Wells Fargo Securities, Oppenheimer Asset Management, Yardeni Research, Deutsche Bank – te instytucje przed niemal rokiem prognozowały osiągnięcie 7 tys. pkt lub więcej przez indeks S&P 500 w 2025 r. Obecnie wartość indeksu wynosi 6,8 tys. pkt, a ewentualne pokonanie okrągłej bariery nie będzie oznaczać końca tendecji wzrostowej, uważa Łukasz Kałwak, strateg rynkowy z Franklin Templeton Institute.
- Widzę szansę na 7,2-7,4 tys. pkt do końca I kwartału 2026 r. – mówi Łukasz Kałwak.
Jeszcze na początku kwietnia 7 tys. pkt wydawało się mrzonką. Tak zwana salwa celna Donalda Trumpa wywołała panikę na giełdzie, a indeks blue chipów stracił 11,5 proc. w ciągu zaledwie sześciu sesji i spadł poniżej 5 tys. pkt. Karta szybko się jednak odwróciła i notowania S&P 500 wzrosły do dziś o ponad 30 proc.
- Nie spodziewałem się takiego rajdu. Byliśmy pewni, że kwietniowy spadek to tylko korekta w trendzie, ale pognozowaliśmy osiągnięcie przez S&P 500 6,6 tys. pkt – mówi Łukasz Kałwak.
Jego zdaniem rynek amerykański nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, o czym świadczą historyczne szczyty pięciu głównych indeksów – S&P 500, Nasdaq 100, Dow Jones Industrial, Russell 1000 i Russell 2000.
- Rzadko się o tym sygnale mówi, ale historycznie takie momenty równoległych szczytów w większości wypadków oznaczały kontynuację hossy – argumentuje ekspert.
Czwarty rok hossy nie będzie ostatnim
Ekspert zdaje sobie sprawę, że hossa na amerykańskich akcjach trwa już bardzo długo.
- Jesteśmy w czwartym roku hossy i widzę pierwsze oznaki problemów z szerokością rynku [wskaźnik mierzący jaki odsetek spółek uczestniczy w hossie – red.]. Na razie ogromne nakłady inwestycyjne wielkich dostawców usług chmurowych spływają na inne spółki, jak np. Caterpillar. Jednak poprzeczka na 2026 r. jest zawieszona wysoko, a drugi rok cyklu prezydenckiego historycznie należy do najgorszych. Na razie nie widzimy mocnych przesłanek do mocniejszej korekty, aczkolwiek nie wykluczamy jej w pierwszej połowie przyszłego roku – mówi specjalista.
Od 1930 r. drugi rok kadencji urzędującego prezydenta USA był w połowie przypadków dla S&P 500 rokiem słabości. Indeks miał najgorszą roczną stopę zwrotu w 1974 r., gdy światło dziennie ujrzała afera Watergate, a najlepszą 20 lat wcześniej za pierwszej kadencji Dwighta Eisenhowera, nazywanego ojcem amerykańskich autostrad.
Mimo pojawiających się sygnałów korekty, apetyt inwestorów na ryzyko pozostaje wysoki, podkreśla Łukasz Kałwak.
- Notowania S&P 500 są wciąż powyżej średniej pięćdziesięciodniowej i nawet złamanie tego trendu niekoniecznie oznacza nadejście mocnej korekty. Jedna wielka piękna ustawa Donalda Trumpa obniżyła efektywną stopę podatkową dla wielkich firm z 21 do 10 proc. – to ogromny zastrzyk gotówki. Ponadto Fed zaczął ponownie obniżać stopy procentowe, co zwiększa szanse na dalszy wzrost – tłumaczy ekspert.
Z jego obliczeń wynika, że akcje amerykańskie (mierzone indeksem S&P 500), w scenariuszu, w którym Fed wznowił obniżkę stóp procentowych po półrocznej pauzie, rosły nawet o 17 proc. w ciągu kolejnego roku, ale towarzyszyła temu podwyższona zmienność.
Sztuczna inteligencja to nie bańka
W ostatnich tygodniach pojawia się coraz więcej głosów ze strony przedstawicieli czołowych instytucji finansowych o narastającej bańce AI. Tak np. twierdzi komitet finansowy Banku Anglii, który ostrzega, że szanse na mocną korektę znacząco wzrosły. Podobnego zdania jest Pierre-Olivier Gourinchas, główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który widzi podobieństwa do bańki internetowej z początku wieku. Zmartwienie zaczyna również ogarniać zarządzających funduszami, wynika z październikowej ankiety Bank of America, która objęła 193 specjalistów. Ponad połowa z nich uważa, że została napompowana bańka.
Łukasz Kałwak zachowuje spokój i zaznacza, że rewolucja AI dopiero się zaczyna i jest za wcześnie, by mówić o bańce.
- Wskaźniki wyceny indeksów S&P 500 i Nasdaq są daleko od poziomu z bańki internetowej. Dzisiaj spółki technologiczne mają znacząco mocniejsze bilanse. Ponadto większość firm z S&P 500 ma finansowanie oparte na stałej stopie procentowej – mówi Łukasz Kałwak.
Prognozowany wskaźnik cena/zysk dla S&P 500 wynosi 25,3, podczas gdy dla Nasdaqa 31,7, znacznie mniej niż w czasie bańki internetowej (70). Zagregowany wskaźnik C/Z dla akcji tzw. wspaniałej siódemki (Apple, Microsoft, Amazon, Alphabet, Meta, Nvidia i Tesla) wynosi 37,8 według danych Bloomberga. To o 15 mniej niż dla liderów bańki internetowej w 2000 r. (Microsoft, Cisco Systems, Intel, Oracle, IBM, Lucent, Nortel Networks), wynika z obliczeń Instytutu Franklin Templeton na podstawie danych banku Goldman Sachs.
Głównym powodem do zmartwień są wydatki na budowę centrów danych. Tylko w latach 2025-27 wielcy dostawcy usług chmurowych (m.in. Microsoft, Amazon, Google i Meta), inaczej zwani hyperscalerami, wydadzą łącznie 1 bln USD na badania i rozwój, szacuje Łukasz Kałwak.
- To równowartość polskiego PKB czy wydatków odsetkowych amerykańskiego rządu. Czy to dużo? Każdy z prezesów tych spółek zaznacza, że popyt jest ogromny i wręcz nie nadążają z inwestycjami. Trzeba zaznaczyć, że jesteśmy dopiero we wczesnej fazie rewolucji AI. Tylko 10 proc. amerykańskich firm na co dzień korzysta ze sztucznej inteligencji. Rynek zatem jest ogromny – podkreśla ekspert Franklin Templeton Institute.
Inwestorzy są jednak wrażliwi na zmiany w planach. Na sesji w czwartek, 30 października, akcje Mety (właściciela Facebooka) taniały nawet o 12 proc. mimo lepszych od oczekiwań wyników za III kwartał. Zarząd na konferencji wynikowej poinformował, że spodziewa się wzrostu kosztów budowy centrów danych. Nie sprecyzowano jednak, z czego on wynika.
- Naszym zdaniem chodzi o koszty energii. Ropa naftowa od trzech lat jest w bessie, a wzrost ceny automatycznie zwiększy ceny energii. Może do tego dojść w 2026 r. – rynek niedźwiedzi na ropie trwa średnio 2,5 roku – przypomina Łukasz Kałwak.
