Tak źle z pozyskaniem pieniędzy z banków jeszcze nie było. Lada chwila możemy mieć do czynienia z credit crunchem, czyli nadmiernym ograniczeniem dostępności kredytu. To zapowiada fatalne skutki nie tylko dla firm, ale i całej gospodarki — przestrzegają eksperci.

Mikrofirmy pod ścianą
Z ankiety Narodowego Banku Polskiego (NBP) wynika, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy tego roku w polityce banków i popycie na kredyty pogłębiły się tendencje z pierwszego kwartału. Zdecydowana większość zaostrzyła — i to znacząco — kryteria polityki kredytowej oraz gros warunków udzielania finansowania. Najczęściej polegało to na podnoszeniu marży oraz wymagań co do zabezpieczeń. O pieniądze z tego źródła szczególnie trudno jest firmom z sektora MŚP.
— Widzimy, że nasi firmowi klienci coraz częściej otrzymują decyzje odmowne od banków. Kiedyś wystarczyło zwrócić się do jednego banku i można było liczyć na jego pozytywne rozpatrzenie. Teraz firmy często składają wnioski do czterech, a nawet pięciu i nie mają pewności, że dostaną pieniądze — mówi Konrad Wróbel, ekspert Związku Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF) i menedżer w Expander Advisors.
Przy tym najgorzej mają ci przedsiębiorcy, którzy działają w branżach najmocniej poszkodowanych przez pandemię CO- VID-19, a więc firmy gastronomiczne, hotele, organizatorzy imprez. Zostali praktycznie całkowicie odcięci od finansowania.
— Dla banków ryzykowne są zwłaszcza branże budowlana, gastronomiczna, hotelarska, transportowa, meblarska, automotive oraz handel detaliczny, kultura i rozrywka. Duże ryzyko wiąże się też z finansowaniem sektorów i firm uzależnionych w znacznym stopniu od importu z Chin — mówi Krystyna Kalinowska z Podlaskiego Funduszu Kapitałowego.
Niełatwo jest także najmniejszym przedsiębiorcom, niezależnie od branży, w jakiej działają.
— Nie tylko banki, ale i sektor pozabankowy nie mają całkowicie apetytu na finansowanie mikrofirm. Dziś wszyscy oczekują zabezpieczeń w postaci nieruchomości, majątku lub chociażby wierzytelności — zauważa Aleksander Widera, prezes firmy Kredytmarket.com.
Mniej chętnych
Eksperci zwracają jednak uwagę, że nie tylko podaż kredytów się zmniejszyła. W opinii respondentów NBP niepewność co do dalszych gospodarczych i społecznych skutków rozprzestrzeniania się pandemii silnie obniżyła też popyt na tego rodzaju usługi finansowe, w tym szczególnie małych i średnich przedsiębiorstw.
— Drastycznie spada liczba wniosków i zapytań kredytowych ze strony mikrofirm. Są to spadki rzędu 40 proc. Przyczyną zmniejszonego zainteresowania przedsiębiorców kredytem są obawy o przetrwanie w dłuższym czasie i możliwość spłaty zobowiązań — mówi Aleksander Widera.
Dr Sławomir Dudek, główny ekonomista pracodawców RP, zwraca uwagę, że ryzyko credit crunchu, czyli sytuacji, kiedy w gospodarce następuje mocne ograniczenie dostępu do kredytu w sektorze prywatnym, jest realne.
— To wypadkowa wielu czynników, w tym nieadekwatnej polityki gospodarczej. Efektywność sektora bankowego systematycznie malała, a kryzys i decyzje gospodarcze ten proces pogłębiły. Mam tu na myśli podatek bankowy, który mocno ograniczył zyski banków. Ponadto jego konstrukcja promuje obligacje, dlatego banki zamiast kredytować firmy finansują deficyt budżetowy. Dodatkowo stopy procentowe zostały obniżone niemal do zera, co powoduje, że kredyt staje się mało opłacalny — mówi Sławomir Dudek.
Przyznaje on, że z uwagi na kryzys, który pogorszył sytuację ekonomiczną firm i ich zdolność kredytową, w oczywisty sposób ryzyko wzrosło. Do tego przyszłość gospodarki jest mocno niepewna.
— W takich warunkach oferty kredytów są mocno ograniczane. Popyt firm na nie oczywiście też zmalał, ale ograniczenie podaży jest dużo większe. Mimo planów inwestycyjnych wiele firm może nie zdobyć finansowania, a to oznacza, że ich inwestycje w tym i następnym roku spadną — mówi Sławomir Dudek.
Potrzeba zmian
Na ryzyko credit crunchu zwracał też uwagę Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich (ZBP), na niedawnej konferencji prasowej poświęconej temu problemowi.
— Już w czerwcu 2018 r. sygnalizowaliśmy, że Polsce grozi wyraźne spowolnienie aktywności kredytowej. W minionym roku zgłaszaliśmy, że trzeba zrobić pewne korekty w polityce regulacyjnej względem sektora bankowego, żeby zdolność do finansowania rozwoju gospodarki utrzymywała się na właściwym poziomie — wspominał Krzysztof Pietraszkiewicz.
Banki od dłuższego czasu zwracały też uwagę na duże obciążenie sektora różnymi daninami, m.in. podatkiem bankowym i opłatą na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, oraz na fakt, że w Polsce mamy najwyższy wskaźnik kredytów zagrożonych (NPL) w Europie.
Problemy instytucji finansowych zaostrzyły się na początku tego roku. To efekt wzrostu ryzyka finansowania w związku z pandemią COVID-19. Do tego doszło obniżenie stóp procentowych niemal do zera.
— W takich warunkach musiało nastąpić zaostrzenie polityki banków. Ograniczenie akcji kredytowej będzie powodować zaburzenia płynności finansowej większości podmiotów gospodarczych i gospodarstw domowych, a zatem ich zdolności do generowania przepływów pieniężnych oraz obsługi zobowiązań — przestrzega Krzysztof Pietraszkiewicz.
Dla uniknięcia credit crunchu ZBP postuluje m.in. zmianę wymogów dotyczących udzielania kredytów. Miałyby one polegać na zmniejszeniu wag ryzyka dla kredytów inwestycyjnych, zmianie zasad pomocy państwa w formule udzielania wsparcia klęskowego oraz usunięciu barier w emisji listów zastawnych.
Związek walczy także m.in. o większą dostępność zabezpieczeń kredytowych firm z sektora MŚP i mikrofirm, zwolnienie z podatku bankowego kredytów udzielonych po 15 marca 2020 r. oraz zaliczenie do kosztu uzyskania przychodów rezerw i odpisów utworzonych na takie kredyty. W propozycjach znalazło się także usprawnienie procesu dochodzenia roszczeń i restrukturyzacji oraz zniesienie ograniczeń w zakresie możliwości kredytowania rolników.