Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) prowadzi analizy, który system skrócenia czasu pracy byłby najkorzystniejszy zarówno dla pracodawców, jak i ich podwładnych. Modyfikację przepisów w tej dziedzinie poprzedzą rozmowy z partnerami społecznymi. Eksperci rynku pracy podchodzą do tego tematu z pewnym dystansem. Uważają, że tak rewolucyjne zmiany nie mogą być wprowadzone z dnia na dzień, bo nasza gospodarka nie jest na to przygotowana. Jednocześnie przestrzegają przed rozwojem szarej strefy i lawinowym wzrostem cen produktów i usług.
Dwa scenariusze
Andżelika Majewska, wiceprezes agencji zatrudnienia LeasingTeam Group, podkreśla, że przedstawiciele MRPiPS rozważają dwa scenariusze: ustanowienie czterodniowego tygodnia pracy lub skrócenie dniówek o godzinę. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, szefowa resortu, zwracała wielokrotnie uwagę, że Polacy są jednym z najbardziej przepracowanych narodów w Europie, natomiast przemęczenie i wypalenie zawodowe obniżają ich produktywność.
Eksperci nie mają wątpliwości, że tak radykalne zmiany w Kodeksie pracy wymagają licznych analiz i oceny skutków wprowadzenia nowych regulacji, a przede wszystkim konsultacji w tej sprawie z przedstawicielami organizacji zrzeszających pracowników i pracodawców. Ci ostatni obawiają się wzrostu kosztów zatrudnienia.
– Zmiany są potrzebne, bo napędzają gospodarkę i przyspieszają innowacje. Jednak tak rewolucyjne modyfikacje muszą być dobrze policzone i poprzedzone dogłębną analizą. Nie powinny być wprowadzane z dnia na dzień, jedną ustawą – uważa Andżelika Majewska.
Zastanawia się, czy na tak odważne posunięcia nie jest jednak za wcześnie.
– Już od dłuższego czasu brakuje tzw. pracowników blue collars, niezbędnych do zapewnienia ciągłości produkcji czy dostaw. Wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy dla wszystkich zatrudnionych uderzyłoby chociażby w branże przemysłową, transportową, spedycyjną i logistyczną, a także w inne sektory gospodarki, w których praca musi być wykonywana przez siedem dni w tygodniu – zaznacza Andżelika Majewska.
Weź udział w kolejnej edycji kongresu "HR Summit 2024" >>
Jej zdaniem, zapowiadane zmiany w Kodeksie pracy będą oznaczać dla pracodawców z wielu branż konieczność zatrudnienia nowych pracowników lub wypłaty nadgodzin. A to – jak podkreśla – będzie wiązało się z wyższymi kosztami zatrudnienia.
– Naturalną tego konsekwencją będzie wzrost cen produktów i usług – ocenia Andżelika Majewska.
Perturbacje kadrowe
Zdaniem ekspertów, wspomniane zmiany spowodują również perturbacje kadrowe w tak ważnych dla obywateli sektorach jak służba zdrowia, edukacja i transport publiczny. Warto zaznaczyć, że krótszy tydzień pracy nie jest pomysłem nowym. Różne jego modele obowiązują m.in. w Belgii, Norwegii, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Eksperci rynku pracy zwracają uwagę, że MŚP znad Wisły już od kilku lat mierzą się z różnymi problemami dotyczącymi m.in. pandemii, wojny w Ukrainie i rosnącymi kosztami energii. Wskazują, że szansą na złagodzenie gospodarczych skutków skrócenia czasu pracy jest rozwój nowych technologii i inwestycje w automatyzację procesów.
– Dbanie o work-life balance i dobrostan pracowników powinno być priorytetem. Natomiast skrócenie czasu pracy mogłoby się do tego przyczynić. Warto jednak najpierw wypracować metody i narzędzia do mierzenia efektywności pracy, a także rozwiązania prawne zapobiegające występowaniu nadużyć w zakładach pracy. W obliczu rosnących kosztów życia nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której podwładny zyskując więcej czasu wolnego wypełni go pracą w innym miejscu. Niewykluczone, że zatrudni się na czarno, bo coraz więcej pracodawców nie będzie w stanie udźwignąć wyższych kosztów zatrudnienia – zaznacza Andżelika Majewska.
