szczególnie mocno doceniana na świecie. Dzięki temu mamy silny napływ inwestycji zagranicznych i odnotowujemy mocny wzrost eksportu, a w konsekwencji szybko rośnie PKB — tłumaczy Marcin Mrowiec, główny ekonomista Banku Pekao.
Gonienie stojącego
Efekt jest taki, że Polska przez ostatnią dekadę odrobiła największą część straty do średniej unijnej ze wszystkich państw UE. Według naszych obliczeń na podstawie danych Eurostatu, od początku 2005 r. PKB Polski wzrósł o 41,5 proc. Druga pod tym względem Słowacja odnotowała wzrost o 36,6 proc. Czechom udało się powiększyć zamożność o 16,8 proc. Tymczasem większość krajów Europy Zachodniej praktycznie dreptała w miejscu. PKB Niemiec od 2005 r. wzrósł 13,6 proc., Wielkiej Brytanii o 8,5 proc., a Francji o 7,6 proc. Włosi są biedniejsi niż dekadę temu — ich PKB spadł o 5,4 proc. Kiedy Polska wchodziła do UE, nasz PKB na mieszkańca stanowił 51 proc. średniej unijnej. W zeszłym roku było to już 68 proc., a na koniec tego roku prawdopodobnie przekroczymy próg 70 proc. Co ciekawe, przy obecnym tempie rozwoju już w 2016 r. Polska pod względem PKB na mieszkańca osiągnie poziom 27 tys. USD, czyli ten, na jakim była unijna średnia w 2004 r. — w momencie wejścia Polski do UE. Tak ujęte „doganianie Unii” zajmie więc nam zaledwie 12 lat. Należy pamiętać, że PKB nie jest idealnym miernikiem dobrobytu społeczeństwa, bo na przykład nie uwzględnia rozwarstwienia dochodów. Jednak lepszego wskaźnika nadal nie wymyślono.
12 W tylu kwartałach od wejścia do Unii Europejskiej Polska była jedną z trzech najszybciej rosnących gospodarek wspólnoty.