Książki o kotach bywają na ogół lekkie i dowcipne, czasami przewrotne. W każdym razie relaksujące. Nie tym razem. Doris Lessing, ubiegłoroczna noblistka, opowiada historie, od których chwilami zimno się robi. Dzieciństwo spędziła na afrykańskiej farmie. Co można było tam zrobić z mnożącymi się, zdziczałymi kocurami? Uśmiercić. Zniszczyć mioty. Utopić, otruć a nawet wystrzelać w zamkniętym pokoju z rewolweru z I wojny światowej. Nie z sadyzmu. Rodzice autorki, miłośnicy kotów, nie potrafili sobie inaczej poradzić z bujnością natury. Londyńskie historie nie są tak drastyczne, ale też poruszające. Przytrafia się kotom bezdomność, głód, kalectwo, choroby z rakiem włącznie. Ale czasem też człowiek, obdarzający je bezinteresowną przyjaźnią, a nawet próbujący zrozumieć ich tajemniczą egzystencję.